niedziela, 29 września 2013

Rozdział 5

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥ 
______________________________________________________

* * *
Wracałam do domu cała obolała. Nie wiem dlaczego ,  po prostu bolało mnie wszystko, a najbardziej głowa. Na polu było zimno, żałowałam , że nie wzięłam dziś kurtki. Padał deszcz. Na 100% się przeziębię. Biegłam do domu. Gdy w końcu dobiegłam wpadłam do domu i jak zwykle zamknęłam drzwi na zamek. W domu panowała głucha cisza. Lekko mnie to przerażało. W ogóle w domu było ciemno. Teraz jakoś się bałam. Nigdy tak nie było. Usłyszałam pukanie do drzwi i aż podskoczyłam ze strachu. Za drzwiami stał Louis. Po co on znowu tu przyszedł? Ja pierdziele. Cała złość wróciła.
-Czego? - syknęłam. Teraz w ogóle się nie bałam. Zapomniałam o strachu.
Przekroczył próg domu, a ja chciałam go popchnąć drzwiami. Nie chciałam żeby tu wchodził. Niestety był on o wiele silniejszy ode mnie. Z łatwością wtargnął do domu. Był wkurzony, było to po nim widać. Kopnął nogą drzwi , a te zatrzasnęły się z hukiem. Nie długo rozwalą się na strzępy. Złapał moje nadgarstki i mocno zacisnął swoje ręce. Skóra aż piekła z bólu. Popchnął mnie na ścianę. Wtedy cała moja odwaga po prostu 'wyciekła' ze mnie. Strach wrócił. Byłam przerażona. Przybliżył swoje ciało do mojego i warknął:
-Masz się mnie słuchać. Jasne?
-J-jasne.
Chłopak puścił mnie. Od razu poczułam ulgę. Wciąż jednak nie wiedziałam czego ode mnie chce. Bałam się jednak, że coś mi zrobi. Chciałabym aby znikł z mojego życia tak szybko jak się pojawił. Musiałam się go zapytać czemu to robi, nie było innego sposobu dowiedzenia się. I wtedy wpadł mi do głowy cudowny pomysł: śledzić go. Jakby się dowiedział że chce to zrobić to chyba bym już nie żyła. Był niebezpieczny i nawet ja to wiedziałam. Jego zmiany nastrojów były dziwne , nie ma chyba osoby na świecie która zrozumiała by go. Zanim jednak posunę się do tego kroku żeby go śledzić, spróbuję najpierw coś od niego wyciągnąć pytaniami. Na pewno ciężko by było się z nim dogadać. Zastanawiałam się nad pytaniem jakie mu zadać. Na prawdę bałam się  jego reakcji na jakikolwiek ruch z mojej strony.
-Dlaczego wciąż mnie nachodzisz? - zapytałam drżącym głosem
Louis popatrzył na mnie. Po kilku sekundach odpowiedział:
-Bo chcę być była bezpieczna.
On na serio mnie zadziwiał. Co ja zrobiłam, że mam być bezpieczna? Kichnęłam. No tak powrót do domu dawał sie we znaki. Poszłam do kuchni po jakieś tabletki ale jak zwykle nic nie miałam. Chciałam zrobić sobie ciepłą herbatę ale to również się nie udało bo herbata się skończyła. Czas zrobić zakupy puki jeszcze nie jestem poważnie chora. Wyszłam z kuchni. Założyłam ciepłą kurtkę i wzięłam parasol , zmieniłam jeszcze buty na jakieś inne. Już miałam wychodzić gdy Louis zagrodził mi drogę.
-Gdzie się wybierasz?
-Chce iść do sklepu. - odpowiedziałam stanowczym głosem. Dlaczego ja nawet tego nie mogę robić? Czuję się jak w więzieniu.
-Nie pójdziesz. 
On nie może nie pozwalać wyjść mi z domu. Jestem pełnoletnia. Postanowiłam mu się postawić , chyba innego wyjścia nie było.
-A właśnie że pójdę.
Chyba nie podobało mu się to. 1:0 dla mnie! 
-W takim razie idę z tobą. 
Tego się nie spodziewałam. On naprawdę zrobi wszystko żebym nie była sama. Otworzył mi drzwi i wyszliśmy z domu. Zamknęłam dom. Louis miał na sobie tylko zwykły t-shirt. Zastanawiałam się czy aby on się nie przeziębi. Cóż, ja przynajmniej nie będę się wpierdzielać w jego życie. Jak będzie chory to nie moja wina niech robi co chce. Poszłam w kierunku sklepu. Szczerze to dziwnie czułam się w jego towarzystwie. Tak nieswojo. Czułam się tak jakby mnie śledził. Na polu było szczególnie zimno. A wczoraj jeszcze było tak ciepło. Pogoda też jest dziwna. Zastanawiałam się co u Marcela. Na jutro jesteśmy umówieni , ciekawe co Louis na to powie. Weszłam do sklepu. Chłopak chodził za mną krok w krok i do tego jeszcze wpatrywał się we mnie. Ciekawe co ja mam ciekawego na swoich plecach. Wzięłam koszyk i powoli poruszałam się po sklepie co chwilę wrzucając jakieś produkty do koszyka. Naprawdę uzbierało się tego trochę. Louis nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdy byłam już pewna że mam wszystko zapłaciłam za zakupy i wróciłam do domu. Chłopak przez całą drogę się nie odzywał. W domu poczułam się lepiej bo tu nie chodził wciąż za mną i obserwował każdy mój ruch. Postanowiłam zrobić coś ciepłego. Mój wybór padł na zupę pomidorową. Wyciągnęłam potrzebne zakupy z plastikowych siatek a resztę schowałam do szafek. Po chwili zupa była gotowa - jak dobrze że umiałam w miarę gotować. Nie chciałam być nie miła więc zapytałam się Louisa czy chce trochę. Chłopak zgodził się , więc wyciągnęłam z szafki dwie miski. Nalałam zupy do misek i wyciągnęłam łyżki. Gdy w końcu usiadłam na krześle poczułam ulgę. Nie wiem nawet dlaczego. Obaj dość szybko zjedliśmy. Louis umył po sobie miskę ,choć wcale go o to nie prosiłam. Później ja postanowiłam odrobić lekcje a on zasiadł przed telewizorem. Nie wiedziałam czy pójdę jutro do szkoły, ma nadzieję że Marcel przyjdzie. Lubiłam z nim spędzać czas. Do Louisa nie co się już przyzwyczaiłam jednak i tak czułam się przy nim nieswojo. Znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. Już chciałam otworzyć drzwi ale drogę zagrodził mi Louis. 
-Pozwól że ja to zrobię.
Nie miałam właściwie nic przeciwko. Chłopak otworzył drzwi a za nimi ukazała się drobna postać Kate.
-Yyy dzień dobry ja do Sharley. 
Louis wpuścił ją do domu. Przytuliłam przyjaciółkę i poszłam z nią na górę. Louis wrócił do poprzedniego zajęcia. To mi pasowało. 
-Kim on jest? - szepnęła Katty gdy drzwi od mojego pokoju zostały zamknięte.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? To dlaczego on tu jest? Wprowadził sie do ciebie czy co? I dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. Nie wiem co on chce zrobić, powiedział mi tylko , że muszę być bezpieczna.
-Sharl ja nie chce cię  martwić , ale to jest ten co go widziałam wtedy w krzakach z lornetką. 
-Weź, przecież nikogo tam nie było. - coś jednak we mnie tknęło. 
-Jak nie wierzysz to twój problem , na serio nie kłamię i radzę ci uważać. Przejdźmy do rzeczy. Idziesz ze mną dziś na impreze?
-Niestety Kate, nie mogę, on by mnie nie wypuścił, musiałabym iść z nim a tego nie chcę. Po za tym boli mnie gardło i mam katar więc i tak nie mogę iść. 
-Jak zwykle nie masz czasu dla przyjaciółki. 
-Przecież byłyśmy wczoraj umówione.
-Jakoś się nie umówiłyśmy. Jak wolisz siedzieć w domu z tym chloptasiem niż ze mną to od razu mi powiedz. 
-Kate weź, to chyba nie moja wina , że on tu przylazł i nie chce mnie wypuścić z domu. 
-To zadzwoń na policję , nie wiem , zrób coś. 
-Ale Kate ty nie rozumiesz...
-Rozumiem. Po prostu nie chcesz się już ze mną przyjaźnić. Nie będę wam już przeszkadzała więc już sobie pójdę, szkoda , że w ogóle straciłam czas na takie pierdoły.
Chciałam zatrzymać przyjaciółkę ale chyba wyszłoby to na marne. Ona w ogóle nie chciała mnie słuchać. Nienawidzę go. Wpieprzył się w moje życie i je psuje. 

