piątek, 18 października 2013

Rozdział 7

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy
 PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
 _________________________________________________
 
Z każdym naszym krokiem dźwięk się nasilał. W końcu dobiegliśmy do wielkich, żelaznych drzwi. To stamtąd dochodził płacz. 
-Sharley to ty? - krzyknęłam tak żeby usłyszała.
-Kate? - usłyszałam zapłakany głos.
-Tak. Zaraz Cię stąd wyciągniemy. 
Harry chwycił za klamkę drzwi i pociągnął. Ani drgnęły. Kopnął w nie. Słychać tylko było głuchy blaszany odgłos.
-I co teraz? - spytałam
-Trzeba coś wymyślić. 
Chłopak puknął w ścianę. Pokręcił się trochę w około aż znikł mi z oczu. Wystraszyłam się. Gdzie on teraz znika? Uciekł? Ja się boję. W każdej chwili ci porywacze mogą przyjść i mnie znaleźć. 
-H-harry? - cicho szepnęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza. - Harry ? - powiedziałam nieco głośniej.
I nic. Nawet płacz Sharley ucichnął. Skuliłam się i usiadłam przy ścianie. Oparłam o nią plecy. Była zimna i twarda. Powinnam być teraz w szkole. Nie tutaj. Usłyszałam czyjeś kroki. Wstałam szybko z ziemi i pobiegłam w ciemność. Schowałam się za rogiem ściany. Ktoś wszedł do pokoju. Zostawił szparę w drzwiach. Skorzystałam z okazji i spojrzałam przez nią. W pokoju nie było nikogo oprócz jakiegoś chłopaka. Widać było, że był wkurzony. Na jego twarzy malowała się złość. Ale jak tam nie mogło nikogo być skoro Sharley tam powinna być. Nie ma innego wyjścia niż przez te drzwi. Chłopak ruszył w stronę wyjścia. Cofnęłam się do tyłu. Gdy jego kroki ucichły czułam się bardziej bezpieczna. Pokój był otwarty, weszłam do niego. Krata w oknie była wyrwana. Pewnie tędy wyszła. Na podłodze leżały resztki rozwalonego telefonu mojej przyjaciółki. Przez 'okno' wpadały promienie słońca. Była dziś całkiem ładna pogoda. Stwierdziłam, że też wyjdę przez tą dziurę w ścianie. Stanęłam na stole i przecisnęłam się przez ciasny otwór. W oddali zobaczyłam Sharley. Bez namysłu pobiegłam w jej stronę.

*SHARLEY P.O.V.* 

Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu mojego 'wybawcy'. Chciałam mu podziękować. Ciekawe co się stało z Kate. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się i ujrzałam Kate. 
-Sharley! Ty żyjesz! 
-Tak.
-Harry cię uratował! Już w niego zaczynałam wątpić ale mu się udało!
-Czekaj, jaki Harry?
-Nooo ten brat bliźniak Marcela. Ty pewnie nie wiesz , dopiero dzisiaj go poznałam.
-Ale gdzie on teraz jest?
-Nie wiem , myślałam, że ty gdzieś z nim będziesz.
-Jak widzisz nie. 
-Chodźmy do jego samochodu. Musi gdzieś być. 
Harry? Marcel? Bliźniacy? Bracia? Nic nie rozumiem. Przecież Marcel nie ma brata. Ale skąd niby miałabym to wiedzieć? Nigdy nie byłam u Marcela w domu. Kate zaciągnęła mnie pod jakiś czarny samochód. W środku ktoś siedział. Kate otworzyła drzwi. W środku siedział chłopak.
-Poznajcie się. Sharley, to jest Harry, Harry, to jest Sharley.
Harry wyszedł z samochodu. Był...piękny. Sprawiał wrażenie idealnego. Śliczne brązowe loczki były idealnie ułożone. Oczy.. niemal identyczne jak Marcela. Te same. To jest niemożliwe. Nikt na ziemi niema takich oczu. To musiał być Marcel. Spojrzałam na jego ręce. Zdobiły je liczne tatuaże. Takie same jak u Marcela. Byłam niemal pewna, że to Marcel. 
-Marcel? - szepnęłam.
-Nie nie nie Sharley to przecież Harry mówiłam, że są identyczni. 
