sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 9

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
________________________________________________


 Wyrósł przede mną jak spod ziemi. Moje serce zabiło mocniej. Na ciele pojawiły się dreszcze. Strach ogarnął całe moje ciało. Twarz Zayna jak zwykle wyrażała nienawiść. W jego oczach widziałam złość. Zrobiłam mały krok do tyłu. Mulat wykonał tą samą czynność co ja tylko do przodu. Z każdym krokiem szłam szybciej wciąż wpatrując się w jego oczy. W końcu odwróciłam się i zaczęłam biec co sił w nogach. Zayn nie dawał za wygraną. Był coraz bliżej mnie, a ja traciłam siły.  Nagle usłyszałam jak ktoś woła: -Wsiadaj! Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Harry'ego siedzącego w swoim samochodzie. Drzwi były otwarte na oścież. Wiedziałam, że nie mam innych możliwości , to był w ogóle cud, że on tu się zjawił. Wsiadłam do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. Harry odjechał z piskiem opon. Zobaczyłam tylko Zayna jak zwalnia, zatrzymuje się i się rozgląda. Wreszcie napotkałam jego wściekły wzrok. Jeśli jeszcze raz go spotkam, on nie będzie miał litości. I tego obawiałam się najbardziej - kolejnego spotkania z nim.
-Kto to był? - głos Harry'ego wyrwał mnie z zamyślenia.
-Yyy to? Nikt.
-Przecież gonił Cię. Widziałem jaka byłaś przestraszona. Takie rzeczy zgłasza się na policję, Sharley.
Może mu wszystko powiem? W końcu to Marcel, mój przyjaciel. Chociaż on nie był ze mną szczery. Wciąż nie powiedział, że jest Marcelem. Nie, nie będę mu tego wszystkiego opowiadać.
-Nie, nic nie trzeba zgłaszać. Możesz podjechać pod mój dom?
-Nigdzie nie pójdziesz dopóki mi wszystkiego nie powiesz.
Harry zaparkował i zamknął samochód. Szarpnęłam za klamkę - nic z tego, drzwi są zamknięte. Szyby nie wybije. Jestem zmuszona mu to powiedzieć.
-Harry, naprawdę ja nie jestem gotowa ci to powiedzieć. Daj mi czasu.
-Czyli to jest coś złego czy co? Powiedz mi tylko kim on jest.
-To jest Zayn. Mogę już iść?
-Ale kim jest?
-Moim przyjacielem z przeszłości. Harry proszę mogę już iść?
-Nie chcesz żebym cię podwiózł pod dom?
-Nie dzięki. Harry otwórz ten samochód.
-Pytam się dla twojego bezpieczeństwa Sharley. On należy do najbardziej niebezpiecznego gangu w mieście. Uważaj na siebie Sharley.
Po tych słowach Harry otworzył drzwi i wypuścił mnie z auta. Ruszyłam w stronę mojego domu. Skąd Harry to wszystko wiedział? Kim on jest? Nie wiem. Nic nie wiem. Mam w głowie pustkę. A Louis? Co z nim? Co ja mam robić? Weszłam do domu i jak zwykle starannie zamknęłam za sobą drzwi. Zaburczało mi w brzuchu. No tak , od rana nic nie jadłam. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Gdy wszytko zjadłam, włożyłam to do 'zlewu' i poszłam na górę. Nie byłam bałaganiarą, nie lubiłam bałaganu, ale też i sprzątania. Chciałam mieć czysto w domu, ale zwyczajnie nie chciało mi się sprzątać. W całym domu był w miarę porządek, oprócz w moim zlewie. Posprzątam to w sobotę.
Zrobiłam wszystkie lekcje i byłam 'wolna'. Sprawdziłam godzinę: 18:34. Cały czas martwiłam się o Louisa. W tym domu było bez niego tak cicho i pusto. W samej sobie czułam totalną pustkę. Szkoda, że nie mam już telefonu. Skąd ja mam wziąć nowy? Jak tylko znajdę tego grubasa to nie wiem co mu zrobię. Stwierdziłam, że nie mam co robić więc ruszyłam moje cztery litery na kanapę przed telewizor.
 