* LOUIS P.O.V *

Kate wyszła wściekła z domu Sharley. Nie wiem co się stało ale jak dla mnie lepiej. Nie lubiłem tej Kate. Ona zresztą też mnie chyba nie lubiła, co za różnica. Usłyszałem zbieganie ze schodów i do pokoju wpadła Sharley. 
-NIENAWIDZĘ CIĘ! NIE-NA-WI-DZĘ! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! CZUJE SIĘ JAK W WIĘZIENIU! NIE MOGĘ NAWET WYJŚĆ Z DOMU! NIC O TOBIE NIE WIEM , TY NIE CHCESZ  MI NIC POWIEDZIEĆ, JA SIĘ BOJE! NIE ROZUMIESZ TEGO!? WYJDŹ STĄD! WYJDŹ I NIGDY NIE WRACAJ! IDŹ PRECZ!
Szczerze byłem dość zszokowany.Po jej wybuchy rozpłakała się i zjechała po ścianie. Płakała jak dziecko. Nie mogłem tego znieść. Wstałem z kanapy i ruszyłem w jej stronę.
-NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyczała
Nie mogła się uspokoić. Przytuliłem ją. Najpierw zaczęła się wyrywać i krzyczeć ale po kilku minutach zrezygnowała. Była bezsilna.
-Ciii... już dobrze- szeptałem i kołysałem jej ciało. 
Zrobiło mi się jej żal. Uciszałem ją jak małe dziecko. 
-Dlaczego to robisz? - spytała już spokojnie.
-Bo muszę. Nie chcę by stało ci się coś złego.
-Ale czemu miało by się coś stać?
-Bo jest ktoś kto cię nienawidzi , tak jak ty mnie i chce żebyś zniknęła.
Blondynka przeraziła się. 
-Aale..
-I dlatego jestem tu , by nic ci się nie stało.
-D-dziękuję.
Podniosłem ją i na rękach zaniosłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku. Zgasiłem światło i wychodząc zamknąłem za sobą drzwi. Położyłam się tam, gdzie wczoraj i zasnąłem

***

* SHARLEY P.O.V *

Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 11. Nie było sensu iść już do szkoły. I tak okropnie bolało mnie gardło. Do pokoju wszedł Louis z tacą na rękach.
-Widzę że już wstałaś. Przyniosłem ci śniadanie. Pyszne płatki z mlekiem!
Uśmiechnęłam się. Zmienił się. Bardzo. Z przyjemnością zjadłam to co dla mnie zrobił. Poszłam do kuchni wziąść jakieś tabletki. Na razie mogłam mówić tylko szeptem. Za bardzo wczoraj krzyczałam. Wciąż się boje. Ktoś chce mi coś zrobić. On mnie pilnuje. Ale dlaczego?! Dlaczego ktoś chce mi coś zrobić , dlaczego on tu się pojawił i chce mnie chronić. On mnie nie zna, to dlaczego to robi? Wyciągnęłam z szafy jakieś luźne ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic , włożyłam na siebie ciuchy , a włosy rozczesałam i pozwoliłam by swobodnie opadały na moje ramiona. Nie przejmowałam się tym jak wyglądam , nie musiałam. Właściwie to nie miałam zbyt co robić.
-Sharley może gdzieś wyjdziemy? - zapytał Louis gdy wyszłam z łazienki.
-Nie mogę - szepnęłam do niego. W gardle coś mi piszczało. Chyba muszę się wybrać do lekarza.
-Co się stało? - pierwszy raz odkąd go znam przeraził się - Musisz iść do lekarza.
Hahaha jaki on przewidywalny. Potrząsnęłam głową. Oznaczało to , że musiałam się przebrać. Chyba nie pojadę w dresach. Szybko zmieniłam moje ubrania. W moim wyglądzie nic nie zmieniłam, przede wszystkim mi się nie chciało. Ubrałam się ciepło aby jeszcze bardziej się nie pochorować. Louis zaprowadził mnie do jego auta. Pojechaliśmy do lekarza. Akurat nie miał żadnych klientów. Obejrzał moje gardło i stwierdził , że złapało mnie przeziębienia, ale też nadwyrężyłam je i przez to ciężko mi mówić. Przepisał jakieś tabletki i mogliśmy wracać do domu. Nie lubiłam lekarzy, szpitali i wszystkiego co jest z tym związane. Mam z tym złe wspomnienia. Dlatego też cieszyłam się, że tak szybko to minęło. Louis podjechał do apteki i kupił mi te tabletki. Jak wróciłam do domu kazał mi je od razu połknąć. Usiadłam na kanapie w salonie, a on od razu przyniósł mi koc i zabronił się odkrywać. Nie wiem dlaczego się zmienił. Na pewno na lepsze. Gdy wybiła godzina 15 zadzwonił dzwonek do drzwi. Louis kazał mi czekać i sam poszedł otworzyć. Gościem okazał się Marcel, który był przestraszony gdy zobaczył Louisa. Zaprosiłam go do domu. Widać że Louis go nie lubił i patrzył na niego krzywo. Poszliśmy na górę a Louis tylko powiedział żebym nie nadużywała głosu. 
-K-kto to? - zapytał Marcel
-Yyy nazywa się Louis. Fajnie że przyszedłeś. - mówiłam wciąż cicho i trochę piszczałam.
-Nie było cię w szkole przez ten kaszel tak? 
Pokiwałam głową.
-Yhmmm będziesz chciała pożyczyć później zeszyty?
-Tak , dziękuję. To może przejdźmy do projektu co? 
Chłopak zgodził się. Był uroczy , szkoda, że spod grubych szkieł okularów nie można było zobaczyć jego pięknych oczu.
-Dlaczego nosisz okulary? - spytałam
-yyy pomagają mi przy czytaniu.
-A musisz je nosić? 
-N-nie.
-A mógłbyś je przy mnie zdejmować?
Marcel zawstydził się. Niepewnie zdjął je z nosa i znowu mogłam zobaczyć jego oczy. Zakochałam się w nich. Były piękne i jeśli można tak powiedzieć 'rzadko spotykane'. Uśmiechnął się i pokazały się te słodkie dołeczki. On sam w sobie był słodki. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy do projektu i usiedliśmy przy moim biurku. Marcel podniósł rękawy swojej śnieżnobiałej koszuli. Spojrzałam na jego ręce i... zdziwiłam się. Miał na niej kilka tatuaży. Naprawdę mało o nim wiedziałam. Miał wiele tajemnic.
-Marcel?
-Tak?
-Ty masz więcej tych tatuaży?
-Co jakich co... - na początku się zdziwił a później chyba zorientował się o co mi chodzi i szybko spuścił podwinięte rękawy.
-No powiedz
-N-no tak. - zawstydził się i zarumienił. Odwrócił się i wpatrywał się w sufit, który stał się dla niego bardzo interesujący.
Zaciekawił mnie. Po tej rozmowie jednak z naszych ust nie padło ani jedno słowo. Marcel zajął się projektem. Nie wiem ile czasu minęło ale na pewno  jakaś godzina. 
-Sharley ja.. ja muszę już iść. Dokończymy kiedy indziej. 
-Oczywiście.
Odprowadziłam go do drzwi.
-Kiedy będziesz w szkole?
-Nie wiem może pojutrze, jak mi przejdzie. To jutro się umawiamy? 
-T-tak może być. O 16 kończymy lekcje
-Będe w domu. Aaa i jeszcze jedno. Dasz mi swój numer?
-yy tak jasne. 
Wymieniliśmy się numerami i Marcel wyszedł z domu. Po jego wyjściu poczułam się samotna. Nie mogłam się już doczekać kiedy przyjdzie.

