Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego.
Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥
PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
_________________________________________________
Z każdym naszym krokiem dźwięk się nasilał. W końcu dobiegliśmy do wielkich, żelaznych drzwi. To stamtąd dochodził płacz.
-Sharley to ty? - krzyknęłam tak żeby usłyszała.
-Kate? - usłyszałam zapłakany głos.
-Tak. Zaraz Cię stąd wyciągniemy.
Harry chwycił za klamkę drzwi i pociągnął. Ani drgnęły. Kopnął w nie. Słychać tylko było głuchy blaszany odgłos.
-I co teraz? - spytałam
-Trzeba coś wymyślić.
Chłopak puknął w ścianę. Pokręcił się trochę w około aż znikł mi z oczu. Wystraszyłam się. Gdzie on teraz znika? Uciekł? Ja się boję. W każdej chwili ci porywacze mogą przyjść i mnie znaleźć.
-H-harry? - cicho szepnęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza. - Harry ? - powiedziałam nieco głośniej.
I nic. Nawet płacz Sharley ucichnął. Skuliłam się i usiadłam przy ścianie. Oparłam o nią plecy. Była zimna i twarda. Powinnam być teraz w szkole. Nie tutaj. Usłyszałam czyjeś kroki. Wstałam szybko z ziemi i pobiegłam w ciemność. Schowałam się za rogiem ściany. Ktoś wszedł do pokoju. Zostawił szparę w drzwiach. Skorzystałam z okazji i spojrzałam przez nią. W pokoju nie było nikogo oprócz jakiegoś chłopaka. Widać było, że był wkurzony. Na jego twarzy malowała się złość. Ale jak tam nie mogło nikogo być skoro Sharley tam powinna być. Nie ma innego wyjścia niż przez te drzwi. Chłopak ruszył w stronę wyjścia. Cofnęłam się do tyłu. Gdy jego kroki ucichły czułam się bardziej bezpieczna. Pokój był otwarty, weszłam do niego. Krata w oknie była wyrwana. Pewnie tędy wyszła. Na podłodze leżały resztki rozwalonego telefonu mojej przyjaciółki. Przez 'okno' wpadały promienie słońca. Była dziś całkiem ładna pogoda. Stwierdziłam, że też wyjdę przez tą dziurę w ścianie. Stanęłam na stole i przecisnęłam się przez ciasny otwór. W oddali zobaczyłam Sharley. Bez namysłu pobiegłam w jej stronę.
*SHARLEY P.O.V.*
Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu mojego 'wybawcy'. Chciałam mu podziękować. Ciekawe co się stało z Kate. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się i ujrzałam Kate.
-Sharley! Ty żyjesz!
-Tak.
-Harry cię uratował! Już w niego zaczynałam wątpić ale mu się udało!
-Czekaj, jaki Harry?
-Nooo ten brat bliźniak Marcela. Ty pewnie nie wiesz , dopiero dzisiaj go poznałam.
-Ale gdzie on teraz jest?
-Nie wiem , myślałam, że ty gdzieś z nim będziesz.
-Jak widzisz nie.
-Chodźmy do jego samochodu. Musi gdzieś być.
Harry? Marcel? Bliźniacy? Bracia? Nic nie rozumiem. Przecież Marcel nie ma brata. Ale skąd niby miałabym to wiedzieć? Nigdy nie byłam u Marcela w domu. Kate zaciągnęła mnie pod jakiś czarny samochód. W środku ktoś siedział. Kate otworzyła drzwi. W środku siedział chłopak.
-Poznajcie się. Sharley, to jest Harry, Harry, to jest Sharley.
Harry wyszedł z samochodu. Był...piękny. Sprawiał wrażenie idealnego. Śliczne brązowe loczki były idealnie ułożone. Oczy.. niemal identyczne jak Marcela. Te same. To jest niemożliwe. Nikt na ziemi niema takich oczu. To musiał być Marcel. Spojrzałam na jego ręce. Zdobiły je liczne tatuaże. Takie same jak u Marcela. Byłam niemal pewna, że to Marcel.
-Marcel? - szepnęłam.