* LOUIS P.O.V. *

Plątałem się po mieście bez celu. Do tego musiałem się ukrywać. W każdej chwili mógł mnie zobaczyć, a nawet sam Zayn a wtedy nie wiem co by się stało. Na domiar złego była jeszcze Sharley, o którą martwiłem się bardziej niż o swoje własne życie. Nie wiedziałem, że się w niej zakocham. Dla mnie było to zupełne niespodziewane. Ona była piękna. Jej oczy, pełne blasku gdy się uśmiechała, usta idealnie wykrojone z cudowny uśmiechem. Długie blond włosy, lekko falowane które błyszczały w słońcu. Wtedy wiedziałem, że muszę ją zobaczyć. Inaczej umrę z tęsknoty. Zawróciłem i  pobiegłem w stronę jej domu.

* SHARLEY P.O.V. *

Oglądałam jakiś serial gdy usłyszałam jakieś hałasy w kuchni. Na wszelki wypadek wyciągnęłam z szafki młotek i zakradłam się w stronę kuchni. Na widok tego co zobaczyłam, osłupiałam. Serce podskoczyło mi do gardła a narzędzie wypadło mi z ręki i z hukiem uderzyło o podłogę.
-Louis. - wyszeptałam.
-Tak to ja. -odpowiedział mi i ruszył w moją stronę.
-Dlaczego wszedłeś przez okno?
-Tak na wszelki wypadek - gdy usłyszałam jego cudowny głos cała moja dusza się cieszyła. Louis był niesamowicie przystojny, z jego oczu biła radość.
-Chcesz może coś do picia? - boże, co za głupie pytanie. Całe dnie się o niego martwię i gdy w końcu go widzę, pytam się, czy chce mu się pić. Jedyne słowo jakie mnie określa to idiotka.
-Nie dziękuję. Sharley ja przyszedłem tylko żeby cię zobaczyć, muszę już iść, nie chce żeby Zayn cię dopadł.
-Louis, proszę nie idź.
-Ale on cię zabije.
-Lou, proszę. Ja się boję. Ja go dziś spotkałam.
-Sharley i ty żyjesz? Zrobił ci coś?
-Nie. Harry w ostatniej chwili mnie uratował.
-Dobrze zostanę. Pomóc ci w czymś? Widzę, że w tym zlewie masz niezły bałagan.
Wydobyłam z siebie cichy chichot.
-Z chęcią przyjmę tą propozycję. - uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam z szafki czyste ścierki i wróciłam do kuchni. Szybko uwinęliśmy się ze sprzątaniem. Niestety cała kuchnia była w pianie i wodzie. Ja sama miałam całą pochlapaną bluzkę.
-To może zrobimy ciasteczka hmm? - zaproponowałam
-Jasne - Louis znowu zaczął się śmiać - Na jakie masz ochotę?
-Może czekoladowe? Tylko na nie znam przepis.
-Uwielbiam.
Wyciągnęłam z szafki potrzebne produkty. Na początku wszystko szło dobrze, ale po kilkunastu minutach przyszła pora na wygłupy. Zapoczątkował je Louis który 'przypadkiem' wylał na mnie mleko. Ja nie pozostałam mu dłużna i wysypałam na jego włosy szklankę mąki. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Rozpoczęliśmy zaciętą bitwę nasze ubrania były całe w ketchupie, majonezie , jakichś warzywach i owocach i wielu innych rzeczach których nie rozpoznałam. Do tego wciąż się śmialiśmy, a gdy jedzenie się skończyło Louis wpadł na pomysł łaskotania mnie. Musiałam uciekać przed nim po całym domu. W końcu zamknęłam się w łazience.
-Sharley, proszę, wyjdź.
-Ale obiecujesz, że nie będziesz mnie łaskotać?
-Tak, tylko wyjdź.
Otworzyłam drzwi i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a Lou wziął mnie na ręce, przewiesił przez jedno ramię i uciekł ze mną do pokoju. Położył mnie na łóżku i rzucił się na mnie ze słowami: Teraz się mi już nie wymskniesz. Łaskotał mnie cały czas a ja nie mogłam opanować śmiechu.
-Lou.. Hahahah Proszę... Hahahah Przestań
... Hahahah Już Hahaha - każde moje słowo poprzedzone było śmiechem.