-Marcel to ty prawda? -zapytałam wpatrując się w jego oczy. 
Chłopak nie odpowiedział. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 
-No to jedziemy? - zapytał nieśmiało
-Tak jasne! Wskakuj Sharley! - Kate energicznie otworzyła drzwi samochodu. Wręcz wciągnęła mnie do niego. Usiadłyśmy na miękkich fotelach z tyłu auta.'Harry' odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zapadła niezręczna cisza. Dojechaliśmy pod mój dom. 'Harry' otworzył mi drzwi i wyszliśmy.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? 
-Yyy no.. Marcel mi mówił.
-Aha. 
Weszłam do domu , 'Harry' wrócił z powrotem do samochodu i odjechał razem z Kate. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Właściwie to byłam prawie pewna, że to Marcel, ale to było przecież zbyt niemożliwe. No cóż. Weszłam do środka. Było pusto. Przyzwyczaiłam się już do ponurego Louisa mieszkającego w moim domu. Nie ma go tutaj. Nie wiem co mam o tym myśleć. Mam same problemy. Pojawia się ich coraz więcej , a ja ani jednego z nich nie umiem rozwiązać. Ciekawe gdzie on teraz jest. Czy może znalazł go Zayn? Niby mnie to nie obchodziło, a jednak , zaprzątałam sobie tym głowę i zastanawiałam się gdzie jest i co robi. Byłam głodna. Jakoś wcześniej tego nie odczuwałam. O dziwo gardło mnie już nie bolało. Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić sobie coś dobrego. W końcu postawiłam na spaghetti. Zagotowałam makaron, a że nie chciało mi się robić sosu po prostu wlałam sos z puszki. Nałożyłam to na talerz, a na czubek położyłam listek bazylii przez co wygląd potrawy stał się artystyczny.
Zjadłam wszystko, naprawdę byłam głodna. Ciekawe co było w szkole. Najlepiej będzie chyba zadzwonić do Kate. Chyba muszę jednak skorzystać z telefonu stacjonarnego , z tamtego chyba nic już nie będzie. Wybrałam jej numer.
-Halo ? - usłyszałam jej roześmiany głos w słuchawce.
-Co było w szkole?
-Sharley, ty idiotko , przecież mnie dziś nie było w szkole! - no tak przez to wszystko zupełnie o tym zapomniałam - Ej Tom! Przestań ! - Znowu usłyszałam jej śmiech.
-Aa  zapomniałam no to pa Kocham Cie 
-Ja ciebie też papa 
Rozłączyłam się. Szkoda,  że ja nie mogłam być teraz szczęśliwa. Dlaczego? Cóż. Może ja się boję? Boję się Zayna? W każdej chwili może tu przyjść i strzelić mi kulą w łeb. Akurat usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Na wszelki wypadek zobaczyłam kto to - i chyba słusznie bo za drzwiami stał Louis. Nie otworzę mu. On też chciał mnie zabić i wykorzystał moją naiwność. Uznałam, że najlepiej będzie udać, że po prostu nie ma mnie w domu. 
-Sharley! Wiem , że tam jesteś otwórz mi to ja Louis - zamarłam. On jest jakimś jasnowidzem czy co.
-Nie! - zdobyłam się na odwagę i wypowiedziałam wreszcie to słowo.
-Sharley bo wyważę drzwi! - czy on sobie ze mnie drwi? Czy go do reszty porąbało żeby wyważyć moje drzwi od domu?
-Tylko spróbuj. Nienawidzę cię rozumiesz? N-I-E  N-A-W-I-D-Z-Ę!
Ale wybuchłam. Po drugiej stronie drzwi zapadła cisza. I pomyśleć, że dzieli nas tylko jedna drewniana deska. Louis szarpnął klamkę. Przypomniałam sobie , że jak byłam mała to podstawiałam miotłę pod klamkę żeby nikt mi nie wszedł do pokoju. Poleciałam do kuchni i wróciłam z dużą czerwoną miotłą. Mój sposób zadziałał. Wiedziałam, że jest niezawodny!
-Sharley! Masz to w tej chwili otworzyć.
