poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 11

 PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
***
Z przyjemnego snu wyrwał mnie głośny dzwonek mojego budzika. Szybkim ruchem go wyłączyłam. Chciałam wstać z łóżka lecz uniemożliwiła mi to ręka Louisa obejmująca mnie w pasie. Przyciągnął mnie do siebie bliżej i wydał z siebie cichy pomruk. Nie ma szans żebym teraz wstała. Musiałam go obudzić. Odwróciłam się w jego stronę. Żal było mi go budzić, gdy spał był taki słodki i nie winny. Lekko nim potrząsnęłam.
-Lou - wyszeptałam.
-Tak kochanie? - wymruczał do mojego ucha.
-Uhm.. musimy już wstać.
-Nie musimy, skarbie - Louis objął mnie mocniej
-Musimy. Nie mogę się spóźnić do szkoły.
-Ale możesz dziś nie iść... kotku
-Louis... przestań.
-A co ja robię?
-Proszę, nie mów tak do mnie - obróciłam się w jego stronę. Jego oczy wypełniało smutek i zmęczenie.
-Nie podoba ci się?
-Nie ja po prostu...
-Co po prostu - chłopak przerwał mi w pół zdania.
-Nie wiem... dlaczego tak do mnie mówisz?
-Głupie pytanie zadajesz, słońce. Odpowiedź jest prosta: bo Cię kocham.
-Ale...
-Żadnych ale. Tak jest i nic tego nie zmieni.
Louis przysunął się do mnie i musnął mnie moje usta. Już miałam odwzajemnić pocałunek, gdy coś w mojej głowie krzyknęło: Nie! Lekko odepchnęłam go moimi dłońmi.
-Co ci się dzieje? - Lou nagle zerwał się i usiadł na łóżku. Kołdra zsunęła się z niego i odsłoniła jego umięśnioną klatkę piersiową pokrytą licznymi tatuażami.
-Ej? Halo? - chłopak wyrwał mnie z lekkiego transu.
-Yy co?
-Sharley? Pytałem się co ci się dzieje.
-Nic mi sie nie dzieje.
-To dlaczego mnie odepchnęłaś?
-Louis... ja myślę.. że po prostu nie jestem na to gotowa, okey?
-Na co?
-Na to wszystko. Nie zrozum mnie źle, po prostu.. w moim życiu wydarzyło się wiele i to nie jest związane tylko ze śmiercią rodziców.
-Sharley, wiesz , że chcę dla ciebie jak najlepiej i nie rozumiem dlaczego to robisz.
-Co robię?
-Odpychasz mnie od siebie.
-Louis to nie tak... musisz zrozumieć, że moje życie jest inne niż twoje.
-To nie ma z tym nic wspólnego.
-Przepraszam Louis. Nie chciałam żeby to tak wyszło.
Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z szafy czyste ubrania. Czułam na sobie jego wzrok ale nie chciałam się obracać. Weszłam do łazienki więc stracił mnie z widoku. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, tak na wszelki wypadek, choć wiedziałam , że on nie mógł zrobić mi krzywdy. Włożyłam na siebie czyste rzeczy. Przypudrowałam twarz i wytuszowałam rzęsy. Przeczesałam włosy i stwierdziłam, że zostawię je rozpuszczone. Gdy wyszłam z łazienki Louisa nigdzie nie było. Pomyślałam, że jest na dole w kuchni, lecz ta również go nie odnalazłam. Wyciągnęłam z szafki miskę i nalałam do niej mleka. Wsypałam płatki i szybko zrobiłam sobie herbatę. Po zjedzonym śniadaniu poszłam umyć zęby i włożyłam potrzebne rzeczy do plecaka. W cały domu panowała grobowa cisza. Nienawidziłam tego. Czułam się wtedy jakbym na całym świecie została tylko ja. Nie lubiłam być sama. Ogarniał mnie wtedy taki strach, ale nie przed jakimiś potworami czy czymś tam, tylko strach przed samotnością. Włożyłam buty i wyszłam z domu, zamykając drzwi. Louis gdzieś poszedł. Może miał mnie dość? Tak, chyba tak. Zrobiło mi się smutno. Nikogo nie obchodziłam. Byłam nikim. W szkole było tak jak zawsze. Przechodziłam niezauważona. Nawet jak ktoś mnie popchnął nie zwracał na to uwagi. Dotarłam do swojej szafki i wystukałam kod na klawiaturze. Wyciągnęłam potrzebne na dziś książki i zatrzasnęłam drzwiczki. Byłam zerem. Rozglądnęłam się wokół siebie. Po szkolnym korytarzu przechodzili się uśmiechnięci uczniowie. Nie rozumiem ich - jak można się się uśmiechać w tym miejscu. Nagle poczułam z tyłu uderzenie i upadłam na podłogę, co zwróciło uwagę większości osób. Usłyszałam za sobą cichy, nieśmiały głos
-Przepraszam Sharley.. yyy ... nie chciałem. - od razu poznałam ten głos. To Marcel.
-To może przestaniesz się tak na mnie gapić i pomożesz mi wstać? - krzyknęłam
-To mam ci pomóc tak?
-Nie, z chęcią sobie poleże tu jeszcze chwile - powiedziałam z ironią w głosie.
-Czyli mam jednak ci nie pomagać?
-Kurwa Marcel to był sarkazm, możesz mi pomóc wstać?! - syknęłam
Chyba wreszcie jego mózg się ruszył i wyciągnął w moją stronę swoją rękę. Chwyciłam za nią i wstałam z podłogi. Otrzepałam się, sama nie wiem z czego.
-Co sie tak gapisz? - wybuchnęłam.
Marcel wydawał się lekko przestraszony, może faktycznie nie powinnam tak na niego naskakiwać.
-Yy.. ja.. nic...
-To rusz swoją pieprzoną dupe i stąd spierdzielaj.
Nie wcale tego nie powiedziałam. Tylko mi się wydawało. Nie mogłam przecież. Nie chciałam tego powiedzieć. Co się ze mną dzieje? Marcel zdziwiony otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili z tego zrezygnował , więc odwrócił się do mnie i odszedł.
-Nie, nie, nie! - krzyknęłam i zaczęłam walić pięścią w ścianę.
Wszyscy obecni na korytarzu patrzyli się na mnie jak na wariatkę. A może faktycznie nią byłam? Po kolei wszystkich tracę. Najpierw Louis, teraz Marcel, kto będzie następny? Kate? No właśnie gdzie ona jest? Nie ma jej w szkole, ciekawe co robi. Na pewno się teraz śmieje. Dlaczego ja mam takie popieprzone życie? Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Matematyka, czyli jedna godzina mojego życia jest stracona. Weszłam do sali, a wszystkie pary oczy utkwiły we mnie wzrok. Wszyscy zaczęli coś między sobą szeptać. Cholera. A więc tematem dzisiejszego dnia będę ja. Super. Marcel siedział już w ławce. Może uda mi się go jakoś przeprosić. Odsunęłam krzesło i usiadłam na nim. Marcel odsunął się trochę ode mnie. Popatrzyłam na niego. Wiedziałam, że wie, że się na niego patrze, jednak zachował kamienny wyraz twarzy. Aktualnie jego twarz wydawała 0 emocji. Jak?
-Marcel? - szepnęłam.
Chłopak nie zareagował. Ma jeszcze swój honor. Nie dziwię się mu. Gdyby na mnie ktoś się tak wydarł i mnie obraził do końca życia byłabym nie niego obrażona. Do klasy wszedł nauczyciel. Właśnie zaczęło się 7 godzin udręki.
***
Wreszcie usłyszałam upragniony dzwonek. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Dotarłam do mojej szafki, wystukałam kod i wrzuciłam tam książki które nie były mi potrzebne w domu. Wyszłam ze szkoły i wreszcie poczułam świeże powietrze. W mojej szkole było okropnie duszno. Pffff. Chciałam być już w domu. Miałam wielką ochotę zrobić sobie kakao i  leżąc w łóżku obejrzeć jakiś film. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Weszłam do niego i znów poczułam tą pustkę niszczącą mnie od środka. Może to dziwne - większość ludzi w moim wieku chciałoby być samemu, żeby nikt się ciebie nie czepiał i żeby mieć spokój, ale ja mam już tego po prostu dość. Codziennie wchodzę do domu i widze tylko pustkę. W całym mieszkaniu panuje grobowa cisza. I to wszytko wywołuje u mnie strach... nie stop! Dosyć myślenia o tym i dołowania się na  dziś. Ponieważ było już ciemno zapaliłam wszystkie światła w domu i włączyłam tv i radio. Od razu zrobiło się tak... inaczej. Nie miałam żadnej ochoty na zadania domowe więc plecak rzuciłam gdzieś w kąt. Wyciągnęłam z szafy dresy i jakąś koszulkę Louisa. Lubiłam w nich chodzić, pachniały nim, a właśnie teraz mi go brakowało. Poszłam do łazienki się umyć. Kochałam długie kąpiele, ale teraz jakoś nie miałam żadnej ochoty na nie więc wzięłam po prostu szybki prysznic i umyłam włosy. Ubrałam się i rozczesałam mokre włosy oraz je wysuszyłam. Zrobiłam sobie , tak jak wcześniej planowałam, kakao i wskoczyłam do łóżka. Wybrałam byle jaki film, było mi tak naprawdę wszystko jedno. Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się i przetarłam oczy rękami. Słońce raziło mnie w oczy. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie pokoju. 10:13. Chyba muszę sobie wreszcie kupić telefon. Zaraz... 10:13? Spóźniłam się do szkoły. Chwilę poleżałam jeszcze na łóżku i w końcu zdecydowałam, że nie ma sensu iść do szkoły. Nie chciało mi się, w ogóle nie miałam ochoty siedzieć tam i stracić kilka godzin mojego życia. Już miałam iść do łazienki się ogarnąć gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z niechęcią zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się.. Marcel.
-Marcel? Co ty tu robisz? Czemu nie jesteś w szkole? - tak naprawdę jego spodziewałam się tu najmniej. Przecież on się  na mnie obraził.
-Właściwie to ja... przyszedłem bo...chciałem cię przeprosić.
-Ty mnie? - powiedziałam ze zdziwieniem
-Tak jak myślałem. Pewnie nie chcesz mnie już znać bo się wczoraj do ciebie nie odezwałem. W takim razie ja już pójdę..
-Nie, nie Marcel, czekaj. Tak naprawdę to ja cię powinnam przepraszać. Ty wpadłeś na mnie przed przypadek, a ja wybuchłam na ciebie jakbyś co najmniej mnie zabił czy coś. Miałam po prostu zły dzień i tak szczerze to jakbym była na twoim miejscu też bym się na siebie obraziła. W ogóle wątpię żebym się do mnie kiedykolwiek odezwała. Ja jak już się obrażam to śmiertelnie. A więc, przepraszam cię Marcel za wczoraj. Wybaczasz mi?
-Tak...
-Oh, dziękuję. - od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Myślałam, że on nigdy mi nie wybaczy. Sama nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale po prostu rzuciłam się  jego ramiona i go przytuliłam. Marcel po krótkim czasie odwzajemnił uścisk i staliśmy teraz u progu drzwi przytuleni do siebie. Czułam, jak  w moim brzuchu lata stado motylków.
-Kocham cię, Sharley. - usłyszałam cichy szept. Jak tylko Marcel wypowiadał moje imię moje serce biło mocniej. Zaraz, czy on powiedział "kocham cię" ?
-Co powiedziałeś? - również szepnęłam.
Marcel nagle się ode mnie oderwał i powiedział przerażonym głosem:
-Ja.. yyy... nic...
Stłumiłam w sobie śmiech. To było słodkie.
-Przyszedłem tu też po to by... dokończyć nasz projekt z matematyki. Jutro trzeba go oddać.
-Ah no tak , przez to wszystko co się ostatnio wydarzyło zupełnie wyleciało mi to z głowy. Chodź. Napijesz się czegoś?
-Yy.. nie dzięki.
-A ja z chęcią coś zjem. Dopiero wstałam.
-Przepraszam, że cię obudziłem.
-Nie obudziłeś mnie - zaśmiałam się - sama wstałam. Poczekaj tu na mnie chwilkę, rozgość się, ja tylko szybko się ubiorę.
-Yyy tak jasne.
Poleciałam szybko do swojego pokoju i włożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Uczesałam tylko włosy i poszłam do kuchni nalać sobie soku. Marcel stał w salonie i przyglądał się zdjęciom które miałam na małej szafce.
-Co robisz? - spytałam, jakbym nie wiedziała co robi. Jestem głupia.
-To ty i rodzice?
-Tak...
-A gdzie są teraz?
-Noo... nie wiem... tam na górze? W grobie? - czułam jak moje oczy stają się mokre. Po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Marcel odwrócił się w moją stronę.
-Jejku, przepraszam... ja.. ja nie chciałem.. Sharley proszę nie płacz.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił moje drobne ciało do swojego. Odwzajemniłam uścisk i oderwałam się od niego.
-No to... - przetarłam oczy - może skończymy ten projekt?
-Tak jasne. 
Przyniosłam wszystkie potrzebne rzeczy i zabraliśmy się do roboty. Oczywiście Marcel musiał mi wszystko mówić, jak i co zrobić  itp. Nie chciałam żeby on odwalał całą robotę, ale ja po prostu nic nie umiałam. Może ze dwa razy się wtrąciłam, ale tylko się wygłupiłam, bo wszystko  co mówiłam było bzdurą. Czułam się przy nim jak głupia. Ale chyba to nie moja wina, że odkąd pamiętam nie lubię matematyki i nigdy jej się nie uczyłam. Praktycznie nic nie umiałam i moje umiejętności zatrzymały się na poziomie 6 klasy podstawówki. Po chyba ok dwóch godzinach skończyliśmy. Niestety nie udało mi się zatrzymać Marcela, ponieważ musiał gdzieś szybko wyjść. Odetchnęłam z ulgą gdy popatrzyłam na skończony projekt. Odczułam straszny głód więc zrobiłam sobie szybko jakieś jedzenie i powróciłam do salonu. Usiadłam na sofie i włączyłam tv. Akurat leciał mój ulubiony program więc wygodnie się rozsiadłam i zabrałam się za zjedzenie mojego "śniadania". Tą chwilę przerwał mi dzwonek do drzwi. Znowu goście? A może Marcel czegoś zapomniał. Odstawiłam talerz i poszła otworzyć. Znów był to gość którego spodziewałam się najmniej - Louis.
-O hej, nie wiem co tu robisz ale.. - zaczęłam i skończyłam gdy mój wzrok spoczął na całą zakrwawioną rękę Louisa.
-O mój boże - powiedziałam z ręką na ustach.