-To za karę księżniczko. Trzeba było nie rzucać we mnie tym ostatnim pomidorem.
-No... Hahahah Proszę.. Ahahah
-A dostanę buziaka?
-Chyba... Hahaha śnisz.. Hahahh
-No to dalej łaskotamy.
-No dobrze Hahahah
Louis zaprzestał mnie gilgotać. Dałam mu obiecanego buziaka a ten cieszył się jak małe dziecko.
-Może dokończymy nasze ciastka? - spytałam
-Jasne, jeśli coś jeszcze z nich zostało, ale najpierw się przebierzmy.
Dałam Louisowi jakomś jego bluzkę i spodnie które tu zostawił. Miałam tutaj dość dużo jego ubrań, bo zostawił je tu jak odszedł. Sama wyciągnęłam sobie jakieś szare rurki i pomarańczową bluzkę z rękawami 3/4.
-Louis chce się przebrać możesz wyjść?
-Nieee
-Louis !
-To się odwrócę - chłopak obrócił się i zasłonił rękami oczy. Wyglądał jak małe dziecko które zasłania sobie oczy jak widzi na filmie scenę z pocałunkiem. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
-No niech ci będzie. Ale masz nie podglądać.
Ściągnęłam szybko brudną bluzkę i równie szybko założyłam tą czystą. Louis dotrzymał obietnicy i nie podglądał. Przebrałam tylko spodnie i oznajmiłam Louisowi, że może się już patrzeć. Ubrania nadawały się tylko do kosza , myślę, że nawet jakbym wyprała te ciuchy 63938383 razy i użyłabym najlepszego odplamiacza , plamy by się nie zmyły. Lou też się przebrał i zeszliśmy na dół do kuchni żeby dokończyć ciasteczka. Niestety to co tam zastaliśmy, było nie do opisania. Dosłownie wszystko było w jedzeniu.
-Cóż... proponuję jutro pomalować kuchnię, bo myślę, że to się już nie zmyje.
-Masz racje. Zanim jednak to zrobimy musimy to trochę ogarnąć.
Ciasteczka włożyliśmy do piekarnika i zabraliśmy się za sprzątanie. Zajęło nam to około godziny, więc gdy skończyliśmy było już grubo po 21. Ciasteczek wyszło chyba 8, bo resztę ciasta wykorzystaliśmy do naszej bitwy. Do tego kilka się spaliło więc w sumie na jedną głowę wyszły 2 ciastka, co wcale nas nie zadowoliło. Było już późno więc postanowiliśmy się umyć. Louis mi pierwszej ustąpił mi miejsca. Rozebrałam się i wzięłam szybki prysznic. Umyłam włosy truskawkowym szamponem i założyłam na siebie przydługą bluzkę i dresowe szorty. Wyszłam z łazienki gdy całe moje ciało zostało oblane lodowatą wodą. Wydałam z siebie pisk.
-LOUUUUUUIS!
-Tak? - spytał niewinnym tonem
-Czemu to zrobiłeś!?
-Ale co?
-Oblałeś mnie tą wodą.
-Ojj no
-Nie ojj no tylko będziesz sprzątał. Dziś już się do ciebie nie odezwę.
Wzięłam z łazienki tylko ręcznik i suszarkę i poszłam obrażona do swojego pokoju. Tam w miarę się ogarnęłam i wysuszyłam włosy. Do pokoju wszedł Louis.
-Sharley , przepraszam cię , że oblałem cię wodą - powiedział ze skruchą. Zrobiło mi się go żal.
-No dobrze. Ale nie rób tak nigdy więcej.
-Nooo tego nie mogę obiecać.
-Ehh
Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Lubiłam się do niego przytulać. Robiło mi się wtedy ciepło na sercu.
-Wybaczasz mi? - wyszeptał mi do ucha
-Niech ci będzie - również szeptem mu odpowiedziałam.
-Co powiesz na jakiś film? - spytał
-A jaki proponujesz?
-Nie wiem, komedia?
-Może być.
Zeszliśmy do salonu i Louis puścił jakiś film. Okazało się jednak, że to nie komedia tylko jakiś kryminalny film. Nie chciałam się już nim kłócić, więc nic nie powiedziałam. Usiedliśmy na kanapie i Lou objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego ramieniu i w ciszy zaczęliśmy oglądać.