We mnie aż kipiało ze złości.Nigdy w życiu mu nie otworze. Zapadła cisza. Może dał sobie spokój. Usłyszałam jakiś łomot w kuchni. Zostawiłam otwarte okno i Louis przez nie wszedł. Wystraszyłam się nie na żarty. Na jego twarzy malowała się złość. Zacisnęłam ręce w pięści.
-Wyjdź stąd. - postawiłam mu się. Skąd u mnie ta odwaga?
-Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. - warknął
-Ty również. Mam ciebie dość. Wszystko już wiem. Wynoś się z mojego domu. Nienawidzę cie.
Louis zamyślił się chwilę. Chyba zatkałam mu na chwilę tę jego gębe. Mam już dość tego wszystkiego. Dlaczego ja nie mogę mieć normalnego życia? Mam same problemy. Do tego w każdej sekundzie ktoś może wpaść do mojego domu i mnie zabić. Co ja mam za życie? Teraz dopiero poczułam jakie mam beznadziejne życie.
-Skąd ty to wiesz? 
-Nie jestem taka głupia jak sobie myślisz. Śledziłam cię i teraz już wszystko wiem. Nienawidzę cię. Wykorzystałeś moją naiwność , zachowałeś się jak dupek. Nie chce już na ciebie patrzeć.
-Sharley to wszystko nieprawda... Ja ci to wszystko wytłumaczę - nagle jego głos złagodniał. 
-Nie chce cię słuchać. Idź stąd.
-Daj mi 3 minuty.
-I ani sekundy więcej.
-Zayn jest naszym szefem. Ja należę do jego gangu. Już dawno bym to rzucił , ale u nas jest taka zasada. Jak już dołączyłeś nie możesz się odłączyć. Niall jest tylko moim kolegą. On jest głupi, nic nie rozumie. Zayn powiedział nam o tobie, mówił jak cię nienawidzi i że chce cię zabić. Przydzielił mi zadanie obserwowanie ciebie. Z początku nie wiedziałam co robię. Teraz już wiem - zakochałem się w tobie. Stwierdziłem, że będę cię chronić przez Zaynem. Wciągnąłem w to Nialla, zapisałem go do tej szkoły co ty aby cię tam pilnował. Zayn o wszystkim się dowiedział i musiałem mu powiedzieć, że Niall pilnuje żebyś nie uciekła. Powiedziałem mu, że Niall nic nie wie o tym ,że Zayn chce go zabić. Jak Zayn się dowie , że go okłamałem i pomagam tobie , a nie jemu to mnie zabije żywcem. Teraz to ja mam przejebane. 
Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć. On powiedział , że mnie kocha. Jak ja mam mu uwierzyć? Nawet gdyby to była prawda, nie wiem czy mogłabym być z kimś kogo się boję. 
-On już się dowiedział. - powiedziałam mu to. Może tak będzie lepiej, jeśli to prawda , to on uratował moje życie. Chyba muszę się mu jakoś odwdzięczyć. 
-Jakto?!
-Kazał jednemu ze swoich ludzi cię śledzić. Mnie porwał, ale zdołałam mu uciec dzięki Kate - stwierdziłam że lepiej nie mówić mu o Harrym.
-Sharley ja , ja przepraszam.
-Ale za co?
-Za to że cię okłamałem. Proszę uważaj na siebie.  Zapamiętaj , że cię kocham . Teraz pójdę. Idę na pewną śmierć. Ale pamiętaj że cię kocham i jak nie będzie mnie tu moim ciałem , będę moją duszą i będę cię dalej chronić tylko tak, że nie będziesz mnie widzieć. Ale nic się nie zmieni. Zawsze będę z tobą. Nie martw się kochanie.
Louis wyszedł przez okno. Zamarłam po prostu. Ja już nie mam po co żyć. Jestem bezradna. Stałam tam jeszcze długo. A po mojej głowie wciąż chodziły mi jego słowa, możliwe że ostatnie przez niego wypowiedziane:
Zapamiętaj, że cię kocham
Idę na pewną śmierć
Zawsze będę z tobą
Nie martw się kochanie.
