Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego.
Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥
______________________________________________________
* * *
Wracałam do domu cała obolała. Nie wiem dlaczego , po prostu bolało mnie wszystko, a najbardziej głowa. Na polu było zimno, żałowałam , że nie wzięłam dziś kurtki. Padał deszcz. Na 100% się przeziębię. Biegłam do domu. Gdy w końcu dobiegłam wpadłam do domu i jak zwykle zamknęłam drzwi na zamek. W domu panowała głucha cisza. Lekko mnie to przerażało. W ogóle w domu było ciemno. Teraz jakoś się bałam. Nigdy tak nie było. Usłyszałam pukanie do drzwi i aż podskoczyłam ze strachu. Za drzwiami stał Louis. Po co on znowu tu przyszedł? Ja pierdziele. Cała złość wróciła.
-Czego? - syknęłam. Teraz w ogóle się nie bałam. Zapomniałam o strachu.
Przekroczył próg domu, a ja chciałam go popchnąć drzwiami. Nie chciałam żeby tu wchodził. Niestety był on o wiele silniejszy ode mnie. Z łatwością wtargnął do domu. Był wkurzony, było to po nim widać. Kopnął nogą drzwi , a te zatrzasnęły się z hukiem. Nie długo rozwalą się na strzępy. Złapał moje nadgarstki i mocno zacisnął swoje ręce. Skóra aż piekła z bólu. Popchnął mnie na ścianę. Wtedy cała moja odwaga po prostu 'wyciekła' ze mnie. Strach wrócił. Byłam przerażona. Przybliżył swoje ciało do mojego i warknął:
-Masz się mnie słuchać. Jasne?
-Masz się mnie słuchać. Jasne?
-J-jasne.
Chłopak puścił mnie. Od razu poczułam ulgę. Wciąż jednak nie wiedziałam czego ode mnie chce. Bałam się jednak, że coś mi zrobi. Chciałabym aby znikł z mojego życia tak szybko jak się pojawił. Musiałam się go zapytać czemu to robi, nie było innego sposobu dowiedzenia się. I wtedy wpadł mi do głowy cudowny pomysł: śledzić go. Jakby się dowiedział że chce to zrobić to chyba bym już nie żyła. Był niebezpieczny i nawet ja to wiedziałam. Jego zmiany nastrojów były dziwne , nie ma chyba osoby na świecie która zrozumiała by go. Zanim jednak posunę się do tego kroku żeby go śledzić, spróbuję najpierw coś od niego wyciągnąć pytaniami. Na pewno ciężko by było się z nim dogadać. Zastanawiałam się nad pytaniem jakie mu zadać. Na prawdę bałam się jego reakcji na jakikolwiek ruch z mojej strony.
-Dlaczego wciąż mnie nachodzisz? - zapytałam drżącym głosem
Louis popatrzył na mnie. Po kilku sekundach odpowiedział:
-Bo chcę być była bezpieczna.
On na serio mnie zadziwiał. Co ja zrobiłam, że mam być bezpieczna? Kichnęłam. No tak powrót do domu dawał sie we znaki. Poszłam do kuchni po jakieś tabletki ale jak zwykle nic nie miałam. Chciałam zrobić sobie ciepłą herbatę ale to również się nie udało bo herbata się skończyła. Czas zrobić zakupy puki jeszcze nie jestem poważnie chora. Wyszłam z kuchni. Założyłam ciepłą kurtkę i wzięłam parasol , zmieniłam jeszcze buty na jakieś inne. Już miałam wychodzić gdy Louis zagrodził mi drogę.
-Gdzie się wybierasz?
-Chce iść do sklepu. - odpowiedziałam stanowczym głosem. Dlaczego ja nawet tego nie mogę robić? Czuję się jak w więzieniu.
-Nie pójdziesz.
On nie może nie pozwalać wyjść mi z domu. Jestem pełnoletnia. Postanowiłam mu się postawić , chyba innego wyjścia nie było.
-A właśnie że pójdę.
Chyba nie podobało mu się to. 1:0 dla mnie!
-W takim razie idę z tobą.
