poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 11

 PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
***
Z przyjemnego snu wyrwał mnie głośny dzwonek mojego budzika. Szybkim ruchem go wyłączyłam. Chciałam wstać z łóżka lecz uniemożliwiła mi to ręka Louisa obejmująca mnie w pasie. Przyciągnął mnie do siebie bliżej i wydał z siebie cichy pomruk. Nie ma szans żebym teraz wstała. Musiałam go obudzić. Odwróciłam się w jego stronę. Żal było mi go budzić, gdy spał był taki słodki i nie winny. Lekko nim potrząsnęłam.
-Lou - wyszeptałam.
-Tak kochanie? - wymruczał do mojego ucha.
-Uhm.. musimy już wstać.
-Nie musimy, skarbie - Louis objął mnie mocniej
-Musimy. Nie mogę się spóźnić do szkoły.
-Ale możesz dziś nie iść... kotku
-Louis... przestań.
-A co ja robię?
-Proszę, nie mów tak do mnie - obróciłam się w jego stronę. Jego oczy wypełniało smutek i zmęczenie.
-Nie podoba ci się?
-Nie ja po prostu...
-Co po prostu - chłopak przerwał mi w pół zdania.
-Nie wiem... dlaczego tak do mnie mówisz?
-Głupie pytanie zadajesz, słońce. Odpowiedź jest prosta: bo Cię kocham.
-Ale...
-Żadnych ale. Tak jest i nic tego nie zmieni.
Louis przysunął się do mnie i musnął mnie moje usta. Już miałam odwzajemnić pocałunek, gdy coś w mojej głowie krzyknęło: Nie! Lekko odepchnęłam go moimi dłońmi.
-Co ci się dzieje? - Lou nagle zerwał się i usiadł na łóżku. Kołdra zsunęła się z niego i odsłoniła jego umięśnioną klatkę piersiową pokrytą licznymi tatuażami.
-Ej? Halo? - chłopak wyrwał mnie z lekkiego transu.
-Yy co?
-Sharley? Pytałem się co ci się dzieje.
-Nic mi sie nie dzieje.
-To dlaczego mnie odepchnęłaś?
-Louis... ja myślę.. że po prostu nie jestem na to gotowa, okey?
-Na co?
-Na to wszystko. Nie zrozum mnie źle, po prostu.. w moim życiu wydarzyło się wiele i to nie jest związane tylko ze śmiercią rodziców.
-Sharley, wiesz , że chcę dla ciebie jak najlepiej i nie rozumiem dlaczego to robisz.
-Co robię?
-Odpychasz mnie od siebie.
-Louis to nie tak... musisz zrozumieć, że moje życie jest inne niż twoje.
-To nie ma z tym nic wspólnego.
-Przepraszam Louis. Nie chciałam żeby to tak wyszło.
Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z szafy czyste ubrania. Czułam na sobie jego wzrok ale nie chciałam się obracać. Weszłam do łazienki więc stracił mnie z widoku. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, tak na wszelki wypadek, choć wiedziałam , że on nie mógł zrobić mi krzywdy. Włożyłam na siebie czyste rzeczy. Przypudrowałam twarz i wytuszowałam rzęsy. Przeczesałam włosy i stwierdziłam, że zostawię je rozpuszczone. Gdy wyszłam z łazienki Louisa nigdzie nie było. Pomyślałam, że jest na dole w kuchni, lecz ta również go nie odnalazłam. Wyciągnęłam z szafki miskę i nalałam do niej mleka. Wsypałam płatki i szybko zrobiłam sobie herbatę. Po zjedzonym śniadaniu poszłam umyć zęby i włożyłam potrzebne rzeczy do plecaka. W cały domu panowała grobowa cisza. Nienawidziłam tego. Czułam się wtedy jakbym na całym świecie została tylko ja. Nie lubiłam być sama. Ogarniał mnie wtedy taki strach, ale nie przed jakimiś potworami czy czymś tam, tylko strach przed samotnością. Włożyłam buty i wyszłam z domu, zamykając drzwi. Louis gdzieś poszedł. Może miał mnie dość? Tak, chyba tak. Zrobiło mi się smutno. Nikogo nie obchodziłam. Byłam nikim. W szkole było tak jak zawsze. Przechodziłam niezauważona. Nawet jak ktoś mnie popchnął nie zwracał na to uwagi. Dotarłam do swojej szafki i wystukałam kod na klawiaturze. Wyciągnęłam potrzebne na dziś książki i zatrzasnęłam drzwiczki. Byłam zerem. Rozglądnęłam się wokół siebie. Po szkolnym korytarzu przechodzili się uśmiechnięci uczniowie. Nie rozumiem ich - jak można się się uśmiechać w tym miejscu. Nagle poczułam z tyłu uderzenie i upadłam na podłogę, co zwróciło uwagę większości osób. Usłyszałam za sobą cichy, nieśmiały głos
-Przepraszam Sharley.. yyy ... nie chciałem. - od razu poznałam ten głos. To Marcel.