______________________________________________
 
Przepraszam , że rozdział dodałam tak późno. Jest mi z tym źle. Staram się pisać, ale nie mam weny, czasu i niczego. Zaniedbuję was. Dlatego od razu mówię że rozdziały będą rzadziej. Może nie w odstępie 2-3 tygodni, postaram się dodawać co tydzień. Przepraszam kochani ♥ Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał c;

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 6

Dla Ciebie komentarz to tylko chwilka, a dla mnie coś bardzo ważnego. Komentarz powoduje motywację do dalszej pracy dlatego dziękuję za każdy ♥ 
______________________________________________________

-Lepiej się już czujesz? - zapytał Louis wchodząc do przedpokoju
-Tak trochę lepiej - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
-Muszę wyjść, nie otwieraj nikomu.
Przypomniałam sobie mój pomysł  - śledzić go. Ale przecież mi powiedział dlaczego tu jest , po co miałabym to robić? Jednak coś kazało mi to zrobić.
-Tak jasne. 
-Uważaj na siebie - to były ostatnie słowa jakie wypowiedział.
Wyszedł i zamknął drzwi. Bez namysłu założyłam buty. W pośpiechu zakładałam kurtkę i szalik i wyszłam z domu. Na moje szczęście nie pojechał samochodem. Zobaczyłam jak znika za rogiem ulicy. Miał naprawdę szybki tępo. Mignął mi tylko jego cień przed oczami. Pobiegłam za nim najciszej jak umiałam. Dziwnie czułam się idąc za nim. Nigdy nikogo nie śledziłam i nie miałabym zamiaru tego robić gdyby nie on. Właściwie to mało o nim wiedziałam. Nazywa się Louis i chce mnie chronić. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Zero informacji. Naciągnęłam rękawy bluzy które wystawały spod kurtki. Wieczorem było szczególnie zimno. Louis doszedł do jakiejś ruiny. Lekko mnie to przerażało. Po co on tu przyszedł? Kim on jest? Wlazł przez naderwane drzwi. Obejrzał się , czy aby nikt za nim nie idzie. Na szczęście zdążyłam się ukryć za jakimś śmietnikiem. Gdy Louis zniknął gdzieś w głębi wyszłam z mojej 'kryjówki' i prześlizgnęłam się przez szparę w drzwiach jaką Louis pozostawił gdy je prawie zamknął. Nie chciałam niczego ruszać, dotykać. W środku panowała ciemność. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Jak dobrze , że zawsze go ze sobą noszę.  Włączyłam latarkę. Po ziemi walały się jakieś puszki i butelki po alkoholu i pety z papierosów. Ściany były 'oblepione' brudem, czarno-szare, betonowe. Śmierdziało stęchlizną. Okropnie. Dobrze , że miałam katar bo inaczej bez namysłu opuściłabym to miejsce. Gdzieś w oddali usłyszałam czyjeś głosy. Zobaczyłam kolejne drzwi więc przez nie przeszłam. Głosy nasilały się z każdym krokiem. Starałam się aby na nic nie nadepnąć i zbytnio nie hałasować. I znowu drzwi - do sąsiedniego pokoju. Spojrzałam przez szparę i... zamarłam. Pokój na pierwszy rzut oka był normalny. Żółte ściany, w miare czysto, bez śmieci. Na środku stał stół. W oknie zamiast szyby- krata. Na suficie paliła się sama żarówka, bez klosza, wisząca na samym kablu. Co za okropne miejsce. Przy stole stały 2 krzesła. I te osoby które na nich siedziały... Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, ale coś trzymało mnie przy tych drzwiach. Nie mogłam się ruszyć. Louis stał w kącie pokoju. Na krzesłach siedzieli... Niall i Zayn... Nie wierzyłam własnym oczom. Skąd Niall zna Louisa?! I o tu robi Zayn!? Przystawiłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam:
-Musimy to zrobić. Na pewno nic o tym nie wie? - to był głos Zayna. 