Nie było mnie tu miesiąc. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Może też i nie mam za co, blog jest tylko dla mnie rozrywką i nie lubię być zmuszona do pisania tutaj czegoś. Przez cały ten czas, po prostu nie miałam weny ani czasu, ale jak dla mnie po prostu musiałam już tu coś napisać. Dlatego też ten rozdział jest jaki jest. Chciałabym tylko poprosić, jeśli przeczytałeś ten rozdział skomentuj go. Może to być zwykła kropka, cokolwiek. Chciałabym zobaczyć kto czyta tego bloga i czy jest sens na pisanie go, bo tak naprawdę z każdym rozdziałem jest mnie komentarzy.I nie chodzi mi tu o to, że zależy mi tylko na tych komentarzach i, że je na was wymuszam, tylko chciałabym zobaczyć, dla kogo piszę tego bloga i ile osób to czyta. Następny rozdział nie wiem kiedy będzie,ale postaram się go dodać nie długo.


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Liebster Blog Award

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Wciąż w to nie wierze, że ten blog został nominowany do Liebster Blog Award. Bardzo się z tego cieszę, nominowała mnie Natalia Tomlinson z bloga http://followyourheart12.blogspot.com/ .

Pytania:
1.Masz pięć minut na pogadanie z swoim idolem,co jej/jemu wtedy mówisz?
 Pewnie to co większość by powiedziała, na pewno byłabym tak bardzo podekscytowana, że sama nie wiedziałabym co powiedzieć, ale myślę, że powiedziałabym jak bardzo go kocham i jak zmienił moje życie na lepsze.
2.Najlepszy film,który obejrzałeś/aś ?
 This is us i Never Say Never xd
3.Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa?
 Chyba zabawy z przyjaciółką
4.Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie?
Spać i jeść
5.Ulubiona piosenka?
Oczywiście cała płyta MM , Journals , Banga Banga i Hello Heartache
6.Co byś chciał/ła robić w przyszłości?
Zastanawiam się nad tym czesto, ale chyba nie mam określonego zajęcia które bardzo chciałabym robić.
7.Co sądzisz o polskiej muzyce?
Nie lubię jej, nie które piosenki ujdą ale reszta to jakaś masakra
8.Gdybyś miał/ła się przeprowadzić to gdzie?
Do Londynu albo L.A.
9.Ulubiony przedmiot?
Religia i historia, nic tam sie nie robi hahaha
10.Jakie "dajesz" sobie postanowienie na nowy rok?
Poświęcać więcej czasu na bloga, mam też kilka innych ale nie powinnam ich tu pisać
11.Co Cię skłoniło do pisania bloga?
Już wcześniej miałam taki pomysł, ale pewna dziewczyna z twittera mnie do tego zmobilizowała

Moje pytania:
1. Dlaczego piszesz bloga?
2. Jakie jest twoje  marzenie?
3. Ulubione perfumy?
4. Co najbardziej lubisz jeść?
5. Lubisz oglądać horrory?
6. Twój ulubiony kolor?
7. Masz jakieś motto życiowe?
8. Masz rodzeństwo?
9. Czego się boisz?
10. Ulubiony napój?
11. Bez czego nie możesz żyć?

Blogi nominowane przeze mnie:
1. http://harrystylesnewfanfiction.blogspot.com/
2. http://thisismelive.blogspot.com/
3.http://iagines.blogspot.com/
4. http://blackxxshadow.blogspot.com/
5. http://as-long-as-you-love-me-true-story.blogspot.com/
6. http://noloveallowed-fanfiction.blogspot.com/
7. http://fromlust2trust.blogspot.com/
8. http://my-life-harrystyles.blogspot.com/
9. http://danger-niall-horan-fanfiction.blogspot.com/
10. http://she-is-a-riddle.blogspot.com/
11. http://die-in-your-arms-story.blogspot.com/

I tak przy okazji, nowy rozdział napiszę najszybciej jak potrafię, postaram się go dodać tuż po nowym roku. Przepraszam, że musicie tak długo czekać, kocham was

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 10

 CZYTASZ = KOMENTUJESZ


***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające prze okno. Ten dzień zapowiadał się słonecznie, jednak ja dalej chciałam spać, w końcu dziś jest sobota. Cała zakryłam się kołdrą , a głowę schowałam pod poduszkę. Mocne słońce raziło mnie w oczy. Zastanawiało mnie jedno - w jaki sposób znalazłam się w łóżku, skoro (chyba) zasnęłam na kanapie. Czyżby w jakiś magiczny sposób przeniosłam się na łóżko? Usłyszałam odgłos tłukących się naczyń. Oznaczało to tylko jedno - Louis był w kuchni. Wstałam więc z wygodnego łóżka w obawie o resztę moich talerzy. Dopiero teraz zorientowałam się, że wciąż mam na sobie ciuchy z wczorajszego dnia. Najpierw jednak należało sprawdzić co chłopak wyprawia w mojej kuchni. Po cichu zeszłam po schodach i spojrzałam przez szparę w drzwiach. Na podłodze w kuchni leżały kawałki szkła. Na kuchence kipiało mleko i przypalała się jakaś potrawa. W końcu mój wzrok spoczął na szatynie , który starał się zmyć białą plamę ze swojej bluzki. Nie miałam innego wyjścia. Wkroczyłam do kuchni. Lou gdy tylko mnie zobaczył, lekko się wystraszył. Wyłączyłam szybko palniki i zamiotłam w jedną kupkę kawałki szkła.
-Co tu się dzieje? - spytałam.
-Yyy... to miało być yyyy śniadanie do łóżka ale nooo nie udało się.
Lekko się uśmiechnęłam. Wciąż byłam trochę zła, że zdemolował moją kuchnię, ale przecież chciał mi zrobić przyjemność.
-To miała być niespodzianka. - z miny Lou można było wyczytać lekkie przestraszenie. Naprawdę jestem aż taka straszna?
-No niech ci będzie. Ale musisz to posprzątać. 
Lou był naprawdę słodki. W moim krótkim życiu jeszcze nikt nie chciał mi zrobić śniadania do łóżka. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam na górę się przebrać i odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Jakoś ogarnęłam włosy, a na twarz nałożyłam tylko puder i tusz do rzęs - w końcu dziś jest sobota! Przypomniałam sobie że Louis obiecał pomóc mi pomalować kuchnię. Samej nie chciałoby mi się tego robić, szczególnie że nie nawidzę wszystkiego co jest związane z rysowaniem. Gdy jeszcze raz zeszłam na dół w kuchni panował porządek. Lou zmył nawet resztki jedzenia ze ścian.
-Eh chyba pierwszy raz widzę tu porządek - powiedziałam z uśmiechem - Nie zapomnij że dzis malujemy kuchnię!
-Jasne. Na jaki kolor?
-Nie wiem, wybierz ty.
-Co powiesz na jasny pomarańczowy?
-Niech będzie. Jesteś bardzo kreatywny że wybierazz kolor który mam aktulnie na ścianie.
-Myśle że pasuje poprostu do tego miejsca.
-Mam jeszcze trochę tej farby. Pójdę po nią.
Wzięłam do ręki klucze i zeszłam do piwnicy. Rzadko tu bywałam, nienawidzę żadnych zimnych,ciasnych i betonowych pomieszczeń. Wzięłam do ręki farbę i szybko wyszłam z piwnicy. Oczywiście zapomniałam że potrzebna jest jeszcze drabina, pędzle i jakaś folia.
-Louuuuuis! - zawołałam go.
Chłopak bardzo szybko pojawił się obok mnie.
-Co?
-Mógłbyś wziąść drabinę?
-Jasne - szatyn z łatwością wziął drabinę. Jego mięśnie napięły się, gdy wziął do ręki ciężki ((dla mnie)) przedmiot.
-Co mi się tak przyglądasz? - spytał ze śmiechem
Spuściłam głowę aby nie zobaczył rumieńców na mojej twarzy. Chłopak tylko się zaśmiał i wyszedł spowrotem na górę. Wzięłam tylko te folie i pędzle i poszłam za nim zamykając za sobą drzwi. Rozłożyliśmy wszystko w kuchni. Lou z łatwością otworzył farbę, mi pewnie zajęło by to kilkanaście minut. Postawiliśmy drabinę i zaczęliśmy malować. Niestety nie zbyt długo malowaliśmy w spokoju. W pewnym momencie chłopak 'przypadkiem' maźnął mnie pędzlem po plecach. Nie pozostałam mu dłużna, zamoczyłam narzędzie w farbie i namalowałam mu na policzkach dwie, wielkie kropki. Louis zaczął się śmiać i znowu maźnął mi pędzlem , tym razem po brzuchu. Po chwili cali byliśmy już w farbie. Rozpoczęła się wielka bitwa. Znów zaczęliśmy gonić sie po całym domu z pędzlami w rękach. Przez cały czas towarzyszył nam śmiech. Nam chyba nigdy nic nie będzie wychodziło, jeśli każde zajęcie będzie się tak kończyło. W końcu opadliśmy zmęczeni na łóżko.
-Kiedy my wreszcie jak coś zaczniemy to to skończymy?
-Nie wiem Sharley. - Lou zaczął się śmiać
-Jak zwykle cali jesteśmy brudni. Jak dalej tak pójdzie to zabraknie nam ubrań - zażartowałam
-To wybierzemy się na wieeeeelkie zakupy - znów zaczęliśmy się śmiać.
-Choć skończymy malować - po tych słowach zeszliśmy na dół i zabraliśmy się za dalsze malowanie.