-To może przestaniesz się tak na mnie gapić i pomożesz mi wstać? - krzyknęłam
-To mam ci pomóc tak?
-Nie, z chęcią sobie poleże tu jeszcze chwile - powiedziałam z ironią w głosie.
-Czyli mam jednak ci nie pomagać?
-Kurwa Marcel to był sarkazm, możesz mi pomóc wstać?! - syknęłam
Chyba wreszcie jego mózg się ruszył i wyciągnął w moją stronę swoją rękę. Chwyciłam za nią i wstałam z podłogi. Otrzepałam się, sama nie wiem z czego.
-Co sie tak gapisz? - wybuchnęłam.
Marcel wydawał się lekko przestraszony, może faktycznie nie powinnam tak na niego naskakiwać.
-Yy.. ja.. nic...
-To rusz swoją pieprzoną dupe i stąd spierdzielaj.
Nie wcale tego nie powiedziałam. Tylko mi się wydawało. Nie mogłam przecież. Nie chciałam tego powiedzieć. Co się ze mną dzieje? Marcel zdziwiony otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili z tego zrezygnował , więc odwrócił się do mnie i odszedł.
-Nie, nie, nie! - krzyknęłam i zaczęłam walić pięścią w ścianę.
Wszyscy obecni na korytarzu patrzyli się na mnie jak na wariatkę. A może faktycznie nią byłam? Po kolei wszystkich tracę. Najpierw Louis, teraz Marcel, kto będzie następny? Kate? No właśnie gdzie ona jest? Nie ma jej w szkole, ciekawe co robi. Na pewno się teraz śmieje. Dlaczego ja mam takie popieprzone życie? Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Matematyka, czyli jedna godzina mojego życia jest stracona. Weszłam do sali, a wszystkie pary oczy utkwiły we mnie wzrok. Wszyscy zaczęli coś między sobą szeptać. Cholera. A więc tematem dzisiejszego dnia będę ja. Super. Marcel siedział już w ławce. Może uda mi się go jakoś przeprosić. Odsunęłam krzesło i usiadłam na nim. Marcel odsunął się trochę ode mnie. Popatrzyłam na niego. Wiedziałam, że wie, że się na niego patrze, jednak zachował kamienny wyraz twarzy. Aktualnie jego twarz wydawała 0 emocji. Jak?
-Marcel? - szepnęłam.
Chłopak nie zareagował. Ma jeszcze swój honor. Nie dziwię się mu. Gdyby na mnie ktoś się tak wydarł i mnie obraził do końca życia byłabym nie niego obrażona. Do klasy wszedł nauczyciel. Właśnie zaczęło się 7 godzin udręki.