Pamiętam. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Wszędzie chodziliśmy razem. W podstawówce byliśmy nie rozłączni. Później on poszedł do innej szkoły , ja do innej. Niestety , gimnazjum zniszczyło go. Spotykaliśmy się rzadko, po pewnym czasie stwierdził , że robię mu obciach i mogliśmy się widywać tylko w domu. Miałam dość takiej przyjaźni. Był dla mnie jak brat. Zaczął palić. Po pewnym czasie jego siostra zmarła. To go dobiło. Znienawidził mnie. Mówił, że to przeze mnie, winił mnie za to. Tłumaczyłam mu wiele rzeczy. Podnosiłam na duchu , pomagałam ale on tego nie doceniał. Sądził , że po prostu ja to zrobiłam. Ja nawet nie wiem w jaki sposób ona umarła. Trochę to głupie - że mnie nienawidzi bo jego siostra umarła. Nie wiem. Zamknął się w sobie. Pił , palił , był wredny dla wszystkich. Miał chwile gdy naprawdę nie miał sił już żyć. Chciał odebrać sobie życie. Wtedy ja przychodziłam do niego , nie wiem jak ja to robiłam, po prostu czułam że dzieje się coś złego i szłam do niego. Wtedy był jeszcze bardziej zły, że ja mu wcale nie pomagam i on powinien zniknąć z tego świata a ja go mu na to nie pozwalam. Bolało mnie serce,on nie wie jak bardzo mnie zranił. Potem zginęli moi rodzice, a ja się wyprowadziłam. Pamiętam te słowa które wypowiedział  gdy ostatni raz u niego byłam: 'Nienawidzę cię, skończysz na tym świecie swoje życie tak jak moja siostra, obiecuje ci to, poczujesz to samo co ona czuła gdy ją zabiłaś'. Zmienił się. Zaczęłam się bać. O własne życie. Wyjechałam. Zapomniałam o nim. I teraz wrócił. Znów się boję. 
-Nie nic nie podejrzewa - odburknął mu Louis.
Siedział w kącie pokoju , naburmuszony i niezadowolony. 
-To może mi powiesz gdzie tyle przebywasz? Wciąż nie masz czasu, no co się stało takiego ciekawego? 
Zawsze taki był. Złośliwy, arogancki i wredny. 
-Pilnuję jej.
-Mam nadzieję, że nie pisnąłeś ani słówka, wiesz co się stanie jeśli się dowiem , że wszystko jej powiedziałeś?
-Nie nic jej nie powiedziałem. 
-Widzę ,że przyszedłeś ze swoim kolegą, co on ma do tego?
-Pomaga mi. 
-No a ty , Niall? Co powiesz na ten temat?
-To jeszcze dziecko on nic nie rozumie. - Louis go wyprzedził
-Spokojnie ten dzieciak na pewno umie mówić - na twarzy Zayna malował się złośliwy uśmieszek
-Więc ja mu pomagam, żeby nigdzie nie zwiała, pilnuję jej gdy Louis nie może.
Nie wierzę. Oni wszyscy chcą mnie zabić, chcą żebym umarła. 
-Radzę ci uważać, Louis. Wysłałem kilku moich wspólników po mieście.
-Zrozumiałem. Możemy iść?
-Tak. Następnym razem  on nie musi przychodzić - Zayn wskazał palcem na Louisa. Widać że był tu szefem. 
Cofnęłam się w najgłębszy kąt pokoju. Louis wraz z Niallem wyszli z pokoju. Łzy cisnęły mi się do oczu. Odczekałam , aż wyszli. Już miałam zrobić to samo gdy usłyszałam głos Zayna:
-Śledźcie Louisa. On coś knuje i nic mi nie mówi. 
Teraz i tak mnie to nie obchodziło. Byłam w pułapce. Biegłam przed siebie co sił w nogach. Nie wiedziałam gdzie jestem, gdzie biegnę , nic. Ja płakałam. Moje policzki były całe mokre od płaczu. Dobrze, że nie nałożyłam makijażu, zastanawiałabym się jak teraz wyglądam. Było ciemno. Zupełnie jak w moim śnie. A ja biegłam. Biegłam tak bez końca. Po pewnym czasie kolana zaczęły boleć, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Obraz zamazywał się, w końcu tracąc wszystkie siły upadłam na ziemię, tracąc przytomność.