* HARRY P.O.V. *

Zayn - to imie znałem bardzo dobrze. Aż zbyt dobrze. Był moim wrogiem. Nasze gangi były największymi wrogami. Ta cała postać Marcela, teraz jest to już bez sensu. Zrobiło się zbyt nie bezpiecznie. Nie mogę jednak tak nagle zniknąć, to wywołało by zbyt duże zamieszanie. Najpierw muszę wszystko wytłumaczyć Sharley - to jedna z trudniejszych rzeczy do zrobienia. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Ale wszystko po kolei.  Myślę, że z czasem
wszystko zrozumie. Naprawdę się o nią martwię. Zayn jest bardzo niebezpieczny. Znam go, wiem do czego jest zdolny gdy jest zły. Ten cały pomysł z Marcelem był tylko po to by ją chronić. Dlaczego ? Bo ją kochałem. Tak. Kochałem ją. Niby jej nie znałem, ale tylko jej się tak wydaje. Moi rodzice przyjaźnili się z jej rodzicami. Często ich odwiedzali , gdy ja i ona byliśmy mali. Później nasi rodzice pokłócili się i już nigdy jej nie odwiedziłem. Czasem spotykałem ją na ulicy bo mieszkaliśmy całkiem blisko siebie. Ona nawet nie zwracała na mnie uwagi. Pamiętam też jak przyprowadzała do swojego domu Zayna. Nienawidziłem go od zawsze. Po pewnym czasie zauważyłem, że on jej grozi. Nie byłem silny, byłem głupim dzieciakiem, Zayn mógłby mnie pokonać z łatwością. Nigdy jej nie pomogłem. Przypominam sobie też ten cholerny dzień, gdy wróciła do domu z płaczem i podbitym okiem. Zayn ją uderzył, w tym samym dniu zginęli jej rodzice. Została sama z tym okrutnym człowiekiem jakim był Zayn. Następnego dnia wyjechała. Obiecałem sobie wtedy,  że kiedyś się zemszczę. Chodziłem na siłownię, a gdy dowiedziałem się gdzie aktualnie mieszka Sharley przeprowadziłem się tam. Dołączyłem do gangu i przez to przypadkiem dowiedziałem się o Zaynie. Dowiedziałem się, że chce zabić Sharley. Wymyśliłem wtedy Marcela, pod takim przebraniem nie rozpoznał mnie nawet mój najlepszy przyjaciel. Udawałem jakiegoś kujona żeby nikt nie nabrał podejrzeń, ale tak naprawdę byłem tam tylko po to by obronić Sharley jeśli byłaby taka potrzeba. Gdy zobaczyłem wczoraj jak Zayn ją gonił stwierdziłem że zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Nie wiem co by się mogło stać, gdyby wczoraj mnie tam nie było. Nawet wolę o tym nie myśleć. Czas jednak zmierzyć się z Zaynem. Nie mogę tak tego zostawić. Złapałem za kurtkę i wyszedłem z domu.

* LOUIS P.O.V. *   

Wreszcie skończyliśmy malować. Zaczęłem odczuwać głód. No tak - nic dziś nie jadłem.
-Sharley jesteś głodna ? - spytałem. Głupie pytanie. Napewno jest głodna.
-Szczerze to tak. - usłyszałem jej melodyjny głos.
-Co powiesz na to, abyśmy coś zjedli? - zaproponowałem.
-Jestem za! Dopiero teraz jestem aż tak głodna.
-Musimy zjeść niestety tutaj. Zayn może nas zobaczyć w każdej chwili - przez to wszystko zupełnie o tym wszystkim zapomniałem. Na twarzy dziewczyny pojawiło się przerażenie. Wiedziałem, że jak jej o nim przypomnę, ona znów będzie się bała. Ale teraz nie jest z tym wszystkim sama - ma mnie. Wole nawet nie myśleć co by było gdyby nie ja. Zbyt dużo egoizmu. Sharley napewno ma jakichś przyjaciół. Choćby Kate, czy ten kujon Marcel.
-No dobrze. Co zjemy? - blondynka przerwała moje rozmyślania.
-Nie wiem jak ty, ale ja od ostatniego czasu mam dyosyć gotowania. Zamówimy pizze?
-Wiedziałam, że pójdziesz na łatwiznę - zaśmiała się - Ale mi również zbrzydło gotowanie. Szczególnie, że każde kończy się sprzątaniem, a to też już po dziurki w nosie.
-No to dzwonimy - wyciągnęłem telefon z kieszeni i wystukałem ba klawiaturze odpowiedni numer - jaką sobie życzysz?
-Teraz będziemy wybierać godzinę. Weź jaką chcesz, tylko omiń wszystkie z pieczarkami, oliwkami, papryką i innymi guwnami, typu łosoś czy rukola.
-Co to rukola? - spytałem ze śmiechem
-Nie mam pojęcia, jakieś zielone świństwo, pamiętam jak byłam z Kate na pizzy i przez przypadek zamówiłyśmy z rukolą, rzygałam przez 5 dni.
Nie mogłem opanować śmiechu. Sposób, w jaki Sharley o tym wszystkim opowiadała był nie do opisania. Może to ja mam dziwne poczucie humoru.
-A tak przy okazji, gdzie ty masz telefon? - spytałem
-Ehh zniszczył mi ten grubas co mnie pilnował, jak Zayn mnie porwał.
-Znam tego, jak ty go nazywasz, 'grubasa'. To Kevin, Zayn miał do niego zaufanie, ale odkąd jak mu uciekłaś, wywalił go. Nie mam pojęcia gdzie Kevin teraz przebywa, a szkoda, bo najpierw bym mu podziękował, a poźniej walnął w twarz za ten telefon.
-Ja też. Nie wiesz,co to znaczy żyć bez telefonu.
-Rozumiem cię. Jak byłem młodszy, rodzice brali mi go , a ja wtedy obrażałem się na nich. Potrafiłem nie odzywać się do nich przez cały tydzień.
-Skończmy ten temat. Proponuję wreszcie zamówić pizze.
Dziewyczyna wyszła z pokoju. Wcisnąłem zieloną słuchawkę na ekranie i zamówiłem jedzenie.

* SHARLEY P.O.V. *

-Będzie do 45 minut - usłyszałam za plecami głos Lou.
-Umieram z głodu.
Poczułam jego ręce obejmujące mnie od tyłu. Usłyszałam cichy szept z jego ust:
-Kocham Cię Sharley.
Zapanowała niezręczna cisza. Słyszałam jak bije serce chłopaka. Obróciłam się i spojrzałam w jego oczy.
-Louis. - wyszeptałam
-Tak słońce?
-Nie wiem co powiedzieć.
-Najlepiej nic nie mów.
Cały czas szeptaliśmy. Patrzyłam w jego oczy. One nie mogły kłamać.
-Sharley? - znów usłyszałam ledwo słyszalny szept.
-Tak?
-Pocałuj mnie. Proszę.
Nie zastanawiałam się. Nie byłam zbyt świadoma tego. Ale zrobiłam to. Po prostu wpiłam się w jego usta. Oplotłam swoje ręce na jego szyi. Staliśmy tak długo. Ale wcale nie myślałam wtedy o czasie. W naszej sytuacji tak po prostu stanął.  W końcu oderwałam się od jego ust. Biło od niego ciepło. Kochałam to, gdy on mnie przytulał. Czułam się wtedy potrzebna.
-Dziękuję. - powiedział i wyszedł. Tylko tyle? Sama już nie wiem co mam robić. Nie chcę go ranić bo dobrze wiem co to ból. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Zgubiłam się. Harry, Marcel, Louis, Zayn. To oni namieszali mi w głowie. Zupełnie nie wiem co mam robić. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie pizza przyjechała. Do jedzenia byłam pierwsza. Zbiegłam szybko na dół. Odebrałam pizze i zapłaciłam tyle ile było trzeba.
-Louuuuuis! - krzyknęłam na cały dom. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Nie słyszałam żeby wychodził. Nawet jakby to robił to chyba by mnie o tym poinformował nie? Zapach wypełnił moje nozdrza. Zanim będe się martwić muszę to zjeść. Sam zapach powodował że w moim brzuchu burczało. Wzięłam z kuchni talerz, kubek i cole. Rozsiadłam się wygodnie w salonie i włączyłam telewizor. Kocham jeść i oglądać. Jak zwykle leciał jakiś głupi program, ale ja lubiłam takie oglądać.

***
Spojrzałam na zegar na ścianie. Dochodziła już godzina 20:00. Zjadłam prawie 5 kawałków. Pozostałe zostawiłam dla Lou. No właśnie. On wciąż nie wracał. Zostawiłam resztę pizzy na blacie w kuchni. Jak będzie głodny to sobie podgrzeje i zje. Stwierdziłam, że wezmę długą , relaksującą kąpiel. Wyłączyłam telewizor, a brudne naczynia wrzuciłam do zlewu. Poszłam do łazienki, po drodze wzięłam też piżamę. Odkręciłam gorącą wodę. Ściągnęłam z siebie ubrania i poczekałam jeszcze chwile aż wanna napełni się. Gdy wreszcie się to stało, zanurzyłam całe swoje ciało w ciepłej cieczy. Kocham takie kąpiele. Umyłam się jakimś żelem pod prysznic , natomiast włosy umyłam moim ulubionym szamponem. Gdy wyszłam z wanny była już prawie 21:30. Posmarowałam swoje ciało waniliowym balsamem i założyłam na siebie jakieś krótkie spodenki i przydługą koszulkę. Uczesałam włosy , a następnie wysuszyłam je suszarką. Boję się co by się stało gdybym nie zrobiła tego przed spaniem. Byłam już strasznie zmęczona, sama nie wiem czym. Położyłam się do ciepłego łóżka i już miałam zgasić małą lampkę nocną, gdy usłyszałam pukanie. Zeszłam na dół. Szczerze to się bałam. Louisa nie było w domu, a jakby to był Zayn to mogę się już pożegnać z moim życiem. Gościem okazał się jednak Lou. Gdy wszedł nie powiedział zupełnie nic. Pokierował się tylko do łazienki. Słyszałam jak odkręca wodę i wykonuje po kolei wszystkie czynności.Wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Przygryzłam wargę i odwróciłam się żeby znowu na mojej twarzy nie pojawiły się rumieńce.
-Gdzie mam spać? - spytał
-yyy jak chcesz możesz położyć się koło mnie. - sama nie byłam chyba pewna tego co mówię.
Położyłam się do łóżka, a chłopak zajął miejsce obok mnie. Przysunął mnie do swojego torsu i objął mnie ręką w pasie. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu i poczułam się bezpieczniej. Sprawdziłam tylko czy budzik zadzwoni rano. Zamknęłam oczy i bardzo szybko zasnęłam.