__________________________________________________

Przepraszam ,że rozdział dodałam tak późno :c Nie miałam jakoś weny i czasu. Kocham Was

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 4

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥ 
 ______________________________________________________

 Zatrzasnął za sobą drzwi. Cała drżałam ze strachu. Co on tu robi? Czego ode mnie chce?
-S-skąd masz mój adres? -  z trudem wydusiłam z siebie te słowa.
Bałam się, że zrobię coś źle, że mnie porwie, zgwałci , wywiezie do lasu,  zabije i zakopie w ziemi. Te zdarzenia ukazywały mi się przed oczami jak jakiś film.
-Nie ważne - chłopak miał niebieskie oczy, bardzo podobne do Niall'a jednak jego oczy były przerażające.
-Cz-czy ja ci coś zrobiłam , że mnie tu odwiedzasz?
-Nie , dlaczego - jego głos był pewny. On był straszny.
Chłopak zrobił krok do przodu na co ja automatycznie się cofnęłam. W oddali słychać było tylko kapanie wody z niedokręconego kranu. Nie wiem ile tak staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy.
-Jestem Louis - przerwał ciszę panującą w całym domu. Jego głos był zimny, bez żadnego uczucia. Powietrze między nami gęstniało. Louis wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
-Uściśniesz moją dłoń? - zapytał. Nie nie zrobię tego. Jeszcze skorzysta z okazji i zaciągnie mnie do swojego samochodu. Miałam przeróżne wizje przed oczami.
-Podasz mi rękę na przywitanie czy nie? - w jego głosie wyczułam podenerwowanie. Nic nie odpowiedziałam. Zastygłam w bez ruchu i nie miałam żadnego zamiaru się odezwać
-Jak wolisz - jego zimny głos sprawiał , że na moim ciele pokazywały się dreszcze. 
Chłopak wszedł w głąb domu. Ruszył do kuchni, coś sobie wziął i poszedł do mojego salonu. Rozsiadł się na kanapie , włączył telewizję, a nogi położył na stole. Jednym słowem czuł się jak u siebie w domu. Ja wciąż stałam na tym samym miejscu. Louis. To imię budziło we mnie strach. Dlaczego ja nic nie robiłam? Dlaczego nie dzwoniłam na policję, po Kate , gdziekolwiek? Dlaczego? Może po prostu się bałam. Wrosłam w ziemię, bałam się wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Strach sparaliżował moje ciało. Strach. No właśnie. Dlaczego nie kazałam mu wyjść? Znowu te pytania. Strach. Znowu to słowo. Coraz częściej go odczuwam. W moim życiu zdarzyło się wiele. Miałam spokojne życie. Nie byłam jakaś bardzo zbuntowana, uczyłam się w miarę dobrze, nie było ze mną jakiś większych problemów. Po prostu byłam normalna. Aż do śmierci moich rodziców. To był najpiękniejszy czas w moim życiu - te 17 lat. Też kiedyś nienawidziłam swoich rodziców, wkurzali mnie, mówiłam o nich różne rzeczy. Zawsze ale tak było. Teraz żałuję tych słów. Słowami można kogoś bardziej zranić niż ciosem. Teraz odczułam, że są mi potrzebni. Przywiązałam się do nich , w końcu to byli moi rodzice. Ten ból, rozdziera mnie od środka. Odczuwałam to na sobie. Potrzebę czegoś odczuwa się dopiero po stracie. Tak jest w wielu przypadkach. Wtedy po prostu nie wiedziałam , że są mi tak potrzebni. Jest mi ciężko, ale trzeba cieszyć się każdym dniem. Życie to największy dar jaki moglibyśmy dostać i nie powinniśmy go sobie odbierać. Powinniśmy cieszyć się z najmniejszych rzeczy , a nie narzekać na wszystko. Pomyśl czasem o osobach które mają gorzej od ciebie. Denerwują mnie osoby , które są zadufane w sobie, mają wszystko i wciąż chcą być najlepsze. Wmawiają nawet to komuś na siłę udając, że wszystko jest dobrze. Nienawidzę też ludzi fałszywych. Udawanie przyjaźni, udawanie czegokolwiek. Zupełnie innego człowieka. Najgorsze co może być. Ludzie powinni sobie nawzajem pomagać, a nie robić komuś na złość. Świat byłby lepszy gdyby każdy był dla innego człowieka choć trochę milszy. Wciąż winię siebie za śmierć rodziców. Nie wiem dlaczego, po prostu uważam , że to prze zemnie. Nie jestem silną osobą , wciąż często płaczę. Były nawet próby gdy nie chciałam już żyć na tym świecie ale zrozumiałam. Zrozumiałam , że muszę żyć , że rodzice chcą abym żyła. Moi rodzice zginęli w wypadku. Tata na miejscu , a mama na sali operacyjnej. Gdy dowiedziałam się o tym ogarnął mnie strach. Strach, ale nie ten sam, inny. Bałam się wtedy , że sobie nie poradzę , że zostanę sama. Nie pozostał mi nikt. I nie wiem co by było gdyby nie Kate. Ona podnosiła mnie na duchu. Wciąż wspominam te najpiękniejsze chwile. Mam chyba 10 grubych albumów ze zdjęciami. Naprawdę za nimi tęsknię. Tęsknię za bliskością drugiej osoby.
-Usiądź koło mnie - z transu wybudził mnie Louis
-Siadaj - powtórzył  jeszcze raz , bo na tamto nawet nie zwróciłam uwagi
-No siadaj - warknął.
Ocknęłam się. Byłam na na jego rozkazy. Z przerażenia. Ruszyłam w stronę kanapy. Usiadłam na niej , jak najdalej od niego. On objął mnie za ramię i przysunął się do mnie. Nie podobało mi się to. Nawet bardzo ale mu uległam. Słyszałam bicie mojego serca. Powoli mój oddech stawał się miarowy. Uspokajałam się.
-D-dlaczego to robisz? - jęknęłam podobnie do Marcela.
Chłopak nie odezwał się.
-Jak długo tu zostaniesz? - znów spróbowałam
-Tak długo jak będzie to potrzebne
-Czyli?
-Muszę cię chronić. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
Zapadła cisza. Louis wpatrywał się w jeden punkt. To zupełnie zbiło mnie z tropu. W ogóle go nie rozumiałam. Był tajemniczy, aż nazbyt. Chłopak wstał z kanapy. Myślałam że chce wyjść ale poszedł tylko włączyć inny film. Skorzystałam z okazji i wymknęłam się do łazienki. Zamknęłam się na zamek, tak na wszelki wypadek. Bałam się. Nawet iść do łazienki. Po załatwieniu potrzeby poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Gdy wróciłam do salonu Louis oglądał jakiś film. Horror. Dlaczego? Nie lubię tego typu filmów, zawsze po tym mam koszmary. 
-M-możemy oglądać coś innego?
-Nie - odparł tym swoim groźnym tonem. 
Dlaczego on taki był. Nie rozumiałam go. Owszem ,był przystojny i chyba nie jedna dziewczyna chciałaby z nim być. Ale on był niebezpieczny. Bałam się go. Nie wiem skąd w ogóle wziął się w moim życiu. Usiadłam z powrotem na kanapie. Szczerze? Już po pięciu minutach bałam się strasznie. Wtuliłam się w Louisa, a on objął mnie. Chyba o to mu chodziło. Ale on chytry. Równie dobrze mogłam się przytulić do poduszki ale o tym nie pomyślałam. Horror był krótki, ale dla mnie czas dłużył się niesamowicie. Gdy w końcu się skończył chciałam wstać , ale coś mnie trzymało. To Louis - chłopak zasnął. W ogóle wtedy nie myślałam że może zrobić mi krzywdę. Położyłam go na sofie i przykryłam kocem. Poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic - nie miałam zbyt czasu na długą kąpiel. Założyłam na siebie piżamę i poszłam spać