***
Wreszcie usłyszałam upragniony dzwonek. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Dotarłam do mojej szafki, wystukałam kod i wrzuciłam tam książki które nie były mi potrzebne w domu. Wyszłam ze szkoły i wreszcie poczułam świeże powietrze. W mojej szkole było okropnie duszno. Pffff. Chciałam być już w domu. Miałam wielką ochotę zrobić sobie kakao i  leżąc w łóżku obejrzeć jakiś film. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu. Weszłam do niego i znów poczułam tą pustkę niszczącą mnie od środka. Może to dziwne - większość ludzi w moim wieku chciałoby być samemu, żeby nikt się ciebie nie czepiał i żeby mieć spokój, ale ja mam już tego po prostu dość. Codziennie wchodzę do domu i widze tylko pustkę. W całym mieszkaniu panuje grobowa cisza. I to wszytko wywołuje u mnie strach... nie stop! Dosyć myślenia o tym i dołowania się na  dziś. Ponieważ było już ciemno zapaliłam wszystkie światła w domu i włączyłam tv i radio. Od razu zrobiło się tak... inaczej. Nie miałam żadnej ochoty na zadania domowe więc plecak rzuciłam gdzieś w kąt. Wyciągnęłam z szafy dresy i jakąś koszulkę Louisa. Lubiłam w nich chodzić, pachniały nim, a właśnie teraz mi go brakowało. Poszłam do łazienki się umyć. Kochałam długie kąpiele, ale teraz jakoś nie miałam żadnej ochoty na nie więc wzięłam po prostu szybki prysznic i umyłam włosy. Ubrałam się i rozczesałam mokre włosy oraz je wysuszyłam. Zrobiłam sobie , tak jak wcześniej planowałam, kakao i wskoczyłam do łóżka. Wybrałam byle jaki film, było mi tak naprawdę wszystko jedno. Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się i przetarłam oczy rękami. Słońce raziło mnie w oczy. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie pokoju. 10:13. Chyba muszę sobie wreszcie kupić telefon. Zaraz... 10:13? Spóźniłam się do szkoły. Chwilę poleżałam jeszcze na łóżku i w końcu zdecydowałam, że nie ma sensu iść do szkoły. Nie chciało mi się, w ogóle nie miałam ochoty siedzieć tam i stracić kilka godzin mojego życia. Już miałam iść do łazienki się ogarnąć gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z niechęcią zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się.. Marcel.
-Marcel? Co ty tu robisz? Czemu nie jesteś w szkole? - tak naprawdę jego spodziewałam się tu najmniej. Przecież on się  na mnie obraził.
-Właściwie to ja... przyszedłem bo...chciałem cię przeprosić.
-Ty mnie? - powiedziałam ze zdziwieniem
-Tak jak myślałem. Pewnie nie chcesz mnie już znać bo się wczoraj do ciebie nie odezwałem. W takim razie ja już pójdę..
-Nie, nie Marcel, czekaj. Tak naprawdę to ja cię powinnam przepraszać. Ty wpadłeś na mnie przed przypadek, a ja wybuchłam na ciebie jakbyś co najmniej mnie zabił czy coś. Miałam po prostu zły dzień i tak szczerze to jakbym była na twoim miejscu też bym się na siebie obraziła. W ogóle wątpię żebym się do mnie kiedykolwiek odezwała. Ja jak już się obrażam to śmiertelnie. A więc, przepraszam cię Marcel za wczoraj. Wybaczasz mi?
-Tak...
-Oh, dziękuję. - od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Myślałam, że on nigdy mi nie wybaczy. Sama nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale po prostu rzuciłam się  jego ramiona i go przytuliłam. Marcel po krótkim czasie odwzajemnił uścisk i staliśmy teraz u progu drzwi przytuleni do siebie. Czułam, jak  w moim brzuchu lata stado motylków.
-Kocham cię, Sharley. - usłyszałam cichy szept. Jak tylko Marcel wypowiadał moje imię moje serce biło mocniej. Zaraz, czy on powiedział "kocham cię" ?
-Co powiedziałeś? - również szepnęłam.
Marcel nagle się ode mnie oderwał i powiedział przerażonym głosem:
-Ja.. yyy... nic...
Stłumiłam w sobie śmiech. To było słodkie.
-Przyszedłem tu też po to by... dokończyć nasz projekt z matematyki. Jutro trzeba go oddać.