_______________________________________________________

Sama nie wiem co tu napisać. Na pewno chciałam was przeprosić, że nic nie pojawiało się tutaj prawie cały miesiąc. Od razu mówię, że Marcel pojawi się w następnym rozdziale :) Było go tu mało, a przecież to ff o nim. Jak już wiecie Harry to Marcel , ale myślę że jeszcze poczekam z tym za nim on wszystko powie Sharley. Chciałam się was jeszcze zapytać: Wolicie żebym dodawała często, ale krótkie rozdziały czy rzadko (oczywiście nie tak jak teraz, myślę o 1 max 2 tygodniach) a często. Mam nadzieję że się na mnie nie obrazicie. Miałam doła, zastawiałam się nawet nad zawieszeniem bloga ale jednak tu jestem. W każdym razie kocham Was wszystkich





sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 9

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
________________________________________________


 Wyrósł przede mną jak spod ziemi. Moje serce zabiło mocniej. Na ciele pojawiły się dreszcze. Strach ogarnął całe moje ciało. Twarz Zayna jak zwykle wyrażała nienawiść. W jego oczach widziałam złość. Zrobiłam mały krok do tyłu. Mulat wykonał tą samą czynność co ja tylko do przodu. Z każdym krokiem szłam szybciej wciąż wpatrując się w jego oczy. W końcu odwróciłam się i zaczęłam biec co sił w nogach. Zayn nie dawał za wygraną. Był coraz bliżej mnie, a ja traciłam siły.  Nagle usłyszałam jak ktoś woła: -Wsiadaj! Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Harry'ego siedzącego w swoim samochodzie. Drzwi były otwarte na oścież. Wiedziałam, że nie mam innych możliwości , to był w ogóle cud, że on tu się zjawił. Wsiadłam do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. Harry odjechał z piskiem opon. Zobaczyłam tylko Zayna jak zwalnia, zatrzymuje się i się rozgląda. Wreszcie napotkałam jego wściekły wzrok. Jeśli jeszcze raz go spotkam, on nie będzie miał litości. I tego obawiałam się najbardziej - kolejnego spotkania z nim.
-Kto to był? - głos Harry'ego wyrwał mnie z zamyślenia.
-Yyy to? Nikt.
-Przecież gonił Cię. Widziałem jaka byłaś przestraszona. Takie rzeczy zgłasza się na policję, Sharley.
Może mu wszystko powiem? W końcu to Marcel, mój przyjaciel. Chociaż on nie był ze mną szczery. Wciąż nie powiedział, że jest Marcelem. Nie, nie będę mu tego wszystkiego opowiadać.
-Nie, nic nie trzeba zgłaszać. Możesz podjechać pod mój dom?
-Nigdzie nie pójdziesz dopóki mi wszystkiego nie powiesz.
Harry zaparkował i zamknął samochód. Szarpnęłam za klamkę - nic z tego, drzwi są zamknięte. Szyby nie wybije. Jestem zmuszona mu to powiedzieć.
-Harry, naprawdę ja nie jestem gotowa ci to powiedzieć. Daj mi czasu.
-Czyli to jest coś złego czy co? Powiedz mi tylko kim on jest.
-To jest Zayn. Mogę już iść?
-Ale kim jest?
-Moim przyjacielem z przeszłości. Harry proszę mogę już iść?
-Nie chcesz żebym cię podwiózł pod dom?
-Nie dzięki. Harry otwórz ten samochód.
-Pytam się dla twojego bezpieczeństwa Sharley. On należy do najbardziej niebezpiecznego gangu w mieście. Uważaj na siebie Sharley.
Po tych słowach Harry otworzył drzwi i wypuścił mnie z auta. Ruszyłam w stronę mojego domu. Skąd Harry to wszystko wiedział? Kim on jest? Nie wiem. Nic nie wiem. Mam w głowie pustkę. A Louis? Co z nim? Co ja mam robić? Weszłam do domu i jak zwykle starannie zamknęłam za sobą drzwi. Zaburczało mi w brzuchu. No tak , od rana nic nie jadłam. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Gdy wszytko zjadłam, włożyłam to do 'zlewu' i poszłam na górę. Nie byłam bałaganiarą, nie lubiłam bałaganu, ale też i sprzątania. Chciałam mieć czysto w domu, ale zwyczajnie nie chciało mi się sprzątać. W całym domu był w miarę porządek, oprócz w moim zlewie. Posprzątam to w sobotę.
Zrobiłam wszystkie lekcje i byłam 'wolna'. Sprawdziłam godzinę: 18:34. Cały czas martwiłam się o Louisa. W tym domu było bez niego tak cicho i pusto. W samej sobie czułam totalną pustkę. Szkoda, że nie mam już telefonu. Skąd ja mam wziąć nowy? Jak tylko znajdę tego grubasa to nie wiem co mu zrobię. Stwierdziłam, że nie mam co robić więc ruszyłam moje cztery litery na kanapę przed telewizor.
 
* LOUIS P.O.V. *

Plątałem się po mieście bez celu. Do tego musiałem się ukrywać. W każdej chwili mógł mnie zobaczyć, a nawet sam Zayn a wtedy nie wiem co by się stało. Na domiar złego była jeszcze Sharley, o którą martwiłem się bardziej niż o swoje własne życie. Nie wiedziałem, że się w niej zakocham. Dla mnie było to zupełne niespodziewane. Ona była piękna. Jej oczy, pełne blasku gdy się uśmiechała, usta idealnie wykrojone z cudowny uśmiechem. Długie blond włosy, lekko falowane które błyszczały w słońcu. Wtedy wiedziałem, że muszę ją zobaczyć. Inaczej umrę z tęsknoty. Zawróciłem i  pobiegłem w stronę jej domu.

* SHARLEY P.O.V. *

Oglądałam jakiś serial gdy usłyszałam jakieś hałasy w kuchni. Na wszelki wypadek wyciągnęłam z szafki młotek i zakradłam się w stronę kuchni. Na widok tego co zobaczyłam, osłupiałam. Serce podskoczyło mi do gardła a narzędzie wypadło mi z ręki i z hukiem uderzyło o podłogę.
-Louis. - wyszeptałam.
-Tak to ja. -odpowiedział mi i ruszył w moją stronę.
-Dlaczego wszedłeś przez okno?
-Tak na wszelki wypadek - gdy usłyszałam jego cudowny głos cała moja dusza się cieszyła. Louis był niesamowicie przystojny, z jego oczu biła radość.
-Chcesz może coś do picia? - boże, co za głupie pytanie. Całe dnie się o niego martwię i gdy w końcu go widzę, pytam się, czy chce mu się pić. Jedyne słowo jakie mnie określa to idiotka.
-Nie dziękuję. Sharley ja przyszedłem tylko żeby cię zobaczyć, muszę już iść, nie chce żeby Zayn cię dopadł.
-Louis, proszę nie idź.
-Ale on cię zabije.
-Lou, proszę. Ja się boję. Ja go dziś spotkałam.
-Sharley i ty żyjesz? Zrobił ci coś?
-Nie. Harry w ostatniej chwili mnie uratował.
-Dobrze zostanę. Pomóc ci w czymś? Widzę, że w tym zlewie masz niezły bałagan.
Wydobyłam z siebie cichy chichot.
-Z chęcią przyjmę tą propozycję. - uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam z szafki czyste ścierki i wróciłam do kuchni. Szybko uwinęliśmy się ze sprzątaniem. Niestety cała kuchnia była w pianie i wodzie. Ja sama miałam całą pochlapaną bluzkę.
-To może zrobimy ciasteczka hmm? - zaproponowałam
-Jasne - Louis znowu zaczął się śmiać - Na jakie masz ochotę?
-Może czekoladowe? Tylko na nie znam przepis.
-Uwielbiam.
Wyciągnęłam z szafki potrzebne produkty. Na początku wszystko szło dobrze, ale po kilkunastu minutach przyszła pora na wygłupy. Zapoczątkował je Louis który 'przypadkiem' wylał na mnie mleko. Ja nie pozostałam mu dłużna i wysypałam na jego włosy szklankę mąki. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Rozpoczęliśmy zaciętą bitwę nasze ubrania były całe w ketchupie, majonezie , jakichś warzywach i owocach i wielu innych rzeczach których nie rozpoznałam. Do tego wciąż się śmialiśmy, a gdy jedzenie się skończyło Louis wpadł na pomysł łaskotania mnie. Musiałam uciekać przed nim po całym domu. W końcu zamknęłam się w łazience.
-Sharley, proszę, wyjdź.
-Ale obiecujesz, że nie będziesz mnie łaskotać?
-Tak, tylko wyjdź.
Otworzyłam drzwi i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a Lou wziął mnie na ręce, przewiesił przez jedno ramię i uciekł ze mną do pokoju. Położył mnie na łóżku i rzucił się na mnie ze słowami: Teraz się mi już nie wymskniesz. Łaskotał mnie cały czas a ja nie mogłam opanować śmiechu.
-Lou.. Hahahah Proszę... Hahahah Przestań
... Hahahah Już Hahaha - każde moje słowo poprzedzone było śmiechem.
-To za karę księżniczko. Trzeba było nie rzucać we mnie tym ostatnim pomidorem.
-No... Hahahah Proszę.. Ahahah
-A dostanę buziaka?
-Chyba... Hahaha śnisz.. Hahahh
-No to dalej łaskotamy.
-No dobrze Hahahah
Louis zaprzestał mnie gilgotać. Dałam mu obiecanego buziaka a ten cieszył się jak małe dziecko.
-Może dokończymy nasze ciastka? - spytałam
-Jasne, jeśli coś jeszcze z nich zostało, ale najpierw się przebierzmy.
Dałam Louisowi jakomś jego bluzkę i spodnie które tu zostawił. Miałam tutaj dość dużo jego ubrań, bo zostawił je tu jak odszedł. Sama wyciągnęłam sobie jakieś szare rurki i pomarańczową bluzkę z rękawami 3/4.
-Louis chce się przebrać możesz wyjść?
-Nieee
-Louis !
-To się odwrócę - chłopak obrócił się i zasłonił rękami oczy. Wyglądał jak małe dziecko które zasłania sobie oczy jak widzi na filmie scenę z pocałunkiem. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
-No niech ci będzie. Ale masz nie podglądać.
Ściągnęłam szybko brudną bluzkę i równie szybko założyłam tą czystą. Louis dotrzymał obietnicy i nie podglądał. Przebrałam tylko spodnie i oznajmiłam Louisowi, że może się już patrzeć. Ubrania nadawały się tylko do kosza , myślę, że nawet jakbym wyprała te ciuchy 63938383 razy i użyłabym najlepszego odplamiacza , plamy by się nie zmyły. Lou też się przebrał i zeszliśmy na dół do kuchni żeby dokończyć ciasteczka. Niestety to co tam zastaliśmy, było nie do opisania. Dosłownie wszystko było w jedzeniu.
-Cóż... proponuję jutro pomalować kuchnię, bo myślę, że to się już nie zmyje.
-Masz racje. Zanim jednak to zrobimy musimy to trochę ogarnąć.
Ciasteczka włożyliśmy do piekarnika i zabraliśmy się za sprzątanie. Zajęło nam to około godziny, więc gdy skończyliśmy było już grubo po 21. Ciasteczek wyszło chyba 8, bo resztę ciasta wykorzystaliśmy do naszej bitwy. Do tego kilka się spaliło więc w sumie na jedną głowę wyszły 2 ciastka, co wcale nas nie zadowoliło. Było już późno więc postanowiliśmy się umyć. Louis mi pierwszej ustąpił mi miejsca. Rozebrałam się i wzięłam szybki prysznic. Umyłam włosy truskawkowym szamponem i założyłam na siebie przydługą bluzkę i dresowe szorty. Wyszłam z łazienki gdy całe moje ciało zostało oblane lodowatą wodą. Wydałam z siebie pisk.
-LOUUUUUUIS!
-Tak? - spytał niewinnym tonem
-Czemu to zrobiłeś!?
-Ale co?
-Oblałeś mnie tą wodą.
-Ojj no
-Nie ojj no tylko będziesz sprzątał. Dziś już się do ciebie nie odezwę.
Wzięłam z łazienki tylko ręcznik i suszarkę i poszłam obrażona do swojego pokoju. Tam w miarę się ogarnęłam i wysuszyłam włosy. Do pokoju wszedł Louis.
-Sharley , przepraszam cię , że oblałem cię wodą - powiedział ze skruchą. Zrobiło mi się go żal.
-No dobrze. Ale nie rób tak nigdy więcej.
-Nooo tego nie mogę obiecać.
-Ehh
Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Lubiłam się do niego przytulać. Robiło mi się wtedy ciepło na sercu.
-Wybaczasz mi? - wyszeptał mi do ucha
-Niech ci będzie - również szeptem mu odpowiedziałam.
-Co powiesz na jakiś film? - spytał
-A jaki proponujesz?
-Nie wiem, komedia?
-Może być.
Zeszliśmy do salonu i Louis puścił jakiś film. Okazało się jednak, że to nie komedia tylko jakiś kryminalny film. Nie chciałam się już nim kłócić, więc nic nie powiedziałam. Usiedliśmy na kanapie i Lou objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego ramieniu i w ciszy zaczęliśmy oglądać.