***
Obudziłam się w jakimś pokoju. Nie wiem gdzie jestem nic nie wiem. Tak jakby cała moja pamięć gdzieś 'uciekła'. Pokój całkiem przypominał te przez które biegłam, szare, betonowe ściany, lampa która ledwo się paliła i stół. Leżałam na zimnej podłodze, jeśli można tak ją nazwać, leżałam na zimnym betonie. Wszystko mnie bolało , nie mogłam się ruszyć. Przez kratę w oknie do pokoju wpadało troszkę światła. W kącie pokoju stała wielka szafa a obok żelazne drzwi. Gdzie ja jestem? W jakimś więzieniu? Usłyszałam zgrzyt zamka i ktoś wszedł do pokoju. Jakiś łysy, wielki facet. Wystraszyłam się. Co on mi zrobi? Zbliżał się do mnie , a ja nie miałam żadnej deski ratunku. Jedynie cofałam się do tyłu , aż w końcu zetknęłam się z zimną ścianą. 
-Widzę, że nasza malutka królewna się obudziła.
Co znaczy 'nasza'? Czy to znaczy , że ktoś mnie porwał? Usiłowałam sobie przypomnieć , jak to się stało , że się tu znalazłam. Wszystko na nic. 
-To co zabawimy się trochę?
Głos tego mężczyzny mnie przerażał. Śmierdziało od niego , jego twarz wyglądała jakby słoń ją podeptał. On zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złapał wielkimi łapskami moje ciało. I nie wiem co by się stało gdyby do pokoju nie wszedł Zayn. 
-Co ty robisz, Greg?
O co tu chodzi , skąd oni się znają?
-Obudziła się wreszcie, chciałem się trochę z nią pobawić.
-Ona nie jest do zabawy , zrozum to. Nie waż się jej skrzywdzić. Wyjdź stąd. 
Ten łysy wyszedł z pokoju jakiś nieźle wkurzony.
-Więc jak się tu znalazłaś? - zapytał szorstkim tonem. 
Nie odpowiedziałam. 
-Wstań jak do ciebie mówię. 
Nie dałam rady. W końcu jakoś mi się udało.
-Więc? Nie znam cię  i chciałbym wiedzieć skąd tu się wzięłaś.
Że co !? On mnie nie zna? Przecież to mnie chce zabić. To jakaś pomyłka czy co? 
-N-nie znasz mnie? - ledwo wydusiłam z siebie te słowa. 
-Nie. Mam nadzieję że ty mnie też?
Zastanowiłam się chwilkę nad odpowiedzią. Nie czy Tak , Nie czy Tak?
-Nie. - zdecydowałam się na krótką i jednoznaczną odpowiedź.
Zayn wyszedł z pomieszczenia. Było bardzo zimno. Czy on mnie nie znał? Może sie zmieniłam i mnie nie poznał? Ale to przecież nie możliwe. Musiał mnie przecież znać. Czy to znaczy , że on mnie w ogóle nie widział od tego czasu? Tym lepiej dla mnie. Bałam się jednak, że on coś mi zrobi. Jak zwykle zresztą się boję. Siedziałam skulona w kącie pokoju. Zastanawiałam się co się teraz stanie. Chciałabym znowu normalnie żyć. Nie poszłam do szkoły. A Marcel? Dziś był piątek umówiliśmy się o 16. Ciekawe co sobie o mnie pomyśli. Obrazi się? Oby nie, naprawdę mi na nim zależało. Ciekawe co robi teraz Louis? Zresztą po tym co mi zrobił nie mam zamiaru go więcej widzieć. Byłam głodna. A gdy ja już byłam głodna musiałam dostać jakieś jedzenie - taka moja natura. Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę drzwi. Oczywiście - zamknięte. Podeszłam do kraty w 'oknie'. Lekko się kiwała. Czułam się jak w jakimś kryminalnym filmie. Popukałam w ściany. Strasznie grube. Drzwi były metalowe, nie było mowy o rozwaleniu ich. Podeszłam do tej szafy. Była zamknięta. W niej jednak jakoś udałoby się wywalić dziurę. Zaczęłam w nią z całej siły kopać. Na meblu pojawiło się jedno małe pęknięcie. Chciałam jeszcze trochę pokopać ale do pokoju wparował Zayn.
-Co ty tu wyprawiasz?! Siedź cicho bo inaczej będzie źle.