-Nie nie nie Sharley to przecież Harry mówiłam, że są identyczni.
-Marcel to ty prawda? -zapytałam wpatrując się w jego oczy.
Chłopak nie odpowiedział. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-No to jedziemy? - zapytał nieśmiało
-Tak jasne! Wskakuj Sharley! - Kate energicznie otworzyła drzwi samochodu. Wręcz wciągnęła mnie do niego. Usiadłyśmy na miękkich fotelach z tyłu auta.'Harry' odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zapadła niezręczna cisza. Dojechaliśmy pod mój dom. 'Harry' otworzył mi drzwi i wyszliśmy.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Yyy no.. Marcel mi mówił.
-Aha.
Weszłam do domu , 'Harry' wrócił z powrotem do samochodu i odjechał razem z Kate. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Właściwie to byłam prawie pewna, że to Marcel, ale to było przecież zbyt niemożliwe. No cóż. Weszłam do środka. Było pusto. Przyzwyczaiłam się już do ponurego Louisa mieszkającego w moim domu. Nie ma go tutaj. Nie wiem co mam o tym myśleć. Mam same problemy. Pojawia się ich coraz więcej , a ja ani jednego z nich nie umiem rozwiązać. Ciekawe gdzie on teraz jest. Czy może znalazł go Zayn? Niby mnie to nie obchodziło, a jednak , zaprzątałam sobie tym głowę i zastanawiałam się gdzie jest i co robi. Byłam głodna. Jakoś wcześniej tego nie odczuwałam. O dziwo gardło mnie już nie bolało. Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić sobie coś dobrego. W końcu postawiłam na spaghetti. Zagotowałam makaron, a że nie chciało mi się robić sosu po prostu wlałam sos z puszki. Nałożyłam to na talerz, a na czubek położyłam listek bazylii przez co wygląd potrawy stał się artystyczny.
Zjadłam wszystko, naprawdę byłam głodna. Ciekawe co było w szkole. Najlepiej będzie chyba zadzwonić do Kate. Chyba muszę jednak skorzystać z telefonu stacjonarnego , z tamtego chyba nic już nie będzie. Wybrałam jej numer.
-Sharley! Ty żyjesz!
-Tak.
-Harry cię uratował! Już w niego zaczynałam wątpić ale mu się udało!
-Czekaj, jaki Harry?
-Nooo ten brat bliźniak Marcela. Ty pewnie nie wiesz , dopiero dzisiaj go poznałam.
-Ale gdzie on teraz jest?
-Nie wiem , myślałam, że ty gdzieś z nim będziesz.
-Jak widzisz nie.
-Chodźmy do jego samochodu. Musi gdzieś być.
Harry? Marcel? Bliźniacy? Bracia? Nic nie rozumiem. Przecież Marcel nie ma brata. Ale skąd niby miałabym to wiedzieć? Nigdy nie byłam u Marcela w domu. Kate zaciągnęła mnie pod jakiś czarny samochód. W środku ktoś siedział. Kate otworzyła drzwi. W środku siedział chłopak.
-Poznajcie się. Sharley, to jest Harry, Harry, to jest Sharley.
Harry wyszedł z samochodu. Był...piękny. Sprawiał wrażenie idealnego. Śliczne brązowe loczki były idealnie ułożone. Oczy.. niemal identyczne jak Marcela. Te same. To jest niemożliwe. Nikt na ziemi niema takich oczu. To musiał być Marcel. Spojrzałam na jego ręce. Zdobiły je liczne tatuaże. Takie same jak u Marcela. Byłam niemal pewna, że to Marcel.
-Marcel? - szepnęłam.
-Nie nie nie Sharley to przecież Harry mówiłam, że są identyczni.
-Marcel to ty prawda? -zapytałam wpatrując się w jego oczy.
Chłopak nie odpowiedział. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-No to jedziemy? - zapytał nieśmiało
-Tak jasne! Wskakuj Sharley! - Kate energicznie otworzyła drzwi samochodu. Wręcz wciągnęła mnie do niego. Usiadłyśmy na miękkich fotelach z tyłu auta.'Harry' odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zapadła niezręczna cisza. Dojechaliśmy pod mój dom. 'Harry' otworzył mi drzwi i wyszliśmy.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Yyy no.. Marcel mi mówił.