________________________________________________

Wiem, że tamten rozdział był krótki i przepraszam za to ;c Ten jest dłuższy. Jak zwykle dodany jest późno. Przepraszam. Nie mam czasu zbyt na pisanie , ale jak post się nie pojawia, to wcale nie oznacza to , że o was zapomniałam. Gdy mam wolną chwilę dopisuję kolejny kawałek rozdziału i tak po kilku- kilkunastu dniach powstaje nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Kocham Was

Rozdział 8

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy

________________________________________________

***
Nie wiem co się działo. Nie wiem , kiedy za oknem zapadła ciemność, nie wiem ile siedziałam w kącie kuchni i płakałam. Nie wiedziałam, że byłam do niego tak przywiązana. Znowu straciłam bliską mi osobę. Znów po stracie jej odczułam jak bardzo jest mi potrzebna. Teraz została mi tylko Katty i Marcel. Chociaż nie wiem czy Marcel mógłby być moim przyjacielem skoro mnie okłamał. Ciekawe czy w ogóle wie, że już go rozgryzłam. Wreszcie skończyłam płakać. Podeszłam do lustra. Wyglądałam okropnie. Rozmazany makijaż, brudne włosy i twarz. Byłam cała mokra od łez. Poszłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy dresy, jakąś luźną koszulkę i czystą bieliznę. Poszłam do łazienki zmyć 'makijaż' i wziąć prysznic. Byłam rozdarta. Było mi ciężko. Nie wiedziałam, że mi na nim zależało. Jutro znowu jest kolejny dzień, muszę iść do szkoły itp. Dla każdego będzie to kolejny nudny dzień, ale dla mnie inny niż te wszystkie poprzednie. Louis pojawił się w moim życiu równie szybko i niespodziewanie jak i z niego znikł. Umyłam się szybko i założyłam wcześniej przygotowane ubrania. Wreszcie poczułam świeżość. Zeszłam do kuchni i zagotowałam wodę. Miałam ochotę na herbatę. Gdy usłyszałam gwizdanie zalałam saszetkę herbaty i poczułam zapach owocowego napoju. Wróciłam na górę i zabrałam się za lekcje. Szybko jednak zrezygnowałam z tego zajęcia , bo po zaledwie kilku minutach książki wylądowały na dnie mojego plecaka. Wypiłam ostatni łyk herbaty i zaniosłam kubek do zlewy (czyt. sterty brudnych naczyń). Umyłam jeszcze tylko zęby i poszłam spać.
Szłam przez park. Była piękna pogoda. Na niebie świeciło słońce. Było bardzo ciepło. Po ulicach przechadzali się inni ludzie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i zaciągnął w ciemną uliczkę. Moje ciało zderzyło się z zimną i twardą ścianą. Teraz panował mrok. Było zimno , cicho i ciemno. Nagle ktoś zaczął iść w moją stronę. Chciałam się ruszyć, uciec stąd , ale nie mogłam. Coś mnie trzymało , nie pozwalało się ruszyć. Ujrzałam twarz Zayna, a obok Louisa. W okół nich szli inni ludzie, ale ich twarze były zamazane, jakoś nie mogłam ich zobaczyć. Zayn trzymał Louisa bardzo mocno, a w jego drugiej ręce błyszczał się nóż. Zamarłam. Usłyszałam jego zachrypły głos:
-Nienawidzę Cię. Obu was nienawidzę.Obu was zabiję was. Wybieraj: Kto pierwszy zginie - Ty czy On?
W tej chwili nie mogłam wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Załamałam się.
-Uciekaj, Sharley! - krzyknął Louis i w tym samym czasie dostał pięścią w twarz od Zayna. Po mojej twarzy spłynęły łzy. Byłam bezradna. Płakałam jak małe dziecko.
- Skoro nie chcesz wybierać, on będzie pierwszy.
- Nieee! - krzyczałam wyciągając ręce do niego - Proszę - błagałam go na kolanach. Ale było już za późno. Nóż tkwił w brzuchu Louisa. Wszędzie było pełno krwi. Na twarzy Zayna malował się szyderczy uśmiech. Miał satysfakcję z tego, że go zabił.
- A teraz czas na ciebie.
- Jesteś potworem, nie człowiekiem - wysyczałam swoje ostatnie słowa w moim krótkim życiu, po czym Zayn wbił w mój brzuch ostry nóż.
Obudziłam się cała roztrzęsiona. Dopiero po kilku miutach uświadomiłam sobie, że to był sen. Boję się tych snów. A co jeśli one są przepowiednie? Jak zwykle byłam cała zlana potem, a serce waliło mi jak młot. Zwlokłam się z łóżka i odrazu skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic. Ubrałam się i lekko pomalowałam. Nie byłam głodna , dlatego też ze stołu wzięłam tylko jabłko i butelke wody.
Wreszcie dotarłam pod szkołę. Właściwie dawno mnie tu nie było. W szkole jak zwykle był tłum. Dlatego też jej nienawidziłam. Żeby dostać się do jakiejś szafki trzeba było się rozpychać, do tego jeszcze musiało się wysłuchać wyzwisk. Na mojej drodze stanął Niall.
- Hej Sharley.
- Yy hej Niall. Wiesz co u Lou?
- U kogo? Nie znam.
- Nie kłam. Znacie się bardzo dobrze.
- Ymm skąd wiesz?
- Cóż, to długa historia. Wiesz gdzie teraz jest?
- Nie. Dawno z nim nie rozmawiałem.
- Martwię się o niego. Jest w... yhmm.. niebiezpieczeństwie.
- Co?
- Serio nic nie wiesz?
- Noo.
- Znasz Zayna prawda?
- Yy tak.
- On chce go zabić. - z trudem wypowiedziałam te słowa.
- Lou Zayna?
- Nie. Zayn Louisa. -starałam się szeptać.
- Zayn chce zabić Louisa!? - jak na ironie Niall to wykrzyknął, a cała szkoła zwróciła na nas swój wzrok.
- Niall , ciszej.
- Ale skąd to wiesz?
- Ohh przecież mnie też chce zabić - nie wiem dlaczego mówiłam mu to tak wprost i bez problemu, tak jakby to nie było nic poważnego.
- Sharley... Ale co z Lou?
- Nie wiem. Musimy go jakoś znaleźć. Ja nie wiem co mam robić. Ja.. ja.. - znów do oczu zaczęły mi napływać łzy.
- Sharley , nie tutaj, proszę.
- Ale co jeśli naprawdę mu się coś stanie?
- Nie wiem. Myślę że to nie jest ani, miejsce ani czas na rozmawianie na ten temat.
- Masz racje. Pa Niall.
- Paa
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w swoje strony. Cały czas myślałam o Louisie. Bardzo się o niego martwiłam. Mogłam wtedy za nim pobiec, żałuje, że tego nie zrobiłam. Zadzwonił dzwonek i zaczęła się lekja biologi. Przez całą lekcję leżałam na ławce i gapiłam się w okno. Oczywiście nie obyło się bez uwagi typu 'Lekceważy nauczyciela i nieuważa na lekcjach'. Przypomniałam sobie, że mam dziś w-f. Tą lekcję miałam na szczęście tylko raz w tygodniu, ale szczerze jej nienawidziałam. Ja chyba nie lubie żadnego przedmiotu w szkole. W ogóle nie lubie szkoły. Jedyna rzecz która mnie dziś pocieszyła to piątek. Wciąż nie wiedziałam co z Louisem. Marcela znowu nie było w szkole. Wybiorę się dziś pod jego dom. Kate napewno da mi adres. Przecież w końcu musimy skończyć ten projekt z matematyki. Niby jest zrobiony, ale nie całkiem, trzeba go trochę dopracować. Lekcje strasznie mi się dłużyły. Wszyscy byli czymś zajęci i wciąż wybuchali śmiechem czy żartowali z innych, a ja siedziałam znudzona w kącie sali w jednej z ostatnich ławek. Do tego babka od historii wzięła mnie dziś do odpowiedzi i w dzienniku przy moim nazwisku została dopisana kolejna jedynka do ich długiego rzędu. Był dopiero październik, a z historii moimi jedynymi ocenami były pały. Z innych przedmiotów nie miałam takich problemów, nawet z matematyki nie było tak źle. Historii poprostu nienawidziłam, zupełnie mnie to nie interesowało , babka było okropna i do tego uwzięła się na mnie odkąd odkryła jakim to 'geniuszem' jestem z tego przedmiotu. Wreszcie gdy lekcje się skończyły i usłyszałam upragniony dzwonek poczułam się wolna i wybiegłam ze szkoły z taką prędkością, że zapewne na wf pobiłabym rekord. Gdy już wyszłam poza bramy tego potwornego miejsca wystukałam 9 cyfr na klawiaturze dotykowego ekranu... a może raczej chciałam to zrobić bo dopiero po chwili zorientowałam się , że moja własność do której byłam tak przywiązana, została brutalnie zniszczona przez tego osiłka. Stwierdziłam, że może udam się pod dom Kate, napewno jest w domu. Niestety byłam w błędzie, bo nikogo tam nie zastałam. Czemu wszyscy moi przyjaciele tak poprostu odchodzą. Może nie na długo (nie licząc Louisa) ale nie ma ich akurat teraz, kiedy ich potrzebuje. Zrezygnowana wróciłam do domu po drodze oczywiście wpadając na kilku ludzi. Byłam już praktycznie przy furtce, gdy na mojej drodze stanął Zayn....