* * *

Obudziłam się i moim pierwszym ruchem było spojrzenie na zegarek - 7:16. To oznaczało ,że jeśli szybko nie wstanę z łóżka to spóźnię się do szkoły. Zerwałam się z łóżka i wygrzebałam z szafy byle jakie ubrania:
 

Poszłam do łazienki i ogarnęłam się. Uczesałam włosy i nałożyłam makijaż. Zeszłam na dół i ujrzałam na kanapie śpiącego Louisa. Wyglądał.. słodko. Naprawdę. W ogóle nie przypominał tego złego i groźnego Louisa. Chwilę jeszcze się na niego patrzyłam i poszłam do kuchni. Wzięłam tylko szybko jabłko, do plecaka wrzuciłam potrzebne rzeczy i wybiegłam z domu do szkoły. Wtedy przypomniałam sobie , że z tego wszystkiego nie zrobiłam zadań. Może od kogoś spiszę na przerwie. Louis został u mnie w domu, no tak o tym nie pomyślałam. Wtedy zorientowałam się jak głupią rzecz zrobiłam. Przecież go nie znałam , a zostawiłam go samego w moim domu. Jestem kompletną idiotką. Wpadłam do szkoły jak burza. Kate była dziś w szkole , z czego się ucieszyłam bo miałam zapewnione zadanie. 
-Hej Katty dasz spisać zadanie z historii? - zapytałam gdy tylko się na nią natknęłam
-Uhhh miałam się właśnie zapytać ciebie o to samo.
-To co robimy?
Nagle od tyłu ktoś do mnie podszedł, złapał za ramię i odwrócił. Moim oczom ukazał się Niall.
-Co się stało dziewczyny?
-Bo żadna z nas nie ma zadania z historii i nie mamy jak spisać - Kate z zapałem wszystko mu powiedziała
-Ja mam zadanie - na twarzy Nialla pojawił się uśmiech
-Dasz spisać? - zapytała Kate
-Jasne
Chłopak wyciągnął  z plecaka zeszyt i podał go do rąk Kate.
-Oddasz mi później , pa
Z Kate chodziłyśmy do innej klasy , ale zadania miałyśmy te same bo nauczyciele zadawali to samo. Pobiegłyśmy z Kate do łazienki damskiej i usiadłyśmy na parapecie. Kate szybko skończyła , podała mi zeszyt i wyszła z łazienki. Otworzyłam go na zadaniu. Wzięłam długopis do ręki i napisałam kilka zdań gdy do łazienki weszła babka od historii
-A co pani tu robią? 
-Nic
Wyrwała mi zeszyt i długopis z ręki i zaczęła czytać
-O widzę , że spisuje pani zadania cóż, nie zostaje mi nic innego jak cię ukarać. Zostajesz dziś po lekcjach razem z panem mhhhm Horanem. A ten zeszyt konwiskuje
No super. Kate jak zwykle się upiekło. Ciekawe co powiem Niallowi. Nie nawidzę tej babki. Zadzwonił dzwonek. Byłam strasznie wkurzona. Z nadętą miną wyszłam z łazienki i weszłam do klasy. Super godzina dłużej w tej przeklętej szkole. I jeszcze przeze mnie Niall też ma karę. Po co w ogóle od niego pożyczałam ten zeszyt. Mogłam dostać jedynke i tyle by było a tak to muszę zostawać po godzinach. Jak zwykle pierwszą lekcją była matematyka. Marcel siedział już w ławce. 
-Cześć Sharley - powiedział ciepłym głosem
-Hej - odburknęłam
-Coś się stało? - zapytał. On też zaczął mnie wkurzać. To było miłe, ale ja byłam na wszystko wkurzona
-Tak 
-A co dokładniej?
-Muszę zostać dziś po lekcjach. Po jutrze zajmiemy się projektem dobrze?
-Oczywiście. 
-U ciebie czy u mnie? 
-Chyba jednak u ciebie dobrze?
-Jasne
Przez całą lekcję już nie odzywaliśmy się do siebie. Pan Gubbery nawijał o jakichś idiotycznych rzeczach. I jak ja tu wytrzymam przez kolejne 7 godzin?!

* * *
Wszystkie lekcje się skończyły ,a ja siedziałam dalej w klasie , razem z Niallem. Jemu chyba jakoś bardzo nie przeszkadzało to , że zostaje w szkole godzinę dłużej. Babka od historii chwilę z nami siedziała, ale jej się chyba znudziło bo po 15 minutach wyszła mówiąc: siedźcie cicho i radzę wam tutaj nie knuć nic bo źle to się dla was skończy. Nie nawidziłam tych nauczycieli w tej szkole. Nie minęła chwila gdy do klasy wpadł Louis. Co on to robi? Tylko jego tu brakowało.
-Sharley co ty tu robisz!? Czemu nie nie jesteś w domu?
Był jakiś wkurzony i to bardzo. O to, że nie wróciłam do domu? Przecież to moje życie , mogę sobie tu siedzieć. Byłam teraz dla wszystkich wredna i nie miła.
-A co nie moge? Masz ból dupy bo nie wróciłam do domu?
Gniew Louisa się chyba 'powiększył' bo ze złością podszedł do mojej ławki , położył na niej ręce i szepnął groźnym głosem:
-Bo nie chcę by stało ci się coś. Jesteś moja
Zdziwiłam się i jednocześnie przeraziłam. Czego on do cholery ode mnie chce?Louis obrócił się i zobaczył Nialla. Wtedy tak jakby się uspokoił. Wyszedł z klasy. Niall wyszedł za nim, twierdząc , że musi do łazienki. Zostałam sama. Sam na sam z tymi myślami które teraz zaprzątały moją głowę.

*LOUIS P.O.V*

 -Co się do cholery stało? - chwyciłem Nialla za kołnierz. 
-No bo dałem jej do spisania zadanie i ją  nakryła ta od historii i dostaliśmy karę
-Takie rzeczy się mówi rozumiesz!? To dla mnie ważne
-Tak zapamiętam szefie
-Przestań tak do mnie mówić. Jestem wkurzony , a wiesz co mogę zrobić jak jestem zły.
-Tak
-No właśnie. Ja idę a ty jej pilnuj tam i odprowadź ją do domu. Tak przy okazji. Jakieś nowe wiadomości?
-Nooo ona polubiła się z tym Marcelem, robi z nim projekt do szkoły. Wczoraj on ją odprowadził do domu, zresztą był u niej jakieś 2 godziny i robili ten projekt.
-Ten Marcel mnie wkurza. Postrasz go trochę , tylko tak żeby Sharley nic nie zauważyła. Zrozumiałeś?
-Tak.
-I pamiętaj żeby nie odstępować jej na krok. To ważne
-A dlaczego?
-Dowiesz się w swoim czasie. A teraz wracaj tam żeby nie nabrała żadnych podejrzeń.
Puściłem Nialla a ten wrócił do klasy. Wyszedłem ze szkoły. Bałem się o nią. Że coś jej się stanie. Była w wielkim niebezpieczeństwie. Sama nawet nie wie w jakie gówno się wpakowała.