Tego się nie spodziewałam. On naprawdę zrobi wszystko żebym nie była sama. Otworzył mi drzwi i wyszliśmy z domu. Zamknęłam dom. Louis miał na sobie tylko zwykły t-shirt. Zastanawiałam się czy aby on się nie przeziębi. Cóż, ja przynajmniej nie będę się wpierdzielać w jego życie. Jak będzie chory to nie moja wina niech robi co chce. Poszłam w kierunku sklepu. Szczerze to dziwnie czułam się w jego towarzystwie. Tak nieswojo. Czułam się tak jakby mnie śledził. Na polu było szczególnie zimno. A wczoraj jeszcze było tak ciepło. Pogoda też jest dziwna. Zastanawiałam się co u Marcela. Na jutro jesteśmy umówieni , ciekawe co Louis na to powie. Weszłam do sklepu. Chłopak chodził za mną krok w krok i do tego jeszcze wpatrywał się we mnie. Ciekawe co ja mam ciekawego na swoich plecach. Wzięłam koszyk i powoli poruszałam się po sklepie co chwilę wrzucając jakieś produkty do koszyka. Naprawdę uzbierało się tego trochę. Louis nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdy byłam już pewna że mam wszystko zapłaciłam za zakupy i wróciłam do domu. Chłopak przez całą drogę się nie odzywał. W domu poczułam się lepiej bo tu nie chodził wciąż za mną i obserwował każdy mój ruch. Postanowiłam zrobić coś ciepłego. Mój wybór padł na zupę pomidorową. Wyciągnęłam potrzebne zakupy z plastikowych siatek a resztę schowałam do szafek. Po chwili zupa była gotowa - jak dobrze że umiałam w miarę gotować. Nie chciałam być nie miła więc zapytałam się Louisa czy chce trochę. Chłopak zgodził się , więc wyciągnęłam z szafki dwie miski. Nalałam zupy do misek i wyciągnęłam łyżki. Gdy w końcu usiadłam na krześle poczułam ulgę. Nie wiem nawet dlaczego. Obaj dość szybko zjedliśmy. Louis umył po sobie miskę ,choć wcale go o to nie prosiłam. Później ja postanowiłam odrobić lekcje a on zasiadł przed telewizorem. Nie wiedziałam czy pójdę jutro do szkoły, ma nadzieję że Marcel przyjdzie. Lubiłam z nim spędzać czas. Do Louisa nie co się już przyzwyczaiłam jednak i tak czułam się przy nim nieswojo. Znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. Już chciałam otworzyć drzwi ale drogę zagrodził mi Louis.
-Pozwól że ja to zrobię.
Nie miałam właściwie nic przeciwko. Chłopak otworzył drzwi a za nimi ukazała się drobna postać Kate.
-Yyy dzień dobry ja do Sharley.
Louis wpuścił ją do domu. Przytuliłam przyjaciółkę i poszłam z nią na górę. Louis wrócił do poprzedniego zajęcia. To mi pasowało.
-Kim on jest? - szepnęła Katty gdy drzwi od mojego pokoju zostały zamknięte.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? To dlaczego on tu jest? Wprowadził sie do ciebie czy co? I dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. Nie wiem co on chce zrobić, powiedział mi tylko , że muszę być bezpieczna.
-Sharl ja nie chce cię martwić , ale to jest ten co go widziałam wtedy w krzakach z lornetką.
-Weź, przecież nikogo tam nie było. - coś jednak we mnie tknęło.
-Jak nie wierzysz to twój problem , na serio nie kłamię i radzę ci uważać. Przejdźmy do rzeczy. Idziesz ze mną dziś na impreze?
-Niestety Kate, nie mogę, on by mnie nie wypuścił, musiałabym iść z nim a tego nie chcę. Po za tym boli mnie gardło i mam katar więc i tak nie mogę iść.
-Jak zwykle nie masz czasu dla przyjaciółki.
-Przecież byłyśmy wczoraj umówione.
-Jakoś się nie umówiłyśmy. Jak wolisz siedzieć w domu z tym chloptasiem niż ze mną to od razu mi powiedz.
-Kate weź, to chyba nie moja wina , że on tu przylazł i nie chce mnie wypuścić z domu.
-To zadzwoń na policję , nie wiem , zrób coś.