Wyszedł. On jest naprawdę dziwnym typem człowieka. Chciałam powalić jeszcze w ścianę, ale przecież znowu tu przyjdzie , a w szafę nie da się kopać cicho. W ostateczności będę krzyczeć. Podeszłam znowu do kraty. Chwyciłam ją dwoma rękami i zaczęłam ciągnąć. Nic z tego. Chyba nie wyjdę stąd aż do gwiazdki. Wtedy przypomniałam sobie o moim telefonie. Sięgnęłam po niego - ci bandyci nie zorientowali się że go mam. Tym lepiej dla mnie. Wykręciłam numer do Kate - ona zawsze coś wymyśli. 
-Halo? - usłyszałam jej głos w słuchawce.
Co za szczęście. 
-Kate to ty?
-Taak.
-To bardzo ważne , mam mało czasu.
-No daaajesz.
-Porwali mnie. Musisz mi pomóc.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
-Kate jesteś tam?
-Yyyy tak. Gdzie jesteś?
-Nie wiem.
-Poczekaj muszę się rozłączyć namierzę cię ok?
-Tak. Tylko błagam cię szybko, w każdej chwili może tu wejść.
-Dobra.
Usłyszałam dźwięk kończący rozmowę. Nagle do pokoju wlazł jakiś grubas. No to już po mnie.
-A co panienka tutaj wyprawia?
-Jaa? N-nic. 
-Taak? Napewno?
Grubas wyrwał mi z ręki telefon.
-A to ?
-No co to telefon.
-Ty sobie ze mnie nie żartuj. Zobacz już go niema.
Ten tłuścioch bezczelnie rzucił urządzeniem na podłogę i go podeptał. Popatrzyłam na niego z nienawiścią.
-A teraz siadaj tu i masz się nie ruszać. Bo jak nie to pożałujesz - powiedział i wyszedł z pokoju.
Upadłam z płaczem na podłogę. Oby Kate zdążyła zobaczyć gdzie jestem. 

* KATE P.O.V. *

Rozłączyłam rozmowę z Sharley. Byłam oszołomiona. Porwali mnie musisz mi pomóc, Porwali mnie musisz mi pomóc - te słowa wciąż błądziły w mojej głowie. W końcu odnalazłam aplikację na telefonie. Wyszukałam Sharley. Jej położenie. Zamarłam. Miejsce nie było dokładnie określone. Gdzieś na obrzeżach Londynu. Zupełnie nie wiedziałam gdzie to jest. Najrozsądniej było by iść z tym na policję. Dobrze, że nie poszłam dziś do szkoły. Nagle położenie Sharley znikło z mapy. Co? Przecież ona by nie wyłączyła telefonu. Przyszła mi do głowy jedyna myśl - ci porywacze wzięli jej telefon. I co ja teraz zrobię? Ona nie może się na mnie zawieść. Postanowiłam poprosić o pomoc Marcela. W końcu ona się z nim przyjaźniła. Już miałam wychodzić z domu gdy sobie przypomniałam kim jest Marcel. Przecież on nawet myszy się boi. Ale przecież i tak nie miałam lepszego pomysłu. Ale skąd ja mam wiedzieć gdzie on mieszka? Muszę zadzwonić do Connie, nie mam innego wyjścia tylko ona ma spis numerów i adresów wszystkich ze szkoły. 
-Halo, Connie?
-Kate? Czego ty ode mnie chcesz?
-Mam jedną małą prośbę.
-No co?
-Mogłabyś mi podać adres Marcela? 
-Tego kujona? Po guwno ci jego adres.
-No weź , proszę.
-No dobra. Zaraz wyślę ci sms.
Rozłączyłam się. Po kilku sekundach otrzymałam wiadomość tekstową z adresem. Ona ma jakiś motorek w tych palcach, pisze niesamowicie szybko, niestety , a może stety , tylko na klawiaturach. Do tego pisze 95629060610613056013 skrótów i zazwyczaj nauczycielki zupełnie nie mogą zrozumieć co napisała na karteczkach, kartkówkach a nawet sprawdzianach. Wyszłam z domu i ruszyłam w kierunku domu Marcela. Mieszkał w jakimś małym domku. Zupełnie nie jego klimaty. Zapukałam , bo nie było dzwonka. Otworzył mi jakiś przystojny chłopak w loczkach. Widać było , że był zdziwiony na mój widok.