-Aha.
Weszłam do domu , 'Harry' wrócił z powrotem do samochodu i odjechał razem z Kate. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Właściwie to byłam prawie pewna, że to Marcel, ale to było przecież zbyt niemożliwe. No cóż. Weszłam do środka. Było pusto. Przyzwyczaiłam się już do ponurego Louisa mieszkającego w moim domu. Nie ma go tutaj. Nie wiem co mam o tym myśleć. Mam same problemy. Pojawia się ich coraz więcej , a ja ani jednego z nich nie umiem rozwiązać. Ciekawe gdzie on teraz jest. Czy może znalazł go Zayn? Niby mnie to nie obchodziło, a jednak , zaprzątałam sobie tym głowę i zastanawiałam się gdzie jest i co robi. Byłam głodna. Jakoś wcześniej tego nie odczuwałam. O dziwo gardło mnie już nie bolało. Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić sobie coś dobrego. W końcu postawiłam na spaghetti. Zagotowałam makaron, a że nie chciało mi się robić sosu po prostu wlałam sos z puszki. Nałożyłam to na talerz, a na czubek położyłam listek bazylii przez co wygląd potrawy stał się artystyczny.
Zjadłam wszystko, naprawdę byłam głodna. Ciekawe co było w szkole. Najlepiej będzie chyba zadzwonić do Kate. Chyba muszę jednak skorzystać z telefonu stacjonarnego , z tamtego chyba nic już nie będzie. Wybrałam jej numer.
-Halo ? - usłyszałam jej roześmiany głos w słuchawce.
-Co było w szkole?
-Sharley, ty idiotko , przecież mnie dziś nie było w szkole! - no tak przez to wszystko zupełnie o tym zapomniałam - Ej Tom! Przestań ! - Znowu usłyszałam jej śmiech.
-Aa zapomniałam no to pa Kocham Cie
-Ja ciebie też papa
Rozłączyłam się. Szkoda, że ja nie mogłam być teraz szczęśliwa. Dlaczego? Cóż. Może ja się boję? Boję się Zayna? W każdej chwili może tu przyjść i strzelić mi kulą w łeb. Akurat usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Na wszelki wypadek zobaczyłam kto to - i chyba słusznie bo za drzwiami stał Louis. Nie otworzę mu. On też chciał mnie zabić i wykorzystał moją naiwność. Uznałam, że najlepiej będzie udać, że po prostu nie ma mnie w domu.
-Sharley! Wiem , że tam jesteś otwórz mi to ja Louis - zamarłam. On jest jakimś jasnowidzem czy co.
-Nie! - zdobyłam się na odwagę i wypowiedziałam wreszcie to słowo.
-Sharley bo wyważę drzwi! - czy on sobie ze mnie drwi? Czy go do reszty porąbało żeby wyważyć moje drzwi od domu?
-Tylko spróbuj. Nienawidzę cię rozumiesz? N-I-E N-A-W-I-D-Z-Ę!
Ale wybuchłam. Po drugiej stronie drzwi zapadła cisza. I pomyśleć, że dzieli nas tylko jedna drewniana deska. Louis szarpnął klamkę. Przypomniałam sobie , że jak byłam mała to podstawiałam miotłę pod klamkę żeby nikt mi nie wszedł do pokoju. Poleciałam do kuchni i wróciłam z dużą czerwoną miotłą. Mój sposób zadziałał. Wiedziałam, że jest niezawodny!
-Sharley! Masz to w tej chwili otworzyć.
We mnie aż kipiało ze złości.Nigdy w życiu mu nie otworze. Zapadła cisza. Może dał sobie spokój. Usłyszałam jakiś łomot w kuchni. Zostawiłam otwarte okno i Louis przez nie wszedł. Wystraszyłam się nie na żarty. Na jego twarzy malowała się złość. Zacisnęłam ręce w pięści.