________________________________________________

Wiem, że tamten rozdział był krótki i przepraszam za to ;c Ten jest dłuższy. Jak zwykle dodany jest późno. Przepraszam. Nie mam czasu zbyt na pisanie , ale jak post się nie pojawia, to wcale nie oznacza to , że o was zapomniałam. Gdy mam wolną chwilę dopisuję kolejny kawałek rozdziału i tak po kilku- kilkunastu dniach powstaje nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Kocham Was

Rozdział 8

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy

________________________________________________

***
Nie wiem co się działo. Nie wiem , kiedy za oknem zapadła ciemność, nie wiem ile siedziałam w kącie kuchni i płakałam. Nie wiedziałam, że byłam do niego tak przywiązana. Znowu straciłam bliską mi osobę. Znów po stracie jej odczułam jak bardzo jest mi potrzebna. Teraz została mi tylko Katty i Marcel. Chociaż nie wiem czy Marcel mógłby być moim przyjacielem skoro mnie okłamał. Ciekawe czy w ogóle wie, że już go rozgryzłam. Wreszcie skończyłam płakać. Podeszłam do lustra. Wyglądałam okropnie. Rozmazany makijaż, brudne włosy i twarz. Byłam cała mokra od łez. Poszłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy dresy, jakąś luźną koszulkę i czystą bieliznę. Poszłam do łazienki zmyć 'makijaż' i wziąć prysznic. Byłam rozdarta. Było mi ciężko. Nie wiedziałam, że mi na nim zależało. Jutro znowu jest kolejny dzień, muszę iść do szkoły itp. Dla każdego będzie to kolejny nudny dzień, ale dla mnie inny niż te wszystkie poprzednie. Louis pojawił się w moim życiu równie szybko i niespodziewanie jak i z niego znikł. Umyłam się szybko i założyłam wcześniej przygotowane ubrania. Wreszcie poczułam świeżość. Zeszłam do kuchni i zagotowałam wodę. Miałam ochotę na herbatę. Gdy usłyszałam gwizdanie zalałam saszetkę herbaty i poczułam zapach owocowego napoju. Wróciłam na górę i zabrałam się za lekcje. Szybko jednak zrezygnowałam z tego zajęcia , bo po zaledwie kilku minutach książki wylądowały na dnie mojego plecaka. Wypiłam ostatni łyk herbaty i zaniosłam kubek do zlewy (czyt. sterty brudnych naczyń). Umyłam jeszcze tylko zęby i poszłam spać.
Szłam przez park. Była piękna pogoda. Na niebie świeciło słońce. Było bardzo ciepło. Po ulicach przechadzali się inni ludzie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i zaciągnął w ciemną uliczkę. Moje ciało zderzyło się z zimną i twardą ścianą. Teraz panował mrok. Było zimno , cicho i ciemno. Nagle ktoś zaczął iść w moją stronę. Chciałam się ruszyć, uciec stąd , ale nie mogłam. Coś mnie trzymało , nie pozwalało się ruszyć. Ujrzałam twarz Zayna, a obok Louisa. W okół nich szli inni ludzie, ale ich twarze były zamazane, jakoś nie mogłam ich zobaczyć. Zayn trzymał Louisa bardzo mocno, a w jego drugiej ręce błyszczał się nóż. Zamarłam. Usłyszałam jego zachrypły głos:
-Nienawidzę Cię. Obu was nienawidzę.Obu was zabiję was. Wybieraj: Kto pierwszy zginie - Ty czy On?
W tej chwili nie mogłam wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Załamałam się.
-Uciekaj, Sharley! - krzyknął Louis i w tym samym czasie dostał pięścią w twarz od Zayna. Po mojej twarzy spłynęły łzy. Byłam bezradna. Płakałam jak małe dziecko.
- Skoro nie chcesz wybierać, on będzie pierwszy.
- Nieee! - krzyczałam wyciągając ręce do niego - Proszę - błagałam go na kolanach. Ale było już za późno. Nóż tkwił w brzuchu Louisa. Wszędzie było pełno krwi. Na twarzy Zayna malował się szyderczy uśmiech. Miał satysfakcję z tego, że go zabił.
- A teraz czas na ciebie.
- Jesteś potworem, nie człowiekiem - wysyczałam swoje ostatnie słowa w moim krótkim życiu, po czym Zayn wbił w mój brzuch ostry nóż.
Obudziłam się cała roztrzęsiona. Dopiero po kilku miutach uświadomiłam sobie, że to był sen. Boję się tych snów. A co jeśli one są przepowiednie? Jak zwykle byłam cała zlana potem, a serce waliło mi jak młot. Zwlokłam się z łóżka i odrazu skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic. Ubrałam się i lekko pomalowałam. Nie byłam głodna , dlatego też ze stołu wzięłam tylko jabłko i butelke wody.