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 3

Dziś wyszło Lolly i tak jakoś nie chciało mi się tego pisać ale stwierdziłam że jednak to zrobię ;* Mam ogl podjare hahahaha XD Jak zwykle cały rozdział jest popieprzony. Krótki, bezsensowny typowy fanfiction ;/ No ale niestety nie jestem jakąś super pisarką tak że ode mnie nie można raczej spodziewać się czegoś fajnego :c Nie jestem z niego zadowolona ale nie mam weny i nic lepszego nie mogłam wyskrobać ;______;
____________________________________________________________________________________

Siedziałam na tej samej ławce co wczoraj tylko, że dziś czekałam na Marcela. Kate w ogóle nie było dzisiaj w szkole. Trochę mnie to zdziwiło , ona zawsze mówiła mi jak jej nie będzie. Ehh co się czepiam, przecież ma swoje życie. Nagle coś mignęło mi przed oczami za krzakami. Zobaczyłam sylwetkę chłopaka. Potem znowu znikła. Pewnie mi się zdawało. Ostatnio często mam takie omamy. Ujrzałam Marcela który wychodził ze szkoły. Szedł nie pewnie w moim kierunku.
-H-hej Sharley
-Cześć Marcel - powiedział "hej" co nie było w jego stylu
-T-to idziemy?
-Jasne - podniosłam swoje cztery litery z ławki
-T-to którędy?
-A tak jasne. Zaprowadzę Cię - uśmiechnęłam się do niego
Złapałam jego rękę. Marcel zawstydził się , a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. To było słodkie :3
-To idziemy?
-T-tak
Pociągnęłam go lekko w stronę bramy i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Droga minęła nam w milczeniu panowała cały czas niezręczna cisza. Marcel wpatrywał się w jeden punkt, przed siebie. Z jego policzków powoli schodziły rumieńce natomiast pojawiły się śliczne dołeczki.
-Ee ładny dom - powiedział gdy dotarliśmy na miejsce
-Hah dzięki - zdjęłam plecak z ramion i trochę w nim pogrzebałam. Znalazłam upragnione klucze , włożłam je do dziurki i przekręciłam. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania. Plecak rzuciłam gdzieś w kąt.
-Chcesz coś do picia? - zapytałam
-Może być to co ty pijesz.
Nalałam mi i Marcelowi soku i zaprowadziłam go do pokoju na piętrze po drodze zabierając plecak.
-T-to o czym robimy projekt? - zapytał. Widać było, że czuł się trochę nieswojo. Minie trochę czasu zanim otworzy się przede mną.
-No nie wiem, sam wiesz, że z matematyki nie jestem geniuszem , nie to co ty.
Marcel znowu się zarumienił. Często robi to w moim towarzystwie.
-To yy popatrz może o tym? - Marcel wskazał palcem na obrazek w jakiejś książce. Zupełnie nie wiem skąd ta książka się wzięła. Popatrzyłam na niego - przedstawiał jakieś obrazki i liczby matematyczne. Dla mnie jakiś tajemniczy szyfr.
-E niech będzie
Marcel chciał zrobić projekt na temat geometrii. Masakra. Może coś nauczę się gdy będę to robić. Rzuciłam się na łóżko i oparłam plecy o ścianę. Położyłam laptopa na moich nogach i go włączyłam.
-Chcesz siąść? - zapytałam poklepując na łóżku obok mnie.
-N-napewno mogę? - zapytał drżącym głosem
-Jasne
Marcel nie śmiało usiadł obok. Łóżko troszkę zaskrzypiało.
-Robimy prezentację czy zamierzasz robić to na kartce?
-Nnniewiem jak wolisz
-Obojętnie mi, aczkolwiek bardziej jestem obeznana z komputerem , chociaż na tym gorzej się rysuje , szczególnie jeśli chcesz robić o geometrii
-Czyli na kartce?
-Dobra to muszę ich poszukać
Zrzuciłam laptopa z moich nóg i wstałam z łóżka. Zaczęłam grzebać w moich szufladach. Czułam na sobie wzrok Marcela. Uśmiechnęłam się pod nosem i dalej szukałam w szufladach. Znalazłam stos białych kartek. Wyciągnęłam piórnik z plecaka i zeszliśmy z Marcelem na dół. Rozłożyliśmy wszystko na stole i usiedliśmy na krzesłach.
-Chcesz coś do jedzenia? - zapytałam
-N-nie dziękuję , n-nie musisz specjalnie dla mnie niczego robić
-Jak chcesz. To do czego zaczynamy?
-No nie wiem może od koła?
-Może być
Marcel pokreślił coś na kartce , coś popisał i stwierdził, że gotowe. Jak dla mnie na kartce były jakieś bazgroły które tylko zaśmiecają umysł człowieka. Liczby, literki, jakieś znaczki. Marcel miał jednak bardzo ładny charakter pisma , wszystko było starannie zrobione przez co mogłam się wszystkiego doczytać , a drukowanie wcale nie było konieczne.
-Wow szybko , ale o co tu tak w ogóle chodzi?
-Naprawdę nie rozumiesz?
-No niee - czułam się przy nim głupio. No tak przecież w stosunku do niego byłam głupia.
-A chcesz żebym ci wytłumaczył? - powiedział to bardzo szybko , że prawie nic nie zrozumiałam
-Byłabym wdzięczna - uśmiechnęłam się
Marcel zaczął mi wszystko po kolei tłumaczyć , a ja wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Wszystkiego słuchałam uważne , wpatrywałam się w każdy ruch jego malinowych warg i czarujące zielone oczy. Gdy rysował coś na kartce wzrok przenosiłam na nią , ale chciałam jak najwięcej patrzeć na niego. Tak jakbym miała go już nie zobaczyć. Gdy skończył chwilę się jeszcze w niego wpatrywałam aż w końcu wydusiłam z siebie:
-Powinnam brać u ciebie korepetycje
-Eeech tam
Ściągnęłam z nosa jego okulary i wyszeptałam półgłosem:
-Masz piękne oczy Marcel - chłopak zarumienił się - znowu
-D-dziękuję Sharley ale ty też masz piękne. Mógłbym się na nie długo patrzeć. - Marcel chyba nie wiedział co powiedział , nie sądzę żeby coś takiego z siebie wydusił. Spuścił głowę i zawstydził się.
-Dziękuję że mi to wytłumaczyłeś
-Nie ma za co eeee dla mnie to była przyjemność z tobą , znaczy z taką piękną dziewczyną jak ty eeee robić projekt i ci to wytłumaczyć i eeee ja już chyba muszę iść bo jest już eeee ciemno - chyba ledwo co to powiedział i ulżyło mu po tym. Wypuścil powietrze i wytarł ręką pot z czoła. Mi zrobiło się bardzo miło , praktycznie nikt nie powiedział mi nigdy czegoś tak miłego. Moje serce bardzo się cieszyło z tego.
-Oczywiście. Do jutra Marcel - odprowadziłam go do drzwi i uścisnęłam jego drżącą i jednocześnie gorącą dłoń.
-Do jutra Sharley - powiedział i wyszedł.
W domu zrobiło się tak jakoś pusto. Sama zresztą nie wiem ile Marcel tu był ale odczuwałam już głód. Gdy szłam do kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. Żadnych gości się przecież dzisiaj nie spodziewałam. Jednak z nadzieją, że to Marcel pobiegłam otworzyć drzwi. Moim oczom ukazał się ... Chłopak. Tak ten co mnie złapał na ulicy. Chłopak wtargnął do mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi...