-Ale Kate ty nie rozumiesz...
-Rozumiem. Po prostu nie chcesz się już ze mną przyjaźnić. Nie będę wam już przeszkadzała więc już sobie pójdę, szkoda , że w ogóle straciłam czas na takie pierdoły.
Chciałam zatrzymać przyjaciółkę ale chyba wyszłoby to na marne. Ona w ogóle nie chciała mnie słuchać. Nienawidzę go. Wpieprzył się w moje życie i je psuje.
* LOUIS P.O.V *
Kate wyszła wściekła z domu Sharley. Nie wiem co się stało ale jak dla mnie lepiej. Nie lubiłem tej Kate. Ona zresztą też mnie chyba nie lubiła, co za różnica. Usłyszałem zbieganie ze schodów i do pokoju wpadła Sharley.
-NIENAWIDZĘ CIĘ! NIE-NA-WI-DZĘ! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! CZUJE SIĘ JAK W WIĘZIENIU! NIE MOGĘ NAWET WYJŚĆ Z DOMU! NIC O TOBIE NIE WIEM , TY NIE CHCESZ MI NIC POWIEDZIEĆ, JA SIĘ BOJE! NIE ROZUMIESZ TEGO!? WYJDŹ STĄD! WYJDŹ I NIGDY NIE WRACAJ! IDŹ PRECZ!
Szczerze byłem dość zszokowany.Po jej wybuchy rozpłakała się i zjechała po ścianie. Płakała jak dziecko. Nie mogłem tego znieść. Wstałem z kanapy i ruszyłem w jej stronę.
-NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyczała
Nie mogła się uspokoić. Przytuliłem ją. Najpierw zaczęła się wyrywać i krzyczeć ale po kilku minutach zrezygnowała. Była bezsilna.
-Ciii... już dobrze- szeptałem i kołysałem jej ciało.
Zrobiło mi się jej żal. Uciszałem ją jak małe dziecko.
-Dlaczego to robisz? - spytała już spokojnie.
-Bo muszę. Nie chcę by stało ci się coś złego.
-Ale czemu miało by się coś stać?
-Bo jest ktoś kto cię nienawidzi , tak jak ty mnie i chce żebyś zniknęła.
Blondynka przeraziła się.
-Aale..
-I dlatego jestem tu , by nic ci się nie stało.
-D-dziękuję.
Podniosłem ją i na rękach zaniosłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku. Zgasiłem światło i wychodząc zamknąłem za sobą drzwi. Położyłam się tam, gdzie wczoraj i zasnąłem
***
* SHARLEY P.O.V *
Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 11. Nie było sensu iść już do szkoły. I tak okropnie bolało mnie gardło. Do pokoju wszedł Louis z tacą na rękach.
-Widzę że już wstałaś. Przyniosłem ci śniadanie. Pyszne płatki z mlekiem!
Uśmiechnęłam się. Zmienił się. Bardzo. Z przyjemnością zjadłam to co dla mnie zrobił. Poszłam do kuchni wziąść jakieś tabletki. Na razie mogłam mówić tylko szeptem. Za bardzo wczoraj krzyczałam. Wciąż się boje. Ktoś chce mi coś zrobić. On mnie pilnuje. Ale dlaczego?! Dlaczego ktoś chce mi coś zrobić , dlaczego on tu się pojawił i chce mnie chronić. On mnie nie zna, to dlaczego to robi? Wyciągnęłam z szafy jakieś luźne ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic , włożyłam na siebie ciuchy , a włosy rozczesałam i pozwoliłam by swobodnie opadały na moje ramiona. Nie przejmowałam się tym jak wyglądam , nie musiałam. Właściwie to nie miałam zbyt co robić.
-Sharley może gdzieś wyjdziemy? - zapytał Louis gdy wyszłam z łazienki.
-Nie mogę - szepnęłam do niego. W gardle coś mi piszczało. Chyba muszę się wybrać do lekarza.
-Co się stało? - pierwszy raz odkąd go znam przeraził się - Musisz iść do lekarza.