-Yyy dzień dobry jest Marcel?
Chłopak zamyślił się chwilę.
-Nie niema. Coś przekazać?
Chłopak był zadziwiająco podobny do Marcela. Miał nawet ten sam głos. Może Marcel ma bliźniaka.
-Nieeee, właściwie to ja już pójdę, może jakoś się z nim skontaktuję, jest mi bardzo potrzebny w tej chwili. 
Chłopak tak jakby się przeraził i szybko wykrztusił z siebie:
-To może ja pomogę, Marcel zostawił telefon w domu , a wróci później , bo jest w szkole. 
No tak szkoła. A ja muszę działać szybko. Skoro to pewnie jakiś brat Marcela to dlaczego niby on nie może mi pomóc?
-No dobrze. Porwano moją przyjaciółkę , Sharley , muszę jak najszybciej ją 'odzyskać' , mógłbyś mi pomóc??
Na jego twarzy pokazało się przerażenie. 
-Tak jasne. 
Założył buty , wziął kluczyki od samochodu i wyszedł z domu. Był naprawdę dziwny. 
-Yhh to może jak masz na imię? - zapytałam. W końcu jakoś musiałam się do niego zwracać.
-yyy jestem Harry a ty?
-Kate, miło mi.
Wsiedliśmy do jego czarnego wozu.
-To gdzie mamy jechać?
- Już ci pokażę. 
Weszłam w aplikację na telefonie. Dobrze, że jej nie wyłączyłam. 
-O tu - pokazałam mu ekran - wiesz gdzie to jest? 
-Pokaż. 
Chłopak wziął urządzenie do ręki. Coś postukał palcem.
-Dobra już wiem. 
Zapięliśmy pasy i Harry ruszył z niesamowitą prędkością. Był dziwny, nawet bardzo. Do tego zupełnie inny niż Marcel - jedyne co mieli podobne to sposób mówienia i oczy. Nie przypatrywałam się im , ale Sharley mówiła mi pierwszego dnia gdy z nim siedziała, że są zielone i po prostu piękne i wyjątkowe. I Harry właśnie takie miał. Chłopak nie miał na sobie żadnego okrycia wierzchnego, więc mogłam podziwiać tatuaże na jego rękach. To sprawiało, że byłam nie mal pewna , że to nie może być Marcel tylko jest to tajemniczy Harry. Jechał tak szybko , że zdziwiłam się , że po dotarciu na miejsce nie dostał żadnego mandatu. Miejsce gdzie możliwe , że przebywała teraz Sharley było po prostu okropne.Nie chciałam tam wchodzić ale musiałam zrobić to dla mojej przyjaciółki. Harry też wyszedł z samochodu. A co jeśli on mnie porwie? Przecież go nie znam. Nie to raczej mało możliwe. 
-Proponuję najpierw obejść cały budynek. Zobacz są małe kraty w oknach. Może przez nie ją zobaczymy.
Chłopak pociągnął mnie. Obeszliśmy my cały ten 'dom'. Niestety nigdzie nie znaleźliśmy Sharley. 
-A nie łatwiej zadzwonić na policję? - zapytał chłopak. 
-Wiesz jak już tu jesteśmy...
-Dobra to wejdźmy do środka. 
Weszliśmy przez rozwalone drzwi. W środku było strasznie ciemno. Zapaliłam latarkę w telefonie. Jedno wielkie śmietnisko. Jakaś obskurna chata, tak bym to nazwała. Chodziliśmy z pokoju do pokoju. Naprawdę było to jak wielki labirynt. 
-H-harry?
-Tak?
-Będziesz umiał stąd wyjść?
-Myślę, że jakoś nam się uda. Najpierw jednak znajdźmy twoją przyjaciółkę. Trzeba działaś szybko bo nas też porwą. 
Błądziliśmy tak po tym budynku , gdy moje uszy usłyszały płacz. 
-Harry słyszysz?
-Tak. Chodź szybko. 
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę źródła dźwięku...


________________________________________________

Przepraszam, że dodałam tak późno :c Ja osobiście nie jestem zadowolona z rozdziału ;/ Mam jednak małą nadzieję, że wam sie spodobał :) Następny rozdział postaram się dodać szybciej. Kochaam was