piątek, 18 października 2013

Rozdział 7

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy
 PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
 _________________________________________________
 
Z każdym naszym krokiem dźwięk się nasilał. W końcu dobiegliśmy do wielkich, żelaznych drzwi. To stamtąd dochodził płacz. 
-Sharley to ty? - krzyknęłam tak żeby usłyszała.
-Kate? - usłyszałam zapłakany głos.
-Tak. Zaraz Cię stąd wyciągniemy. 
Harry chwycił za klamkę drzwi i pociągnął. Ani drgnęły. Kopnął w nie. Słychać tylko było głuchy blaszany odgłos.
-I co teraz? - spytałam
-Trzeba coś wymyślić. 
Chłopak puknął w ścianę. Pokręcił się trochę w około aż znikł mi z oczu. Wystraszyłam się. Gdzie on teraz znika? Uciekł? Ja się boję. W każdej chwili ci porywacze mogą przyjść i mnie znaleźć. 
-H-harry? - cicho szepnęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza. - Harry ? - powiedziałam nieco głośniej.
I nic. Nawet płacz Sharley ucichnął. Skuliłam się i usiadłam przy ścianie. Oparłam o nią plecy. Była zimna i twarda. Powinnam być teraz w szkole. Nie tutaj. Usłyszałam czyjeś kroki. Wstałam szybko z ziemi i pobiegłam w ciemność. Schowałam się za rogiem ściany. Ktoś wszedł do pokoju. Zostawił szparę w drzwiach. Skorzystałam z okazji i spojrzałam przez nią. W pokoju nie było nikogo oprócz jakiegoś chłopaka. Widać było, że był wkurzony. Na jego twarzy malowała się złość. Ale jak tam nie mogło nikogo być skoro Sharley tam powinna być. Nie ma innego wyjścia niż przez te drzwi. Chłopak ruszył w stronę wyjścia. Cofnęłam się do tyłu. Gdy jego kroki ucichły czułam się bardziej bezpieczna. Pokój był otwarty, weszłam do niego. Krata w oknie była wyrwana. Pewnie tędy wyszła. Na podłodze leżały resztki rozwalonego telefonu mojej przyjaciółki. Przez 'okno' wpadały promienie słońca. Była dziś całkiem ładna pogoda. Stwierdziłam, że też wyjdę przez tą dziurę w ścianie. Stanęłam na stole i przecisnęłam się przez ciasny otwór. W oddali zobaczyłam Sharley. Bez namysłu pobiegłam w jej stronę.

*SHARLEY P.O.V.* 

Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu mojego 'wybawcy'. Chciałam mu podziękować. Ciekawe co się stało z Kate. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się i ujrzałam Kate. 
-Sharley! Ty żyjesz! 
-Tak.
-Harry cię uratował! Już w niego zaczynałam wątpić ale mu się udało!
-Czekaj, jaki Harry?
-Nooo ten brat bliźniak Marcela. Ty pewnie nie wiesz , dopiero dzisiaj go poznałam.
-Ale gdzie on teraz jest?
-Nie wiem , myślałam, że ty gdzieś z nim będziesz.
-Jak widzisz nie. 
-Chodźmy do jego samochodu. Musi gdzieś być. 
Harry? Marcel? Bliźniacy? Bracia? Nic nie rozumiem. Przecież Marcel nie ma brata. Ale skąd niby miałabym to wiedzieć? Nigdy nie byłam u Marcela w domu. Kate zaciągnęła mnie pod jakiś czarny samochód. W środku ktoś siedział. Kate otworzyła drzwi. W środku siedział chłopak.
-Poznajcie się. Sharley, to jest Harry, Harry, to jest Sharley.
Harry wyszedł z samochodu. Był...piękny. Sprawiał wrażenie idealnego. Śliczne brązowe loczki były idealnie ułożone. Oczy.. niemal identyczne jak Marcela. Te same. To jest niemożliwe. Nikt na ziemi niema takich oczu. To musiał być Marcel. Spojrzałam na jego ręce. Zdobiły je liczne tatuaże. Takie same jak u Marcela. Byłam niemal pewna, że to Marcel. 
-Marcel? - szepnęłam.
-Nie nie nie Sharley to przecież Harry mówiłam, że są identyczni. 
-Marcel to ty prawda? -zapytałam wpatrując się w jego oczy. 
Chłopak nie odpowiedział. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 
-No to jedziemy? - zapytał nieśmiało
-Tak jasne! Wskakuj Sharley! - Kate energicznie otworzyła drzwi samochodu. Wręcz wciągnęła mnie do niego. Usiadłyśmy na miękkich fotelach z tyłu auta.'Harry' odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zapadła niezręczna cisza. Dojechaliśmy pod mój dom. 'Harry' otworzył mi drzwi i wyszliśmy.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? 
-Yyy no.. Marcel mi mówił.
-Aha. 
Weszłam do domu , 'Harry' wrócił z powrotem do samochodu i odjechał razem z Kate. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Właściwie to byłam prawie pewna, że to Marcel, ale to było przecież zbyt niemożliwe. No cóż. Weszłam do środka. Było pusto. Przyzwyczaiłam się już do ponurego Louisa mieszkającego w moim domu. Nie ma go tutaj. Nie wiem co mam o tym myśleć. Mam same problemy. Pojawia się ich coraz więcej , a ja ani jednego z nich nie umiem rozwiązać. Ciekawe gdzie on teraz jest. Czy może znalazł go Zayn? Niby mnie to nie obchodziło, a jednak , zaprzątałam sobie tym głowę i zastanawiałam się gdzie jest i co robi. Byłam głodna. Jakoś wcześniej tego nie odczuwałam. O dziwo gardło mnie już nie bolało. Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić sobie coś dobrego. W końcu postawiłam na spaghetti. Zagotowałam makaron, a że nie chciało mi się robić sosu po prostu wlałam sos z puszki. Nałożyłam to na talerz, a na czubek położyłam listek bazylii przez co wygląd potrawy stał się artystyczny.
Zjadłam wszystko, naprawdę byłam głodna. Ciekawe co było w szkole. Najlepiej będzie chyba zadzwonić do Kate. Chyba muszę jednak skorzystać z telefonu stacjonarnego , z tamtego chyba nic już nie będzie. Wybrałam jej numer.
-Halo ? - usłyszałam jej roześmiany głos w słuchawce.
-Co było w szkole?
-Sharley, ty idiotko , przecież mnie dziś nie było w szkole! - no tak przez to wszystko zupełnie o tym zapomniałam - Ej Tom! Przestań ! - Znowu usłyszałam jej śmiech.
-Aa  zapomniałam no to pa Kocham Cie 
-Ja ciebie też papa 
Rozłączyłam się. Szkoda,  że ja nie mogłam być teraz szczęśliwa. Dlaczego? Cóż. Może ja się boję? Boję się Zayna? W każdej chwili może tu przyjść i strzelić mi kulą w łeb. Akurat usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Na wszelki wypadek zobaczyłam kto to - i chyba słusznie bo za drzwiami stał Louis. Nie otworzę mu. On też chciał mnie zabić i wykorzystał moją naiwność. Uznałam, że najlepiej będzie udać, że po prostu nie ma mnie w domu. 
-Sharley! Wiem , że tam jesteś otwórz mi to ja Louis - zamarłam. On jest jakimś jasnowidzem czy co.
-Nie! - zdobyłam się na odwagę i wypowiedziałam wreszcie to słowo.
-Sharley bo wyważę drzwi! - czy on sobie ze mnie drwi? Czy go do reszty porąbało żeby wyważyć moje drzwi od domu?
-Tylko spróbuj. Nienawidzę cię rozumiesz? N-I-E  N-A-W-I-D-Z-Ę!
Ale wybuchłam. Po drugiej stronie drzwi zapadła cisza. I pomyśleć, że dzieli nas tylko jedna drewniana deska. Louis szarpnął klamkę. Przypomniałam sobie , że jak byłam mała to podstawiałam miotłę pod klamkę żeby nikt mi nie wszedł do pokoju. Poleciałam do kuchni i wróciłam z dużą czerwoną miotłą. Mój sposób zadziałał. Wiedziałam, że jest niezawodny!
-Sharley! Masz to w tej chwili otworzyć.
We mnie aż kipiało ze złości.Nigdy w życiu mu nie otworze. Zapadła cisza. Może dał sobie spokój. Usłyszałam jakiś łomot w kuchni. Zostawiłam otwarte okno i Louis przez nie wszedł. Wystraszyłam się nie na żarty. Na jego twarzy malowała się złość. Zacisnęłam ręce w pięści.
-Wyjdź stąd. - postawiłam mu się. Skąd u mnie ta odwaga?
-Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. - warknął
-Ty również. Mam ciebie dość. Wszystko już wiem. Wynoś się z mojego domu. Nienawidzę cie.
Louis zamyślił się chwilę. Chyba zatkałam mu na chwilę tę jego gębe. Mam już dość tego wszystkiego. Dlaczego ja nie mogę mieć normalnego życia? Mam same problemy. Do tego w każdej sekundzie ktoś może wpaść do mojego domu i mnie zabić. Co ja mam za życie? Teraz dopiero poczułam jakie mam beznadziejne życie.
-Skąd ty to wiesz? 
-Nie jestem taka głupia jak sobie myślisz. Śledziłam cię i teraz już wszystko wiem. Nienawidzę cię. Wykorzystałeś moją naiwność , zachowałeś się jak dupek. Nie chce już na ciebie patrzeć.
-Sharley to wszystko nieprawda... Ja ci to wszystko wytłumaczę - nagle jego głos złagodniał. 
-Nie chce cię słuchać. Idź stąd.
-Daj mi 3 minuty.
-I ani sekundy więcej.
-Zayn jest naszym szefem. Ja należę do jego gangu. Już dawno bym to rzucił , ale u nas jest taka zasada. Jak już dołączyłeś nie możesz się odłączyć. Niall jest tylko moim kolegą. On jest głupi, nic nie rozumie. Zayn powiedział nam o tobie, mówił jak cię nienawidzi i że chce cię zabić. Przydzielił mi zadanie obserwowanie ciebie. Z początku nie wiedziałam co robię. Teraz już wiem - zakochałem się w tobie. Stwierdziłem, że będę cię chronić przez Zaynem. Wciągnąłem w to Nialla, zapisałem go do tej szkoły co ty aby cię tam pilnował. Zayn o wszystkim się dowiedział i musiałem mu powiedzieć, że Niall pilnuje żebyś nie uciekła. Powiedziałem mu, że Niall nic nie wie o tym ,że Zayn chce go zabić. Jak Zayn się dowie , że go okłamałem i pomagam tobie , a nie jemu to mnie zabije żywcem. Teraz to ja mam przejebane. 
Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć. On powiedział , że mnie kocha. Jak ja mam mu uwierzyć? Nawet gdyby to była prawda, nie wiem czy mogłabym być z kimś kogo się boję. 
-On już się dowiedział. - powiedziałam mu to. Może tak będzie lepiej, jeśli to prawda , to on uratował moje życie. Chyba muszę się mu jakoś odwdzięczyć. 
-Jakto?!
-Kazał jednemu ze swoich ludzi cię śledzić. Mnie porwał, ale zdołałam mu uciec dzięki Kate - stwierdziłam że lepiej nie mówić mu o Harrym.
-Sharley ja , ja przepraszam.
-Ale za co?
-Za to że cię okłamałem. Proszę uważaj na siebie.  Zapamiętaj , że cię kocham . Teraz pójdę. Idę na pewną śmierć. Ale pamiętaj że cię kocham i jak nie będzie mnie tu moim ciałem , będę moją duszą i będę cię dalej chronić tylko tak, że nie będziesz mnie widzieć. Ale nic się nie zmieni. Zawsze będę z tobą. Nie martw się kochanie.
Louis wyszedł przez okno. Zamarłam po prostu. Ja już nie mam po co żyć. Jestem bezradna. Stałam tam jeszcze długo. A po mojej głowie wciąż chodziły mi jego słowa, możliwe że ostatnie przez niego wypowiedziane:
Zapamiętaj, że cię kocham
Idę na pewną śmierć
Zawsze będę z tobą
Nie martw się kochanie.
______________________________________________
 