Hahaha jaki on przewidywalny. Potrząsnęłam głową. Oznaczało to , że musiałam się przebrać. Chyba nie pojadę w dresach. Szybko zmieniłam moje ubrania. W moim wyglądzie nic nie zmieniłam, przede wszystkim mi się nie chciało. Ubrałam się ciepło aby jeszcze bardziej się nie pochorować. Louis zaprowadził mnie do jego auta. Pojechaliśmy do lekarza. Akurat nie miał żadnych klientów. Obejrzał moje gardło i stwierdził , że złapało mnie przeziębienia, ale też nadwyrężyłam je i przez to ciężko mi mówić. Przepisał jakieś tabletki i mogliśmy wracać do domu. Nie lubiłam lekarzy, szpitali i wszystkiego co jest z tym związane. Mam z tym złe wspomnienia. Dlatego też cieszyłam się, że tak szybko to minęło. Louis podjechał do apteki i kupił mi te tabletki. Jak wróciłam do domu kazał mi je od razu połknąć. Usiadłam na kanapie w salonie, a on od razu przyniósł mi koc i zabronił się odkrywać. Nie wiem dlaczego się zmienił. Na pewno na lepsze. Gdy wybiła godzina 15 zadzwonił dzwonek do drzwi. Louis kazał mi czekać i sam poszedł otworzyć. Gościem okazał się Marcel, który był przestraszony gdy zobaczył Louisa. Zaprosiłam go do domu. Widać że Louis go nie lubił i patrzył na niego krzywo. Poszliśmy na górę a Louis tylko powiedział żebym nie nadużywała głosu.
-K-kto to? - zapytał Marcel
-Yyy nazywa się Louis. Fajnie że przyszedłeś. - mówiłam wciąż cicho i trochę piszczałam.
-Nie było cię w szkole przez ten kaszel tak?
Pokiwałam głową.
-Yhmmm będziesz chciała pożyczyć później zeszyty?
-Tak , dziękuję. To może przejdźmy do projektu co?
Chłopak zgodził się. Był uroczy , szkoda, że spod grubych szkieł okularów nie można było zobaczyć jego pięknych oczu.
-Dlaczego nosisz okulary? - spytałam
-yyy pomagają mi przy czytaniu.
-A musisz je nosić?
-N-nie.
-A mógłbyś je przy mnie zdejmować?
Marcel zawstydził się. Niepewnie zdjął je z nosa i znowu mogłam zobaczyć jego oczy. Zakochałam się w nich. Były piękne i jeśli można tak powiedzieć 'rzadko spotykane'. Uśmiechnął się i pokazały się te słodkie dołeczki. On sam w sobie był słodki. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy do projektu i usiedliśmy przy moim biurku. Marcel podniósł rękawy swojej śnieżnobiałej koszuli. Spojrzałam na jego ręce i... zdziwiłam się. Miał na niej kilka tatuaży. Naprawdę mało o nim wiedziałam. Miał wiele tajemnic.
-Marcel?
-Tak?
-Ty masz więcej tych tatuaży?
-Co jakich co... - na początku się zdziwił a później chyba zorientował się o co mi chodzi i szybko spuścił podwinięte rękawy.
-No powiedz
-N-no tak. - zawstydził się i zarumienił. Odwrócił się i wpatrywał się w sufit, który stał się dla niego bardzo interesujący.
Zaciekawił mnie. Po tej rozmowie jednak z naszych ust nie padło ani jedno słowo. Marcel zajął się projektem. Nie wiem ile czasu minęło ale na pewno jakaś godzina.
-Sharley ja.. ja muszę już iść. Dokończymy kiedy indziej.
-Oczywiście.
Odprowadziłam go do drzwi.
-Kiedy będziesz w szkole?
-Nie wiem może pojutrze, jak mi przejdzie. To jutro się umawiamy?
-T-tak może być. O 16 kończymy lekcje
-Będe w domu. Aaa i jeszcze jedno. Dasz mi swój numer?
-yy tak jasne.
Wymieniliśmy się numerami i Marcel wyszedł z domu. Po jego wyjściu poczułam się samotna. Nie mogłam się już doczekać kiedy przyjdzie.
__________________________________________________
Przepraszam ,że rozdział dodałam tak późno :c Nie miałam jakoś weny i czasu. Kocham Was ♥