-

sobota, 14 września 2013

Rozdział 2

Heej c; Miałam i chciałam dodać wcześniej , miałam już wszystko napisane ale mi się skasowało :( Mam nadzieję , że kolejny rozdział się spodoba i , że wyjdzie dłuższy niż tamten. Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy dlatego liczę na nie ;3 A teraz oddaje w wasze ręce kolejny rozdział <3

_____________________________________________________________________________________

Otworzyłam drzwi i weszłam do mojego domu. Postanowiłam najpierw odrobić wszystkie lekcje a później wylegiwać się na kanapie. Zamknęłam drzwi  na zamek i poszłam do pokoju na górze. Wciąż byłam lekko roztrzęsiona po tej sytuacji na  ulicy. Ten chłopak wydawał się groźny i bałam się ,że  będzie chciał mnie skrzywdzić. Sam mi to powiedział, przynajmniej w ten sposób to zrozumiałam. Nie wiem co on chce ode mnie. Nie byłam ani bogata ani w ogóle nie byłam warta uwagi. Wydawało mi się ,że on mnie śledzi. Najpierw patrzył się na mnie przed szkołą ,a później 'przypadkiem' uratował mnie przed upadkiem. No właśnie uratował. Skoro mi pomógł to czemu miałby robić mi coś złego? Całkiem możliwe, że gdyby nie Kate dalej stałabym tam na ulicy. No a Kate. To była kolejna sprawa do przemyślenia. Wierzę w jej każde słowo ale dziwnie się dziś zachowywała. Zobaczymy co będzie dalej. Usiadłam na fotelu, wyciągnęłam książki i zabrałam się za lekcje.

* LOUIS P.O.V. *

Siedziałem na ławce w parku w oczekiwaniu na Niall'a. Mam nadzieję, że wykonał swoje zadanie. Bardzo ciężko było załatwić , żeby chodził do tej szkoły i to jeszcze w środku roku szkolnego. Szkoła była na dobrym poziomie a Niall uczył się jak uczył. Oby Sharley nic nie podejrzewała. Zobaczyłem Nialla biegnącego w moją stronę.
-Jestem już Louis! - krzyknął
-Shh.. - uciszyłem go. Ten głupek musi zrozumieć , że nikt nie może nas zdemaskować - No i co?
-No widziałem ją dzisiaj.
-Czegoś się o niej dowiedziałeś?
-No więc chodzi do 2B , siedzi w ławce z Marcelem , jej przyjaciółka to Kate , śliczna brunetka.
-Mfmm znam ją - powiedziałem z niesmakiem - mam z  nią nie najlepsze stosunki. Chyba mnie nie lubi. Czy ten Marcel stwarza dla nas jakieś zagrożenie?
-Na razie nie , to zwykły kujon  , nikt w szkole go nie lubi.
-Miej go jednak na oku i informuj mnie na bieżąco.
-Jasne szefie.
-Przestań. Możesz już iść wiesz co masz robić.
-Jasne. A zapłata? - Niall był chciwy jeśli chodzi o pieniądze
-A tak jasne - podałem mu do rąk kilka banknotów , a Niall wyrwał mi je z ręki i ruszył w stronę swojego ulubionego miejsca - Nando's .Westchnąłem i wstałem z ławki. Niall to jeszcze dzieciak. Nie czas się lenić miałem jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Wsiadłem do mojego samochodu i pojechałem w stronę domu Sharley. Z tego blondyna może być jeszcze jakiś pożytek zdobył dla mnie jej adres. Sam nie wiem jak to zrobił. Ten chłopak ma wiele tajemnic. W końcu dotarłem pod jej dom. Może nie było to nowoczesne bo schowałem się w krzakach i obserwowałem ją przez lornetkę , ale było to skuteczne. Blondynka krzątała się po kuchni, a później znikła mi z oczu. Usłyszałem za sobą czyiś głos:
-Co tu robisz z tą lornetką? - odwróciłem się i zobaczyłem Kate , no tak mogłem sie tego spodziewać.
-Nic ci do tego - odpowiedziałem jej oschłym głosem
-Na pewno? Mam zadzwonić na policję? - powiedziała brunetka i pomachała mi telefonem przed oczami. Zaczynała działać mi na nerwy.
-Spadaj stąd - warknąłem. Starałem się być jak najbardziej groźny i chyba mi się to udało bo Kate odskoczyła ode mnie i pobiegła w stronę domu jej przyjaciółki. Nic tu po mnie. Podniosłem się z ziemi i ruszyłem w stronę mojego auta. Muszę zrobić coś z tą brunetką.

* SHARLEY P.O.V. *

Siedziałam przed telewizorem, obżerałam się chipsami i oglądałam jakiś serial gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z niechęcią (byłam strasznie leniwa) podniosłam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. Moim gościem okazała się Kate.
-O hej Katty. Co ty tu robisz?
-Przyszłam ię odwiedzić. Wiesz ,że ktoś cię obserwuje?
-Weź, nie żartuj - znałam Kate bardzo dobrze i często robiła mi różne kawały.
-Teraz naprawdę nie kłamię. Choć pokaże ci.
Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę mojego ogródka. Zaciągnęła mnie w jakieś krzaki.
-Kate ja nie zamknęłam domu i...
-Cii.. Patrz tam - dziewczyna wskazała palcem na jakiś inny krzak
-Kate ale tam nikogo nie ma.
-Musi być.
-Ale nie ma. Znowu sobie ze mnie żartujesz. Wracam do domu bo tu jest zimno a nie chce być chora.
-Ale Sharl zaczekaj.. - ja już się nią nie przejmowałam. Nie wiem czemu byłam na nią tak zła bo praktycznie nic mi nie zrobiła. Miałam wyrzuty sumienia że ją tak potraktowałam. Odwróciłam się i zawołałam do brunetki:
-Kate chcesz wejść? - dziewczyna ruszyła w moją stronę. Zaprosiłam ją do mieszkania.
-Chcesz coś do picia? - zapytałam nalewając sobie soku jabłkowego.
-Może być sok.
Podałam Kate jedną ze szklanek i poszłyśmy do salonu.
-Oglądamy coś? - zapytałam i włączyłam telewizję
-Nie dzięki , ja chyba już pójdę.
-Na pewno nie chcesz zostać?
-Nie nie mam zbyt czasu.. hmm to pa Sharley.
-Pa Kate do jutra - pożegnałam się z przyjaciółką. Kate wyszła z domu i zniknęła z mojego punktu widzenia. Wróciłam na kanapę. Nie długo będę gruba jak beka. Na polu było już ciemno. Wyłączyłam telewizor i poszłam do łazienki. Nalałam wody do wanny , zdjęłam ubrania i weszłam do gorącej cieczy. Tego było mi trzeba. Zamknęłam oczy i odprężyłam się. Po 30 minutach wyszłam z wanny i założyłam na siebie luźną koszulkę i spodenki. Nabalsamowałam ciało kremem o wiśniowym zapachu i umyłam zęby. Byłam dość zmęczona. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

* * *
Biegłam przez ciemny korytarz. Słyszałam za sobą wołanie: Sharley, Sharley! Zwiększyłam tempo biegu. Powoli traciłam siły. Zaczęłam odczuwać ból nóg. Każdym kolejnym krokiem słabłam gdy w końcu załamałam się pod własnym ciężarem. Moje kończyny dolne odmówiły posłuszeństwa. Padłam na ziemię i zaczęłam płakać. Nagle z nikąd pojawił się Marcel.
-Sharley ,nie płacz pomogę ci - słyszałam jego głos.
Podniósł mnie i wziął na ręce. Błagał żebym nie płakała, kazał oddychać spokojnie i tulił mnie do jego rozgrzanego ciała. Czułam bijące od niego ciepło gdy nagle znalazłam się na zimnym betonie. Nic nie widziałam,bałam się otworzyć oczy. W końcu zebrałam w sobie odwagę i siłę i otworzyłam moje ciężkie powieki. Ujrzałam okropny widok. Marcel leżał na ziemi cały zakrwawiony a chłopak którego widziałam wtedy przed szkołą , siedział na nim i walił pięściami w jego ciało krzycząc przy tym:
-Sharley jest moja i tylko moja! Nie zbliżaj się do niej!
Moja  twarz była zalana łzami, krzyczałam żeby przestał ale on nie zwracał na mnie uwagi...