Wreszcie dotarłam pod szkołę. Właściwie dawno mnie tu nie było. W szkole jak zwykle był tłum. Dlatego też jej nienawidziłam. Żeby dostać się do jakiejś szafki trzeba było się rozpychać, do tego jeszcze musiało się wysłuchać wyzwisk. Na mojej drodze stanął Niall.
- Hej Sharley.
- Yy hej Niall. Wiesz co u Lou?
- U kogo? Nie znam.
- Nie kłam. Znacie się bardzo dobrze.
- Ymm skąd wiesz?
- Cóż, to długa historia. Wiesz gdzie teraz jest?
- Nie. Dawno z nim nie rozmawiałem.
- Martwię się o niego. Jest w... yhmm.. niebiezpieczeństwie.
- Co?
- Serio nic nie wiesz?
- Noo.
- Znasz Zayna prawda?
- Yy tak.
- On chce go zabić. - z trudem wypowiedziałam te słowa.
- Lou Zayna?
- Nie. Zayn Louisa. -starałam się szeptać.
- Zayn chce zabić Louisa!? - jak na ironie Niall to wykrzyknął, a cała szkoła zwróciła na nas swój wzrok.
- Niall , ciszej.
- Ale skąd to wiesz?
- Ohh przecież mnie też chce zabić - nie wiem dlaczego mówiłam mu to tak wprost i bez problemu, tak jakby to nie było nic poważnego.
- Sharley... Ale co z Lou?
- Nie wiem. Musimy go jakoś znaleźć. Ja nie wiem co mam robić. Ja.. ja.. - znów do oczu zaczęły mi napływać łzy.
- Sharley , nie tutaj, proszę.
- Ale co jeśli naprawdę mu się coś stanie?
- Nie wiem. Myślę że to nie jest ani, miejsce ani czas na rozmawianie na ten temat.
- Masz racje. Pa Niall.
- Paa
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w swoje strony. Cały czas myślałam o Louisie. Bardzo się o niego martwiłam. Mogłam wtedy za nim pobiec, żałuje, że tego nie zrobiłam. Zadzwonił dzwonek i zaczęła się lekja biologi. Przez całą lekcję leżałam na ławce i gapiłam się w okno. Oczywiście nie obyło się bez uwagi typu 'Lekceważy nauczyciela i nieuważa na lekcjach'. Przypomniałam sobie, że mam dziś w-f. Tą lekcję miałam na szczęście tylko raz w tygodniu, ale szczerze jej nienawidziałam. Ja chyba nie lubie żadnego przedmiotu w szkole. W ogóle nie lubie szkoły. Jedyna rzecz która mnie dziś pocieszyła to piątek. Wciąż nie wiedziałam co z Louisem. Marcela znowu nie było w szkole. Wybiorę się dziś pod jego dom. Kate napewno da mi adres. Przecież w końcu musimy skończyć ten projekt z matematyki. Niby jest zrobiony, ale nie całkiem, trzeba go trochę dopracować. Lekcje strasznie mi się dłużyły. Wszyscy byli czymś zajęci i wciąż wybuchali śmiechem czy żartowali z innych, a ja siedziałam znudzona w kącie sali w jednej z ostatnich ławek. Do tego babka od historii wzięła mnie dziś do odpowiedzi i w dzienniku przy moim nazwisku została dopisana kolejna jedynka do ich długiego rzędu. Był dopiero październik, a z historii moimi jedynymi ocenami były pały. Z innych przedmiotów nie miałam takich problemów, nawet z matematyki nie było tak źle. Historii poprostu nienawidziłam, zupełnie mnie to nie interesowało , babka było okropna i do tego uwzięła się na mnie odkąd odkryła jakim to 'geniuszem' jestem z tego przedmiotu. Wreszcie gdy lekcje się skończyły i usłyszałam upragniony dzwonek poczułam się wolna i wybiegłam ze szkoły z taką prędkością, że zapewne na wf pobiłabym rekord. Gdy już wyszłam poza bramy tego potwornego miejsca wystukałam 9 cyfr na klawiaturze dotykowego ekranu... a może raczej chciałam to zrobić bo dopiero po chwili zorientowałam się , że moja własność do której byłam tak przywiązana, została brutalnie zniszczona przez tego osiłka. Stwierdziłam, że może udam się pod dom Kate, napewno jest w domu. Niestety byłam w błędzie, bo nikogo tam nie zastałam. Czemu wszyscy moi przyjaciele tak poprostu odchodzą. Może nie na długo (nie licząc Louisa) ale nie ma ich akurat teraz, kiedy ich potrzebuje. Zrezygnowana wróciłam do domu po drodze oczywiście wpadając na kilku ludzi. Byłam już praktycznie przy furtce, gdy na mojej drodze stanął Zayn....