-Ah no tak , przez to wszystko co się ostatnio wydarzyło zupełnie wyleciało mi to z głowy. Chodź. Napijesz się czegoś?
-Yy.. nie dzięki.
-A ja z chęcią coś zjem. Dopiero wstałam.
-Przepraszam, że cię obudziłem.
-Nie obudziłeś mnie - zaśmiałam się - sama wstałam. Poczekaj tu na mnie chwilkę, rozgość się, ja tylko szybko się ubiorę.
-Yyy tak jasne.
Poleciałam szybko do swojego pokoju i włożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Uczesałam tylko włosy i poszłam do kuchni nalać sobie soku. Marcel stał w salonie i przyglądał się zdjęciom które miałam na małej szafce.
-Co robisz? - spytałam, jakbym nie wiedziała co robi. Jestem głupia.
-To ty i rodzice?
-Tak...
-A gdzie są teraz?
-Noo... nie wiem... tam na górze? W grobie? - czułam jak moje oczy stają się mokre. Po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Marcel odwrócił się w moją stronę.
-Jejku, przepraszam... ja.. ja nie chciałem.. Sharley proszę nie płacz.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił moje drobne ciało do swojego. Odwzajemniłam uścisk i oderwałam się od niego.
-No to... - przetarłam oczy - może skończymy ten projekt?
-Tak jasne. 
Przyniosłam wszystkie potrzebne rzeczy i zabraliśmy się do roboty. Oczywiście Marcel musiał mi wszystko mówić, jak i co zrobić  itp. Nie chciałam żeby on odwalał całą robotę, ale ja po prostu nic nie umiałam. Może ze dwa razy się wtrąciłam, ale tylko się wygłupiłam, bo wszystko  co mówiłam było bzdurą. Czułam się przy nim jak głupia. Ale chyba to nie moja wina, że odkąd pamiętam nie lubię matematyki i nigdy jej się nie uczyłam. Praktycznie nic nie umiałam i moje umiejętności zatrzymały się na poziomie 6 klasy podstawówki. Po chyba ok dwóch godzinach skończyliśmy. Niestety nie udało mi się zatrzymać Marcela, ponieważ musiał gdzieś szybko wyjść. Odetchnęłam z ulgą gdy popatrzyłam na skończony projekt. Odczułam straszny głód więc zrobiłam sobie szybko jakieś jedzenie i powróciłam do salonu. Usiadłam na sofie i włączyłam tv. Akurat leciał mój ulubiony program więc wygodnie się rozsiadłam i zabrałam się za zjedzenie mojego "śniadania". Tą chwilę przerwał mi dzwonek do drzwi. Znowu goście? A może Marcel czegoś zapomniał. Odstawiłam talerz i poszła otworzyć. Znów był to gość którego spodziewałam się najmniej - Louis.
-O hej, nie wiem co tu robisz ale.. - zaczęłam i skończyłam gdy mój wzrok spoczął na całą zakrwawioną rękę Louisa.
-O mój boże - powiedziałam z ręką na ustach.

Nie było mnie tu miesiąc. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Może też i nie mam za co, blog jest tylko dla mnie rozrywką i nie lubię być zmuszona do pisania tutaj czegoś. Przez cały ten czas, po prostu nie miałam weny ani czasu, ale jak dla mnie po prostu musiałam już tu coś napisać. Dlatego też ten rozdział jest jaki jest. Chciałabym tylko poprosić, jeśli przeczytałeś ten rozdział skomentuj go. Może to być zwykła kropka, cokolwiek. Chciałabym zobaczyć kto czyta tego bloga i czy jest sens na pisanie go, bo tak naprawdę z każdym rozdziałem jest mnie komentarzy.I nie chodzi mi tu o to, że zależy mi tylko na tych komentarzach i, że je na was wymuszam, tylko chciałabym zobaczyć, dla kogo piszę tego bloga i ile osób to czyta. Następny rozdział nie wiem kiedy będzie,ale postaram się go dodać nie długo.