Przepraszam , że rozdział dodałam tak późno. Jest mi z tym źle. Staram się pisać, ale nie mam weny, czasu i niczego. Zaniedbuję was. Dlatego od razu mówię że rozdziały będą rzadziej. Może nie w odstępie 2-3 tygodni, postaram się dodawać co tydzień. Przepraszam kochani ♥ Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał c;

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 6

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥ 
______________________________________________________

-Lepiej się już czujesz? - zapytał Louis wchodząc do przedpokoju
-Tak trochę lepiej - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
-Muszę wyjść, nie otwieraj nikomu.
Przypomniałam sobie mój pomysł  - śledzić go. Ale przecież mi powiedział dlaczego tu jest , po co miałabym to robić? Jednak coś kazało mi to zrobić.
-Tak jasne. 
-Uważaj na siebie - to były ostatnie słowa jakie wypowiedział.
Wyszedł i zamknął drzwi. Bez namysłu założyłam buty. W pośpiechu zakładałam kurtkę i szalik i wyszłam z domu. Na moje szczęście nie pojechał samochodem. Zobaczyłam jak znika za rogiem ulicy. Miał naprawdę szybki tępo. Mignął mi tylko jego cień przed oczami. Pobiegłam za nim najciszej jak umiałam. Dziwnie czułam się idąc za nim. Nigdy nikogo nie śledziłam i nie miałabym zamiaru tego robić gdyby nie on. Właściwie to mało o nim wiedziałam. Nazywa się Louis i chce mnie chronić. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Zero informacji. Naciągnęłam rękawy bluzy które wystawały spod kurtki. Wieczorem było szczególnie zimno. Louis doszedł do jakiejś ruiny. Lekko mnie to przerażało. Po co on tu przyszedł? Kim on jest? Wlazł przez naderwane drzwi. Obejrzał się , czy aby nikt za nim nie idzie. Na szczęście zdążyłam się ukryć za jakimś śmietnikiem. Gdy Louis zniknął gdzieś w głębi wyszłam z mojej 'kryjówki' i prześlizgnęłam się przez szparę w drzwiach jaką Louis pozostawił gdy je prawie zamknął. Nie chciałam niczego ruszać, dotykać. W środku panowała ciemność. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Jak dobrze , że zawsze go ze sobą noszę.  Włączyłam latarkę. Po ziemi walały się jakieś puszki i butelki po alkoholu i pety z papierosów. Ściany były 'oblepione' brudem, czarno-szare, betonowe. Śmierdziało stęchlizną. Okropnie. Dobrze , że miałam katar bo inaczej bez namysłu opuściłabym to miejsce. Gdzieś w oddali usłyszałam czyjeś głosy. Zobaczyłam kolejne drzwi więc przez nie przeszłam. Głosy nasilały się z każdym krokiem. Starałam się aby na nic nie nadepnąć i zbytnio nie hałasować. I znowu drzwi - do sąsiedniego pokoju. Spojrzałam przez szparę i... zamarłam. Pokój na pierwszy rzut oka był normalny. Żółte ściany, w miare czysto, bez śmieci. Na środku stał stół. W oknie zamiast szyby- krata. Na suficie paliła się sama żarówka, bez klosza, wisząca na samym kablu. Co za okropne miejsce. Przy stole stały 2 krzesła. I te osoby które na nich siedziały... Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, ale coś trzymało mnie przy tych drzwiach. Nie mogłam się ruszyć. Louis stał w kącie pokoju. Na krzesłach siedzieli... Niall i Zayn... Nie wierzyłam własnym oczom. Skąd Niall zna Louisa?! I o tu robi Zayn!? Przystawiłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam:
-Musimy to zrobić. Na pewno nic o tym nie wie? - to był głos Zayna. 
Pamiętam. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Wszędzie chodziliśmy razem. W podstawówce byliśmy nie rozłączni. Później on poszedł do innej szkoły , ja do innej. Niestety , gimnazjum zniszczyło go. Spotykaliśmy się rzadko, po pewnym czasie stwierdził , że robię mu obciach i mogliśmy się widywać tylko w domu. Miałam dość takiej przyjaźni. Był dla mnie jak brat. Zaczął palić. Po pewnym czasie jego siostra zmarła. To go dobiło. Znienawidził mnie. Mówił, że to przeze mnie, winił mnie za to. Tłumaczyłam mu wiele rzeczy. Podnosiłam na duchu , pomagałam ale on tego nie doceniał. Sądził , że po prostu ja to zrobiłam. Ja nawet nie wiem w jaki sposób ona umarła. Trochę to głupie - że mnie nienawidzi bo jego siostra umarła. Nie wiem. Zamknął się w sobie. Pił , palił , był wredny dla wszystkich. Miał chwile gdy naprawdę nie miał sił już żyć. Chciał odebrać sobie życie. Wtedy ja przychodziłam do niego , nie wiem jak ja to robiłam, po prostu czułam że dzieje się coś złego i szłam do niego. Wtedy był jeszcze bardziej zły, że ja mu wcale nie pomagam i on powinien zniknąć z tego świata a ja go mu na to nie pozwalam. Bolało mnie serce,on nie wie jak bardzo mnie zranił. Potem zginęli moi rodzice, a ja się wyprowadziłam. Pamiętam te słowa które wypowiedział  gdy ostatni raz u niego byłam: 'Nienawidzę cię, skończysz na tym świecie swoje życie tak jak moja siostra, obiecuje ci to, poczujesz to samo co ona czuła gdy ją zabiłaś'. Zmienił się. Zaczęłam się bać. O własne życie. Wyjechałam. Zapomniałam o nim. I teraz wrócił. Znów się boję. 
-Nie nic nie podejrzewa - odburknął mu Louis.
Siedział w kącie pokoju , naburmuszony i niezadowolony. 
-To może mi powiesz gdzie tyle przebywasz? Wciąż nie masz czasu, no co się stało takiego ciekawego? 
Zawsze taki był. Złośliwy, arogancki i wredny. 
-Pilnuję jej.
-Mam nadzieję, że nie pisnąłeś ani słówka, wiesz co się stanie jeśli się dowiem , że wszystko jej powiedziałeś?
-Nie nic jej nie powiedziałem. 
-Widzę ,że przyszedłeś ze swoim kolegą, co on ma do tego?
-Pomaga mi. 
-No a ty , Niall? Co powiesz na ten temat?
-To jeszcze dziecko on nic nie rozumie. - Louis go wyprzedził
-Spokojnie ten dzieciak na pewno umie mówić - na twarzy Zayna malował się złośliwy uśmieszek
-Więc ja mu pomagam, żeby nigdzie nie zwiała, pilnuję jej gdy Louis nie może.
Nie wierzę. Oni wszyscy chcą mnie zabić, chcą żebym umarła. 
-Radzę ci uważać, Louis. Wysłałem kilku moich wspólników po mieście.
-Zrozumiałem. Możemy iść?
-Tak. Następnym razem  on nie musi przychodzić - Zayn wskazał palcem na Louisa. Widać że był tu szefem. 
Cofnęłam się w najgłębszy kąt pokoju. Louis wraz z Niallem wyszli z pokoju. Łzy cisnęły mi się do oczu. Odczekałam , aż wyszli. Już miałam zrobić to samo gdy usłyszałam głos Zayna:
-Śledźcie Louisa. On coś knuje i nic mi nie mówi. 
Teraz i tak mnie to nie obchodziło. Byłam w pułapce. Biegłam przed siebie co sił w nogach. Nie wiedziałam gdzie jestem, gdzie biegnę , nic. Ja płakałam. Moje policzki były całe mokre od płaczu. Dobrze, że nie nałożyłam makijażu, zastanawiałabym się jak teraz wyglądam. Było ciemno. Zupełnie jak w moim śnie. A ja biegłam. Biegłam tak bez końca. Po pewnym czasie kolana zaczęły boleć, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Obraz zamazywał się, w końcu tracąc wszystkie siły upadłam na ziemię, tracąc przytomność.