* * *
Obudziłam się zlana potem. Oddychałam bardzo szybko a moje serce waliło niczym żelazny młot. Moja twarz była mokra od łez. Spojrzałam na zegarek. Była 6:03. Szczerze powiem ,że bałam się, że Marcelowi coś się stało. Ale to był przecież tylko zły sen. Oby nie był przepowiedni. Nic się nie stało, Sharley. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam makijaż  i ubrałam się w to:
Zjadłam płatki z mlekiem, wzięłam plecak i wyszłam z domu. Idąc do szkoły spotkałam tego blondyna.
-Hej jestem Niall a Ty? Chodzimy razem do szkoły - uśmiechnął się do mnie ukazując rząd idealnie prostych i białych zębów.
-A ja Sharley, miło mi - podałam chłopakowi rękę , a on ją uścisnął.
-Mogę odprowadzić cię do szkoły? - znowu na jego twarzy ukazał się uśmiech.
-Tak jasne - Niall złapał moją rękę i ruszyliśmy do szkoły. Jego ręka była bardzo ciepła. Popatrzyłam na jego twarz - był piękny. Miał blond włosy , śliczne, błękitne jak ocean oczy i malinowe usta. Miał piękny uśmiech który już pokochałam.
-Pochodzę z Irlandii , ale przeprowadziłem się do Londynu a ty?
-Ja urodziłam się w Manchesterze, ale przeprowadziłam się tutaj po stracie rodziców - nagle wszystkie wspomnienia wróciły i zachciało mi się płakać.
-Ey mała dlaczego jesteś smutna? - zapytał
-Wydaje ci się
-Przecież widzę - Niall wytarł kciukiem samotną łzę spływającą po moim policzku i mocno przytulił. Odwzajemniłam uścisk . Tego mi brakowało. Staliśmy chwilę na ulicy . Zamknęłam oczy.
-Wiesz co Sharley, chyba musimy już iść bo się spóźnimy
-A tak jasne.
Oderwaliśmy się od siebie. Niall nieśmiało złączył nasze dłonie i ruszyliśmy w kierunku szkoły.


* * *
Odnalazłam salę od matematyki , weszłam do niej i usiadłam w swojej ławce. To znaczy mojej i Marcela. Chłopak jeszcze nie przyszedł, ciekawe co go zatrzymało. Wtedy wpadł do klasy i zajął miejsce obok mnie. Zadzwonił dzwonek i do klasy wszedł nauczyciel. Sprawdził obecność i zapisał na tablicy temat lekcji. Wpatrywałam się w okno gdy usłyszałam moje nazwisko
-Co ja teraz powiedziałem panno Bush? - strasznie wkurzało mnie jak mnie tak nazywał.
-Yyy Pan?
-No , a jest ktoś inny w tej klasie?
-Pan powiedział żeee
-Jak zwykle mnie nie słuchasz. Wpisuję Ci uwagę.
Pan Gubbery podszedł do swojego biurka , otworzył dziennik i zamaszystym ruchem nabazgrał coś w zeszycie uwag. Zbyt mnie to nie obchodziło,prawie codziennie dawał mi takie uwagi.
-Następnym razem pójdziesz do dyrektora. A tym czasem na za tydzień zrobicie mi projekt w parach. Może być na jakikolwiek temat  związany z matematyką , mam nadzieję że sie postaracie bo ocena z tego będzie bardzo ważna. 
Zastanawiałam się z kim go zrobię gdy usłyszałam cichy szept Marcela:
-Sh-Sharley..?
-Tak Marcel? - uśmiechnęłam się do niego. To było słodkie jak był taki nieśmiały.
-M-mógłbym z-zrobić z tobą ten projekt? -lekko się zdziwiłam ,że poprosił mnie
-Taaak jasne - nie chciałam żeby było mu przykro z mojego powodu
Na twarzy chłopaka od razu pojawił się uśmiech
-To kiedy się spotykamy? - zapytał
-Może być dziś po lekcjach u mnie.
-N-napewno?
-Tak
-No to jesteśmy umówieni.
-Pa Marcel
-Do zobaczenia Sharley
Chłopak był całkiem miły , nie wiem dlaczego ludzie tak go nie lubili. Sama kiedyś zaliczałam się do tego grona , ale już się odłączyłam bo bardzo lubię Marcela. To ,że się tak ubiera wcale nie znaczy , że jest głupi. Ludzie powinni go lepiej poznać. Teraz każdy patrzy tylko na to jak ktoś wygląda , powinno się patrzeć sercem ,a nie oczami. Cieszyłam się ,że dziś się z nim spotkam. Właściwie to już nie mogłam się doczekać.



środa, 11 września 2013

Rozdział 1

Przepraszam za wszystkie błędy itp. Rozdziały będą dodawane co 2-3 dni chyba, że wyskrobię coś wcześniej c: Prosiłabym o szczere komentarze , to wiele dla mnie znaczy ;) Jeśli chcecie mój tt: @_Cukiereczek_ Chciałabym również podziękować @Life_Original za to , że zmotywowała mnie do pisania tego ff i za podsunięcie tego pomysłu ;* Kocham Cię słońce <3