-Wyjdź stąd. - postawiłam mu się. Skąd u mnie ta odwaga?
-Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. - warknął
-Ty również. Mam ciebie dość. Wszystko już wiem. Wynoś się z mojego domu. Nienawidzę cie.
Louis zamyślił się chwilę. Chyba zatkałam mu na chwilę tę jego gębe. Mam już dość tego wszystkiego. Dlaczego ja nie mogę mieć normalnego życia? Mam same problemy. Do tego w każdej sekundzie ktoś może wpaść do mojego domu i mnie zabić. Co ja mam za życie? Teraz dopiero poczułam jakie mam beznadziejne życie.
-Skąd ty to wiesz?
-Nie jestem taka głupia jak sobie myślisz. Śledziłam cię i teraz już wszystko wiem. Nienawidzę cię. Wykorzystałeś moją naiwność , zachowałeś się jak dupek. Nie chce już na ciebie patrzeć.
-Sharley to wszystko nieprawda... Ja ci to wszystko wytłumaczę - nagle jego głos złagodniał.
-Nie chce cię słuchać. Idź stąd.
-Daj mi 3 minuty.
-I ani sekundy więcej.
-Zayn jest naszym szefem. Ja należę do jego gangu. Już dawno bym to rzucił , ale u nas jest taka zasada. Jak już dołączyłeś nie możesz się odłączyć. Niall jest tylko moim kolegą. On jest głupi, nic nie rozumie. Zayn powiedział nam o tobie, mówił jak cię nienawidzi i że chce cię zabić. Przydzielił mi zadanie obserwowanie ciebie. Z początku nie wiedziałam co robię. Teraz już wiem - zakochałem się w tobie. Stwierdziłem, że będę cię chronić przez Zaynem. Wciągnąłem w to Nialla, zapisałem go do tej szkoły co ty aby cię tam pilnował. Zayn o wszystkim się dowiedział i musiałem mu powiedzieć, że Niall pilnuje żebyś nie uciekła. Powiedziałem mu, że Niall nic nie wie o tym ,że Zayn chce go zabić. Jak Zayn się dowie , że go okłamałem i pomagam tobie , a nie jemu to mnie zabije żywcem. Teraz to ja mam przejebane.
Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć. On powiedział , że mnie kocha. Jak ja mam mu uwierzyć? Nawet gdyby to była prawda, nie wiem czy mogłabym być z kimś kogo się boję.
-On już się dowiedział. - powiedziałam mu to. Może tak będzie lepiej, jeśli to prawda , to on uratował moje życie. Chyba muszę się mu jakoś odwdzięczyć.
-Jakto?!
-Kazał jednemu ze swoich ludzi cię śledzić. Mnie porwał, ale zdołałam mu uciec dzięki Kate - stwierdziłam że lepiej nie mówić mu o Harrym.
-Sharley ja , ja przepraszam.
-Ale za co?
-Za to że cię okłamałem. Proszę uważaj na siebie. Zapamiętaj , że cię kocham . Teraz pójdę. Idę na pewną śmierć. Ale pamiętaj że cię kocham i jak nie będzie mnie tu moim ciałem , będę moją duszą i będę cię dalej chronić tylko tak, że nie będziesz mnie widzieć. Ale nic się nie zmieni. Zawsze będę z tobą. Nie martw się kochanie.
Louis wyszedł przez okno. Zamarłam po prostu. Ja już nie mam po co żyć. Jestem bezradna. Stałam tam jeszcze długo. A po mojej głowie wciąż chodziły mi jego słowa, możliwe że ostatnie przez niego wypowiedziane:
Zapamiętaj, że cię kocham
Idę na pewną śmierć
Zawsze będę z tobą
Nie martw się kochanie.
______________________________________________
Przepraszam , że rozdział dodałam tak późno. Jest mi z tym źle. Staram się pisać, ale nie mam weny, czasu i niczego. Zaniedbuję was. Dlatego od razu mówię że rozdziały będą rzadziej. Może nie w odstępie 2-3 tygodni, postaram się dodawać co tydzień. Przepraszam kochani ♥ Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał c;