***
Obudziłam się w jakimś pokoju. Nie wiem gdzie jestem nic nie wiem. Tak jakby cała moja pamięć gdzieś 'uciekła'. Pokój całkiem przypominał te przez które biegłam, szare, betonowe ściany, lampa która ledwo się paliła i stół. Leżałam na zimnej podłodze, jeśli można tak ją nazwać, leżałam na zimnym betonie. Wszystko mnie bolało , nie mogłam się ruszyć. Przez kratę w oknie do pokoju wpadało troszkę światła. W kącie pokoju stała wielka szafa a obok żelazne drzwi. Gdzie ja jestem? W jakimś więzieniu? Usłyszałam zgrzyt zamka i ktoś wszedł do pokoju. Jakiś łysy, wielki facet. Wystraszyłam się. Co on mi zrobi? Zbliżał się do mnie , a ja nie miałam żadnej deski ratunku. Jedynie cofałam się do tyłu , aż w końcu zetknęłam się z zimną ścianą. 
-Widzę, że nasza malutka królewna się obudziła.
Co znaczy 'nasza'? Czy to znaczy , że ktoś mnie porwał? Usiłowałam sobie przypomnieć , jak to się stało , że się tu znalazłam. Wszystko na nic. 
-To co zabawimy się trochę?
Głos tego mężczyzny mnie przerażał. Śmierdziało od niego , jego twarz wyglądała jakby słoń ją podeptał. On zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złapał wielkimi łapskami moje ciało. I nie wiem co by się stało gdyby do pokoju nie wszedł Zayn. 
-Co ty robisz, Greg?
O co tu chodzi , skąd oni się znają?
-Obudziła się wreszcie, chciałem się trochę z nią pobawić.
-Ona nie jest do zabawy , zrozum to. Nie waż się jej skrzywdzić. Wyjdź stąd. 
Ten łysy wyszedł z pokoju jakiś nieźle wkurzony.
-Więc jak się tu znalazłaś? - zapytał szorstkim tonem. 
Nie odpowiedziałam. 
-Wstań jak do ciebie mówię. 
Nie dałam rady. W końcu jakoś mi się udało.
-Więc? Nie znam cię  i chciałbym wiedzieć skąd tu się wzięłaś.
Że co !? On mnie nie zna? Przecież to mnie chce zabić. To jakaś pomyłka czy co? 
-N-nie znasz mnie? - ledwo wydusiłam z siebie te słowa. 
-Nie. Mam nadzieję że ty mnie też?
Zastanowiłam się chwilkę nad odpowiedzią. Nie czy Tak , Nie czy Tak?
-Nie. - zdecydowałam się na krótką i jednoznaczną odpowiedź.
Zayn wyszedł z pomieszczenia. Było bardzo zimno. Czy on mnie nie znał? Może sie zmieniłam i mnie nie poznał? Ale to przecież nie możliwe. Musiał mnie przecież znać. Czy to znaczy , że on mnie w ogóle nie widział od tego czasu? Tym lepiej dla mnie. Bałam się jednak, że on coś mi zrobi. Jak zwykle zresztą się boję. Siedziałam skulona w kącie pokoju. Zastanawiałam się co się teraz stanie. Chciałabym znowu normalnie żyć. Nie poszłam do szkoły. A Marcel? Dziś był piątek umówiliśmy się o 16. Ciekawe co sobie o mnie pomyśli. Obrazi się? Oby nie, naprawdę mi na nim zależało. Ciekawe co robi teraz Louis? Zresztą po tym co mi zrobił nie mam zamiaru go więcej widzieć. Byłam głodna. A gdy ja już byłam głodna musiałam dostać jakieś jedzenie - taka moja natura. Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę drzwi. Oczywiście - zamknięte. Podeszłam do kraty w 'oknie'. Lekko się kiwała. Czułam się jak w jakimś kryminalnym filmie. Popukałam w ściany. Strasznie grube. Drzwi były metalowe, nie było mowy o rozwaleniu ich. Podeszłam do tej szafy. Była zamknięta. W niej jednak jakoś udałoby się wywalić dziurę. Zaczęłam w nią z całej siły kopać. Na meblu pojawiło się jedno małe pęknięcie. Chciałam jeszcze trochę pokopać ale do pokoju wparował Zayn.
-Co ty tu wyprawiasz?! Siedź cicho bo inaczej będzie źle.
Wyszedł. On jest naprawdę dziwnym typem człowieka. Chciałam powalić jeszcze w ścianę, ale przecież znowu tu przyjdzie , a w szafę nie da się kopać cicho. W ostateczności będę krzyczeć. Podeszłam znowu do kraty. Chwyciłam ją dwoma rękami i zaczęłam ciągnąć. Nic z tego. Chyba nie wyjdę stąd aż do gwiazdki. Wtedy przypomniałam sobie o moim telefonie. Sięgnęłam po niego - ci bandyci nie zorientowali się że go mam. Tym lepiej dla mnie. Wykręciłam numer do Kate - ona zawsze coś wymyśli. 
-Halo? - usłyszałam jej głos w słuchawce.
Co za szczęście. 
-Kate to ty?
-Taak.
-To bardzo ważne , mam mało czasu.
-No daaajesz.
-Porwali mnie. Musisz mi pomóc.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
-Kate jesteś tam?
-Yyyy tak. Gdzie jesteś?
-Nie wiem.
-Poczekaj muszę się rozłączyć namierzę cię ok?
-Tak. Tylko błagam cię szybko, w każdej chwili może tu wejść.
-Dobra.
Usłyszałam dźwięk kończący rozmowę. Nagle do pokoju wlazł jakiś grubas. No to już po mnie.
-A co panienka tutaj wyprawia?
-Jaa? N-nic. 
-Taak? Napewno?
Grubas wyrwał mi z ręki telefon.
-A to ?
-No co to telefon.
-Ty sobie ze mnie nie żartuj. Zobacz już go niema.
Ten tłuścioch bezczelnie rzucił urządzeniem na podłogę i go podeptał. Popatrzyłam na niego z nienawiścią.
-A teraz siadaj tu i masz się nie ruszać. Bo jak nie to pożałujesz - powiedział i wyszedł z pokoju.
Upadłam z płaczem na podłogę. Oby Kate zdążyła zobaczyć gdzie jestem. 

* KATE P.O.V. *

Rozłączyłam rozmowę z Sharley. Byłam oszołomiona. Porwali mnie musisz mi pomóc, Porwali mnie musisz mi pomóc - te słowa wciąż błądziły w mojej głowie. W końcu odnalazłam aplikację na telefonie. Wyszukałam Sharley. Jej położenie. Zamarłam. Miejsce nie było dokładnie określone. Gdzieś na obrzeżach Londynu. Zupełnie nie wiedziałam gdzie to jest. Najrozsądniej było by iść z tym na policję. Dobrze, że nie poszłam dziś do szkoły. Nagle położenie Sharley znikło z mapy. Co? Przecież ona by nie wyłączyła telefonu. Przyszła mi do głowy jedyna myśl - ci porywacze wzięli jej telefon. I co ja teraz zrobię? Ona nie może się na mnie zawieść. Postanowiłam poprosić o pomoc Marcela. W końcu ona się z nim przyjaźniła. Już miałam wychodzić z domu gdy sobie przypomniałam kim jest Marcel. Przecież on nawet myszy się boi. Ale przecież i tak nie miałam lepszego pomysłu. Ale skąd ja mam wiedzieć gdzie on mieszka? Muszę zadzwonić do Connie, nie mam innego wyjścia tylko ona ma spis numerów i adresów wszystkich ze szkoły. 
-Halo, Connie?
-Kate? Czego ty ode mnie chcesz?
-Mam jedną małą prośbę.
-No co?
-Mogłabyś mi podać adres Marcela? 
-Tego kujona? Po guwno ci jego adres.
-No weź , proszę.
-No dobra. Zaraz wyślę ci sms.
Rozłączyłam się. Po kilku sekundach otrzymałam wiadomość tekstową z adresem. Ona ma jakiś motorek w tych palcach, pisze niesamowicie szybko, niestety , a może stety , tylko na klawiaturach. Do tego pisze 95629060610613056013 skrótów i zazwyczaj nauczycielki zupełnie nie mogą zrozumieć co napisała na karteczkach, kartkówkach a nawet sprawdzianach. Wyszłam z domu i ruszyłam w kierunku domu Marcela. Mieszkał w jakimś małym domku. Zupełnie nie jego klimaty. Zapukałam , bo nie było dzwonka. Otworzył mi jakiś przystojny chłopak w loczkach. Widać było , że był zdziwiony na mój widok.
-Yyy dzień dobry jest Marcel?
Chłopak zamyślił się chwilę.
-Nie niema. Coś przekazać?
Chłopak był zadziwiająco podobny do Marcela. Miał nawet ten sam głos. Może Marcel ma bliźniaka.
-Nieeee, właściwie to ja już pójdę, może jakoś się z nim skontaktuję, jest mi bardzo potrzebny w tej chwili. 
Chłopak tak jakby się przeraził i szybko wykrztusił z siebie:
-To może ja pomogę, Marcel zostawił telefon w domu , a wróci później , bo jest w szkole. 
No tak szkoła. A ja muszę działać szybko. Skoro to pewnie jakiś brat Marcela to dlaczego niby on nie może mi pomóc?
-No dobrze. Porwano moją przyjaciółkę , Sharley , muszę jak najszybciej ją 'odzyskać' , mógłbyś mi pomóc??
Na jego twarzy pokazało się przerażenie. 
-Tak jasne. 
Założył buty , wziął kluczyki od samochodu i wyszedł z domu. Był naprawdę dziwny. 
-Yhh to może jak masz na imię? - zapytałam. W końcu jakoś musiałam się do niego zwracać.
-yyy jestem Harry a ty?
-Kate, miło mi.
Wsiedliśmy do jego czarnego wozu.
-To gdzie mamy jechać?
- Już ci pokażę. 
Weszłam w aplikację na telefonie. Dobrze, że jej nie wyłączyłam. 
-O tu - pokazałam mu ekran - wiesz gdzie to jest? 
-Pokaż. 
Chłopak wziął urządzenie do ręki. Coś postukał palcem.
-Dobra już wiem. 
Zapięliśmy pasy i Harry ruszył z niesamowitą prędkością. Był dziwny, nawet bardzo. Do tego zupełnie inny niż Marcel - jedyne co mieli podobne to sposób mówienia i oczy. Nie przypatrywałam się im , ale Sharley mówiła mi pierwszego dnia gdy z nim siedziała, że są zielone i po prostu piękne i wyjątkowe. I Harry właśnie takie miał. Chłopak nie miał na sobie żadnego okrycia wierzchnego, więc mogłam podziwiać tatuaże na jego rękach. To sprawiało, że byłam nie mal pewna , że to nie może być Marcel tylko jest to tajemniczy Harry. Jechał tak szybko , że zdziwiłam się , że po dotarciu na miejsce nie dostał żadnego mandatu. Miejsce gdzie możliwe , że przebywała teraz Sharley było po prostu okropne.Nie chciałam tam wchodzić ale musiałam zrobić to dla mojej przyjaciółki. Harry też wyszedł z samochodu. A co jeśli on mnie porwie? Przecież go nie znam. Nie to raczej mało możliwe. 
-Proponuję najpierw obejść cały budynek. Zobacz są małe kraty w oknach. Może przez nie ją zobaczymy.
Chłopak pociągnął mnie. Obeszliśmy my cały ten 'dom'. Niestety nigdzie nie znaleźliśmy Sharley. 
-A nie łatwiej zadzwonić na policję? - zapytał chłopak. 
-Wiesz jak już tu jesteśmy...
-Dobra to wejdźmy do środka. 
Weszliśmy przez rozwalone drzwi. W środku było strasznie ciemno. Zapaliłam latarkę w telefonie. Jedno wielkie śmietnisko. Jakaś obskurna chata, tak bym to nazwała. Chodziliśmy z pokoju do pokoju. Naprawdę było to jak wielki labirynt. 
-H-harry?
-Tak?
-Będziesz umiał stąd wyjść?
-Myślę, że jakoś nam się uda. Najpierw jednak znajdźmy twoją przyjaciółkę. Trzeba działaś szybko bo nas też porwą. 
Błądziliśmy tak po tym budynku , gdy moje uszy usłyszały płacz. 
-Harry słyszysz?
-Tak. Chodź szybko. 
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę źródła dźwięku...


________________________________________________

Przepraszam, że dodałam tak późno :c Ja osobiście nie jestem zadowolona z rozdziału ;/ Mam jednak małą nadzieję, że wam sie spodobał :) Następny rozdział postaram się dodać szybciej. Kochaam was