____________________________________________________________________________________   

*One Direction nie istnieje ,Louis na potrzeby ff jest młodszy*

W pośpiechu zakładałam moje znoszone już vansy. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu -7:30. Powinnam zdążyć. Założyłam plecak na jedno ramię i wyszłam z domu. Dotarłam do szkoły równo z dzwonkiem. Odszukałam moją szafkę i wyciągnęłam z niej potrzebne książki. Wtedy moją uwagę przykuł jakiś blondyn. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Gdy zobaczył że się na niego patrzę zeskoczył z parapetu na którym siedział i zniknął z mojego pola widzenia w tłumie zabieganych uczniów. Ruszyłam w stronę sali od matematyki. Po drodze oczywiście wpadłam na moją przyjaciółkę Kate. Zawsze miała coś do powiedzenia i była największą plotkarą w szkole. Mogłam się od niej dowiedzieć wszystkiego.
-O hej Sharley!
-Hej Katty - przytuliłam przyjaciółkę
-No i co tam u Ciebie? - zapytała
-Hah Kate no tak jak zawsze.
-Może gdzieś dziś wyskoczymy co?
-Chyba jednak wolę zostać.
-No weeź już dawno nigdzie nie byłyśmy
-No niby tak ale jakoś nie mam ochoty
-Ty nigdy nie masz ochoty - Kate założyła ręce na piersi - Nie możesz po prostu powiedzieć, że nie chcesz ze mną nigdzie wychodzić?
-Możemy iść do mnie na jakiś maraton filmowy czy coś w stylu
-Brzmi całkiem nieźle - na mojej twarzy pojawił się uśmiech
-No właśnie wcale nie musimy nigdzie wychodzić będziemy jeść i ...
-To może jednak jutro ? Mam coś do załatwienia - nagle Katty była zajęta a wcześniej chciała ze mną wyjść. Coś mi tu nie pasuje
-No jasne spoko
-To pa Shark
- Paa Kate
Jak zwykle przytuliłyśmy się na pożegnanie i każda ruszyła w swoją stronę. Wtedy zobaczyłam Connie - najsławniejszą dziewczynę w szkole. Była idealna , oczywiście zazdrościłam jej wszystkiego.Chociaż nie lubiłam jej. Była nie miła dla większości uczniów, szczególnie dla tych którzy nie byli na jej rozkazy. Kiedyś Kate była jej najlepszą 'przyjaciółką'. Katty wszystko za nią robiła. Gdy w szkole pojawiłam się ja Kate została moją przyjaciółką a Connie nie miała już praktycznie nikogo. Connie jak zwykle obściskiwała się z jakimś chłopakiem - tym razem był to Tom. Popatrzyłam na nich z pogardą i ruszyłam w stronę sali od matematyki. Pan Gubbery , mój nauczyciel, był bardzo surowy i  mogę szczerze powiedzieć , że się go bałam. Usłyszałam dzwonek na lekcje. Idealnie z nim przekroczyłam próg klasy i usiadłam w ostatniej wolnej ławce. Do klasy wszedł nauczyciel. Już od początku widać było, że był wkurzony.
- Panno Bush proszę usiąść obok Marcela.
-Ale ja tu zawsze siedzę i ...
-Nic mnie to nie obchodzi, od dziś będzie to twoje stałe miejsce.
On mnie chyba nienawidził, zresztą ja jego też. Z obrzydzeniem popatrzyłam na ławkę w pierwszym  rzędzie i siedzącego w niej Marcela. Był on kujonem. Jego oceny nie zniżały się poniżej 5, zawsze wiedział wszystko i zawsze miał odrobione wszystkie zadania ale nikomu nie dawał odpisać. Chodził w ciuchach w których nie chodziłby nawet mój dziadek. Szerokie spodnie, koszula wyprasowana i starannie włożona do spodni, obciachowy sweter , krawat i grube okulary posklejane taśmą po tym jak chłopaki z równoległej klasy rozbili mu je przed szkołą. To wszystko sprawiało, że wstyd był się gdziekolwiek z nim pokazać.Włosy zawsze miał idealnie ułożone i zaczesane do tyłu. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Każdy szczegół u niego był dopracowany. Z niechęcią podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę ławki. Czułam że każdy obecny tutaj się na mnie patrzył. Niezręczna chwila. Rzuciłam plecak obok ławki i usiadłam na krześle. Nie będę przecież zniżać się do poziomu 1 klasy i robić sceny że nie chcę z nim siedzieć. Pan Gubbery popatrzył się na mnie ze złością i usiadł na swoim krześle. Otworzył dziennik coś powpisywał , a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. 
-Dziś przepytam... o Panna Bush. Proszę do tablicy.
Wściekła wstałam z ławki i ruszyłam w kierunku tablicy. Pan Gubbery wypisał na tablicy jakieś niezrozumiałe dla mnie liczby i usiadł z satysfakcją  z powrotem na krześle.
-Jeśli tego nie rozwiążesz zostaniesz dzisiaj po lekcjach. 
We mnie aż sie gotowało. Miałam pewność , że dzisiaj będę musiała męczyć się w szkole godzinę dłużej niż zawsze. Z chęcią bym go teraz udusiła. Stałam przed tablicą jak idiotka gdy usłyszałam cichy szept: 32. Bez zastanowienia się czy to aby na pewno dobry wynik napisałam na tablicy 32. Popatrzyłam w stronę nauczyciela ,a  ten zastanawiał się co powiedzieć.
-Dobrze, siadaj piątka.
Byłam oszołomiona. Odłożyłam kredę na swoje miejsce i ponownie usiadłam w ławce obok Marcela. Wciąż byłam w lekkim szoku. Przecież to niemożliwe żebym rozwiązała to dobrze. Pan Gubbery dalej prowadził lekcje ale nie miałam zamiaru tego słuchać. Po prostu nie wierzyłam, że to zrobiłam. Czułam na sobie czyjś wzrok. Obróciłam głowę i ujrzałam zielone tęczówki Marcela które wpatrywały się we mnie. On szybko odwrócił wzrok i spuścił głowę. Na jego policzki wkradł się rumieniec , a kąciki ust lekko się podniosły. Usłyszałam długo wyczekiwany dzwonek. Marcel szepnął ciche 'do widzenia Sharley' i wyszedł z sali zasuwając za sobą krzesło. Trochę rozśmieszył mnie tym 'do widzenia' no ale każdy ma swój styl mówienia. Nigdy nie wiedziałam, że Marcel ma zielone oczy. Były piękne. Gdy się uśmiechał na jego policzkach ukazywały się słodkie dołeczki. Nie był wcale taki zły. Chyba mało o nim wiedziałam. Siedzenie z nim zapowiadało się ciekawie.

                                                              * * *

Wyszłam ze szkoły z uśmiechem na twarzy. Ten dzień wcale nie był najgorszy. Usiadłam na ławce przed szkołą. Czekałam na Kate. Wtedy moją uwagę przykuł wysoki brunet. Widać było, że od kilku dni nie używał maszynki do golenia. W jego oczach było widać złość i gniew. Wpatrywał się we mnie tymi oczami. Trochę się go bałam. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego , że wyglądał groźnie? Ale przecież nie będę go oceniać bo wyglądzie tak jak Marcela. Chłopak właśnie skończył palić papierosa, wyjął go z ust i rzucił na ziemię , na końcu przydeptując go butem. Potem gdzieś zniknął a ja nawet nie zorientowałam się kiedy. Z budynku wybiegła roześmiana Kate
-To co Sharl idziemy do domu?
-Yyyy co? a tak jasne
-Czemu jesteś taka smutna?
-Coo ja smutna? Nie nie jestem, wydaje Ci się.
-W takim razie chodźmy .
Ja i Kate mieszkałyśmy niedaleko siebie. Dlatego często wracałyśmy razem do domu. Nagle potknęłam się o wystającą płytkę i runęłam na beton. Albo mi się wydawało. Zamiast poczuć twardy i zimny kamień , wpadłam w ręce jakiegoś chłopaka. To chyba był ten brunet co widziałam go pod szkołą.
-Uważaj jak chodzisz - warknął. Jego głos był chłodny, dało się słyszeć lekką chrypkę. Popatrzyłam na niego i zilustrowałam jego twarz dokładniej. Na rękach miał kilkanaście tatuaży. Był przystojny jednak trochę się go bałam. Swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem spoglądał na mnie i dokładnie oglądał każdy szczegół mojego ciała. Trzymał mnie mocno swoimi dużymi dłońmi tak jakby nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Wbijał w moją skórę paznokcie co sprawiało mi ból. W końcu zebrałam w sobie odwagę i powiedziałam:
-Czy mógłbyś mnie puścić?
Chłopak rozluźnił uścisk jednak wciąż trzymał mnie. Zrezygnowałam z próśb gdy usłyszałam głos Kate:
-Puść ją człowieku! Puść! - krzyczała
Brunet puścił mnie. Odchodząc szepnął mi do ucha: '-Jeszcze się zobaczymy mała...' i odszedł. Cała drżałam ze strachu. 
-Nic Ci się nie stało Sharley?
-N-nie
-Napewno?
-No niee chodźmy do domu
Tak naprawdę bolała mnie trochę stopa i przedramiona od paznokci tajemniczego chłopaka. Chyba nawet zostały po nich ślady. Stwierdziłam jednak, że nie ma co mówić o tym przyjaciółce. Nie ma sensu jej martwić.


<---- Tom

wtorek, 10 września 2013

Prologue

         Była  normalną dziewczyną. Tyle, że jej rodzice zginęli w wypadku. Od tamtej chwili chodziła     smutna i przygnębiona. Przez glowę przechodziły jej różne myśli. Postanowila przenieść się do innego miasta bo w starym było za dużo wspomnień.  Tam poznala Kate - jej najlepszą przyjaciółkę. Dzięki niej sprzeciwiła się losowi  i twardo stąpa po ziemi. Uznała, że życie to największy dar jaki można dostać. W głębi serca czuła jednak tęsknotę  za rodziną. Czasami płakała tak poprostu - bez powodu. W szkole jednak byla wesołą i pelną życia osobą. Może okłamywała innych ,a nawet samą siebie. I wtedy pojawił sie ON. Jej życie przewrócilo się do góry nogami. Żyła w ciągłym strachu i obawiała sią wszystkiego. Jej życie zamieniło się w KOSZMAR.